Z mężczyzną, który poprzez spirytyzm wszedł w kontakt z demonami, r o z m a w i a G r z e g o r z B a c i k
Trafiłeś do nas, do Sekretariatu Ewangelizacji (prowadzony przez Zakon Franciszkanów krakowskiej Prowincji Matki Bożej Anielskiej), bo działo się coś złego. Co Cię do nas sprowadziło?
Zacząłem się dziwnie zachowywać, miałem ataki… Sytuacja wyglądała tak, jakbym chorował na epilepsję. Na moment wszystko ustępowało, przez chwilę byłem świadomy, po czym znowu następował atak. Rzucało mną po pokoju. Stawałem się sztywny, leżałem na podłodze jak kłoda, a ciało przemieszczało się po mieszkaniu, uderzając o kanty mebli i twarde powierzchnie. Miałem mnóstwo siniaków i ran, rozbitą głowę. W trakcie ataku wyłem nieswoim głosem i – prawdę mówiąc – nigdy nie pamiętałem wszystkiego, co się działo. Mówiły mi o tym osoby, w obecności których wielokrotnie się to działo.
Jak na to reagowałeś? Co sobie myślałeś, kiedy widziałeś, co się z Tobą dzieje?
Zacząłem od wizyt u psychiatry, potem u psychologa. Robiłem różne badania.
Jaka diagnoza?
Wyczerpany fizycznie, ale zdrowy. Brak podstaw do leczenia. Co ciekawe, leki uspokajające wprowadzały mnie jeszcze większy stan wściekłości i wrogości.
I co dalej? Co według Ciebie mogło być przyczyną takiego stanu?
Wtedy doszedłem do wniosku, że to duchy zaczynają mi szkodzić.
Jakie duchy i dlaczego?
Duchy, które wielokrotnie wywoływałem.
Możesz coś więcej na ten temat powiedzieć?
Zabawa zaczęła się w szkole podstawowej, w siódmej klasie. Razem z kolegami wywoływaliśmy duchy różnych osób. Wykorzystywaliśmy do tego specjalną książeczkę, z której czerpaliśmy wskazówki. Później spotykaliśmy się z pewnym człowiekiem. On był medium, mówił, jaki duch przychodzi, i przekazywał nam od niego informacje.
Dużo było tych seansów?
W ciągu półtora roku było 15, może 18 takich spotkań.
Byłeś wtedy bardzo młody, jeszcze niepełnoletni…
Tak, ale środowisko, w którym się obracałem, a raczej wychowywałem, było środowiskiem satanistycznym, żyjącym magią i okultyzmem
Czy jesteś w stanie powiedzieć, kiedy to wszystko się zaczęło?
Pewnie wyda się to zaskakujące, ale według mnie zaczęło się to już w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Narastała we mnie złość powodowana całkowitym brakiem miłości. Postanowiłem powiedzieć Bogu, by zostawił w spokoju mnie i moją duszę, i jednocześnie prosiłem Szatana, by się mną zaopiekował. Wiem, że wiek siedmiu lat niewiele znaczy. Ale ja byłem już tak ukształtowany przez otoczenie, że miałem znaczną świadomość tego, co robię i tego, co mówię. Nie chcę poruszać tematu rodziców, bo to dla mnie bardzo bolesna sprawa i chyba ona jest głównym powodem moich problemów.