Jeśli chodzi o 100-procentową skuteczność akcji ratowniczej i największą liczbę uratowanych górników podczas jej trwania, najlepsi są ratownicy z... Górnego Śląska. Wyprzedzają nawet chilijskich, którzy w 2010 r. uratowali 33 górników. Wyprzedzają, i to aż o 126 lat.
Wielu zapewne pamięta katastrofę i cudowne ocalenie wszystkich 33 górników z chilijskiej kopalni miedzi i złota San José, położonej na pustyni Atakama. Wypadek ten miał miejsce 5 sierpnia 2010 r. Kiedy runął główny tunel wejściowy kopalni, odcięci górnicy uciekli do podziemnej komory o powierzchni 50 m2. Panowała tam wysoka temperatura. Przez 18 dni żywili się małymi zapasami wody i jedzenia.
69 dni pod ziemią
W tym samym czasie chilijski minister górnictwa Laurence Golborne ponuro wyznał: Musimy być gotowi na najgorsze. Tragiczne wypadki w kopalniach się niestety zdarzają. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby górników odnaleźć, ale niestety metody te zawiodły. Wtórowali mu lekarze, przekonując zebrane rodziny i media, że tyle czasu pod ziemią – i to bardzo głęboko, gdzie temperatura sięga nawet 40°C – raczej nikt nie przeżyje. Po 3 tygodniach od wypadku, w niedzielę 22 sierpnia 2010 r. jedna z wiercących głowic niespodziewanie natrafiła na znajdującą się na głębokości 668 m pustą przestrzeń. Gdy ratownicy wyciągnęli wiertło i wpuścili w głąb ziemi sondę optyczną, mieli już pewność, że właśnie odnaleźli zasypanych górników. Kiedy powiększono otwór do szerokości 15 cm, nawiązano kontakt z zasypanymi. Górnicy zaczęli otrzymywać tlen, wodę, wysokokaloryczną żywność, lekarstwa oraz inne niezbędne artykuły. Po wcześniejszym wydrążeniu odpowiedniego tunelu ratownicy skonstruowali specjalną metalową kapsułę o nazwie „Feniks 2”. W niej po kolei wywieziono na powierzchnię wszystkich ocalonych górników. Spod ziemi zostali wydobyci po 69 dniach od wypadku. Dla wielu jest to cud. Na powierzchni czekały na nich rodziny, liczne media oraz prezydent Chile Sebastian Pinera. Wielu przez cały czas trwania akcji modliło się – w tym chilijski prezydent oraz papież Benedykt XVI. Ocenia się, że ocalenie chilijskich górników to najbardziej perfekcyjnie przeprowadzona akcja ratownicza w historii górnictwa. Z pewnością jest to prawda, ale cofnijmy się o 126 lat...
Zawalony szyb
Czerwiec 1884 r. był na Górnym Śląsku bardzo deszczowy. Nic nie zapowiadało, że zła aura będzie główną przyczyną wielkiej górniczej katastrofy. 20 czerwca o godzinie 15:30 w polu górniczym „Gefall”, należącym do świętochłowickiej kopalni „Deutschland” (w 1937 r. jej nazwę zmieniono na „Polska”), swą zmianę kończyło 43 górników. Na skutek długotrwałych opadów deszczu wezbrane wody rzeki Rawy oraz pobliskiego stawu spowodowały nagłe przerwanie zabezpieczeń. Ogromne masy wody i podmokłej ziemi z wielką siłą wdarły się do wnętrza kopalni. Niszczyły wszystko, co spotkały na swej drodze. Nastąpiło zamulenie górniczych wyrobisk. Zniszczeniu uległa drewniana wieża kopalnianego szybu „Zimnol”. Wszystko to działo się bardzo szybko. Tak szybko, że pracujący pod ziemią górnicy nie zdążyli wydostać się na powierzchnię. Po zawaleniu się szybu nastała głucha cisza. Przerwały ją dopiero krzyki przerażonych ludzi.