jtemplate.ru - free extensions for joomla
jtemplate.ru - free extensions for joomla
sklep

A duchów było 6

czwartek, 01 listopad 2012 19:17

Na nabożeństwie zgromadzona była bardzo duża liczba wiernych, którzy z ogromną wiarą trwali na modlitwie za całą parafię, aż do godziny 21.00. Po zakończeniu adoracji podeszła do mnie młoda dziewczyna, która uczestniczyła w Eucharystii i adoracji wraz ze swoją mamą. Poprosiła o modlitwę indywidualną, gdyż jak mi powiedziała, jest osobą zniewoloną i od 4 lat odprawiane są nad nią egzorcyzmy. Ostatnio jednak jej stan się pogorszył, gdyż z powodu różnych przeszkód nie mogła dotrzeć do egzorcysty.


Rozpoczęliśmy modlitwę Po krótkiej rozmowie i rozeznaniu problemu przystąpiliśmy do modlitwy wstawienniczej w zakrystii kościoła. Obecny był także diakon. Po kilku minutach byliśmy świadkami wielkich manifestacji Złego, ogromnej siły fizycznej, którą dziewczyna dysponowała, pomimo bardzo wątłej budowy ciała. Cały czas prowadziliśmy modlitwę błagalną, ponieważ diecezja, w której się znajdowaliśmy, nie była moją, stąd nie mogłem użyć powierzonej mi władzy egzorcyzmowania.


W pewnym momencie, modląc się, wypowiedziałem słowa: Matko Najświętsza, musimy zawołać do pomocy księdza proboszcza, gdyż on tu jest ojcem dla Twoich dzieci z tej parafii. Na to demony zaczęły krzyczeć: – Nie! Tylko go nie wołaj! Daj nam spokój, zostaw nas! Poprosiłem więc diakona, żeby jak najszybciej sprowadził księdza proboszcza. W międzyczasie przerwałem modlitwę, by dać odpocząć cierpiącej. Po kilku minutach udało nam się odnowić przyrzeczenia chrzcielne.

 



Pełny tekst artykułu w drukowanej wersji miesięcznika "Egzorcysta".

 

 

Pozornie dziecinna historia

poniedziałek, 01 kwiecień 2013 17:36

Drugoklasiści zabrali się do pracy, a ja na moment usiadłam za biurkiem. Chwilę potem chodziłam po klasie, podziwiając efekty pracy maluchów. Zatrzymałam się przy chłopcu, który był o dwa lata starszy od pozostałych, aby pochwalić i jego pracę. Jednakże to, co zobaczyłam w jego zeszycie, było jedną wielką niespodzianką – niestety bardzo niesmaczną.

 

„Potwór z rogami”

Na rysunku nie było sylwetki kilkuletniego chłopca, lecz postać z niedużą głową i rogami pięć razy dłuższymi niż twarz. Z dłoni owego stwora wyrastały długie, szpiczaste pazury, a z nóg zakrzywione szpony. Na ramionach znajdowały się dwie ostre metalowe wypustki. Nie powiem, żebym czuła się z tym dobrze. Szeptem zapytałam chłopca: – Maćku, co to jest?, wskazywałam na długie, cienkie rogi. 

– To są rogi.

– A to?

– To są pazury, a to szpony, proszę pani.

Chłopiec mówił najzupełniej spokojnie i grzecznie. Jego rysunek nie był więc jakąś złośliwą prowokacją w moją stronę. 

– A kto to jest?, zapytałam. Liczyłam, że być może nie zrozumiał polecenia i rysował przynajmniej jakąś fantastyczną postać.

– To jestem ja. Ja jestem zły. Ja jestem diabeł.

 

O dziwo, dziecko mówiło nadal w miarę spokojnie, jednakże całkowicie identyfikowało się z narysowaną postacią. Rozmawialiśmy szeptem, tak, aby inne dzieci nie słyszały naszej rozmowy. Jako nauczycielka nie spotkałam się wcześniej z podobną sytuacją i w pierwszej chwili nie wiedziałam, jak zareagować. Miałam ochotę krzyknąć, ale to byłby jedynie wyraz mojej bezsilności. Poza tym niewiele by to dało dziecku, które być może nie ze swojej winy fascynowało się złem. Przez chwilę milczałam, zastanawiając się, co zrobić. Wzięłam do ręki zeszyt chłopca i odkryłam coś znamiennego. Na okładce obok rysunku Hot Wheels widniała duża trupia czaszka. Po minucie zauważyłam kolejny motyw zła – tym razem na plecach chłopca widniał dosyć przyszarzały wizerunek ogromnej czaszki. Zajmował całą powierzchnię pleców, lekko zasłaniał go kaptur od bluzy. Po chwili zastanowienia poprosiłam, aby Maciek jeszcze raz narysował rysunek, gdyż to, co przedstawił, nie było wcale do niego podobne.

 

– Ty jesteś ładnym chłopcem. Nie masz ani rogów, ani pazurów, powiedziałam spokojnie.

Dzieciak zaczął rysować nową pracę. Przez następne dni dzielące mnie od kolejnej lekcji z klasą Maćka modliłam się za to dziecko. Rozmawiałam

też z katechetką szkolną i innymi nauczycielami. Jak się okazało, chłopiec był jedynym dzieckiem z klasy, które nie uczęszczało na lekcje religii. W rysunku chłopca i jego słowach psycholog szkolny nie dostrzegł żadnego zagrożenia – jedynie usprawiedliwiał dziecko.

 

Wychowawczyni zaś zdawała się całkowicie na psychologa. 

 

 

pełna wersja artykułu w drukowanej wersji miesięcznika Egzorcysta

 

 

Rana odrzucenia. Świadectwo

wtorek, 02 kwiecień 2013 03:58

Szczególnie uciążliwe były, pojawiające się co jakiś czas, myśli samobójcze i niechęć do życia. Zastanawiające także były moje lęki przed ludźmi oraz „dziwna bezsilność”. Miałam takie poczucie, jakbym od wewnątrz była skrępowana. Tak jak nieraz wiąże się i obezwładnia człowieka sznurami, tak ja miałam wrażenie, że noszę na sobie takie „sznury” w swoim wnętrzu. Wszystko to działało na mnie obezwładniająco, a przejawiało się m.in. w niemożności odezwania się wśród ludzi. Ponadto miałam duży problem z podejmowaniem decyzji i z wypowiadaniem głośno swojego zdania. Często męczyła mnie niepewność i irracjonalne poczucie zagrożenia. Wskutek różnych przykrości, które niosło życie, nie potrafiłam się również zdystansować ani do wydarzeń, ani do reakcji ludzi. Wchłaniałam w siebie wszystko jak gąbka. Gdy nie byłam już w stanie tego udźwignąć, wybuchałam gniewem, agresją, płaczem, którego nie mogłam opanować. To skłoniło mnie do poszukiwania przyczyny moich problemów.

Tata cię nie chciał

W tym czasie „wpadł mi w ręce” jeden z Zeszytów Formacji Duchowej poświęcony uzdrawianiu relacji. Za sugestią autorki – dr Wiesławy Stefan – zapytałam moją mamę o okoliczności moich narodzin i czy urodziła ona wszystkie dzieci. Odpowiedź, jaką usłyszałam, wprost mnie „poraziła”: Wiesz, tata cię nie chciał. Kazał mi ciebie usunąć, załatwił lekarza, pojechał ze mną do niego. W kieszeni miał 1000 zł na „zabieg”. Czekał na mnie za drzwiami gabinetu. Lekarz natomiast tłumaczył mi: „Po co Pani siódme dziecko? Ma Pani już sześcioro, więc potrzeba sześciu ubranek, sześć tornistrów” itd. Mama w tym czasie w duchu się modliła. Osaczona z jednej strony przez lekarza, a z drugiej przez męża czekającego za drzwiami zmagała się z decyzją, co ma zrobić. Ostatecznie powiedziała: Nie, wychowałam sześcioro, wychowam i siódme. Natomiast memu tacie, z lęku przed nim, powiedziała, że według lekarza jest już za późno, że mogłaby umrzeć i dlatego musi mnie urodzić.

Nie byłam ostatnim dzieckiem

Dowiedziałam się także, że nie byłam ostatnim dzieckiem moich rodziców, jak dotąd myślałam. Mama jeszcze raz była w stanie błogosławionym. Niestety, temu dziecku zostało odebrane prawo do tego, aby się urodzić. Tata – według relacji mojej mamy – posługując się szantażem, że odbierze sobie życie, jeśli urodzi poczęte dziecko, doprowadził do tego, że mama dokonała aborcji. Ta okrutna prawda mocno mną wstrząsnęła. Nie mogłam uwierzyć w to, że mój własny ojciec mnie nie chciał i że moi rodzice dokonali zabójstwa nienarodzonego dziecka. „Nie chciał” – te słowa powodowały niewyobrażalny ból. Rozeszły się jak echo po całym moim jestestwie. Nagle usłyszałam w głębi serca: Ale Bóg cię chciał. To mnie wewnętrznie pocieszyło i umocniło. 

 

 

całość artykułu w drukowanej wersji miesięcznika Egzorcysta

 

 

Broni nas Niepokalana. Świadectwo

środa, 02 październik 2013 19:34

Jestem osobą wierzącą, nigdy nie podważałam istnienia Szatana i jego realnego działania. Zawsze myślałam, że jestem na tyle mała i nieistotna, że poza kuszeniem, które jest zawsze, zostawi mnie on w spokoju. I tak było do czasu, gdy zdecydowałam się zorganizować wśród znajomych różę różańcową rodziców…

 

Mam na imię Dominika, jestem mamą trzech chłopców w wieku 5, 8 i 10 lat. Jestem osobą wierzącą i praktykującą regularnie, absolwentką katolickiej uczelni, jednak ani specjalnie nie angażowałam się w życie parafii, ani też nie należałam do żadnej grupy modlitewnej czy wspólnoty. Ot, po prostu – cotygodniowa Msza św., codzienna modlitwa, praktykowane wszystkie świąteczne ryty – standard. Jako osoba wierząca wierzyłam też w istnienie osobowego zła, Szatana – osoby od siebie silniejszej, bardziej inteligentnej, wobec której sama z siebie jestem bezradna. Dlatego też wybierałam strategię niedrażnienia bestii, trzymania się na bezpieczną odległość od wszystkiego, co mogłoby sprowokować jakiś bliższy kontakt. Unikałam wszelkiej maści wróżb, horoskopów, wschodnich medytacji, homeopatii. Dbałam o regularną spowiedź i ogólnie o bycie w stanie łaski. Jeśli miałabym wskazać na ingerencję diabelską w moje życie, to byłoby to kuszenie, prowadzące do grzechu, ale żadne tam bardziej bezpośrednie ataki. Po prostu czułam się na tyle mało istotna dla Złego, że sądziłam, iż nie będzie sobie mną głowy zawracał i raczej dręczyć będzie osoby, bardziej tego „godne” – duchownych czy mistyków, a takiego szaraka jak ja zostawi w świętym spokoju.

 

 

pełny tekst świadectwa w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta

 

 

Przez Jogę do zniewolenia. Świadectwo Pawła

niedziela, 03 marzec 2013 20:46

Dwanaście lat temu mama pierwszy raz zaprowadziła mnie do gabinetu bioenergoterapeutycznego. Przez 10 lat chodziłem tam w złudnym przekonaniu, że ci ludzie chcą mi pomóc. Zaczynając od kontaktów z bioenergoterapeutami, powoli wszedłem w jogę, akupunkturę, akupresurę, ustawienia rodzinne Berta Hellingera, wreszcie Metodę Silvy. Największych spustoszeń duchowych dokonały we mnie joga, Metoda Silvy i ustawienia rodzinne. Najtrudniejszymi doświadczeniami chciałbym się podzielić.

 

Joga

Pierwszy raz spotkałem się z jogą parę lat temu. Pierwsze zajęcia: półtorej godziny, maty, kadzidełka. Jako jeden z dwóch mężczyzn wśród kilkunastu kobiet czułem się trochę nieswojo, jednak potraktowałem to jako mały minus w stosunku do tego, co joga miała mi dać – relaks, rozluźnienie, wzmocnienie ciała. Zacząłem ćwiczyć, nie wiedząc, że jest wiele odmian jogi. Dla mnie joga to była po prostu joga. Jak się później okazało, ten rodzaj, z którym ja się zetknąłem, był chyba najpopularniejszą w naszym kraju odmianą – hatha-joga. Kupiłem książkę do nauki ćwiczeń i z czasem zacząłem ćwiczyć także w domu. Pozycje ciała (asany), określane często nazwami zwierząt (np. pies, krowa czy żółw), wydawały mi się idealnym sposobem wyciszenia po nerwowości i stresie w pracy. Po zajęciach czułem duży przypływ energii, mniej czasu potrzebowałem na sen. Wzmocniła się także odporność. W młodości podatny na przeziębienia, teraz zacząłem być coraz silniejszy fizycznie. Z książki dowiedziałem się, że oprócz ćwiczeń fizycznych warto również rozpocząć praktykę medytacji czy ćwiczeń oddechowych (zwanych pranajama). Można powtarzać w głowie zwroty (mantry) w celu wyciszenia umysłu czy układać dłonie w specjalne zamknięcie energii (mudry) – wszystko po to, by żyć zdrowiej, pełniej i szczęśliwiej. Z czasem zacząłem zaopatrywać się w sklepach ze zdrową żywnością, jadać w barach wegetariańskich, bywać na targach medycyny naturalnej. Zrezygnowałem z medycyny tradycyjnej, wizyt u lekarzy, lekarstw. Jeśli pojawiły się jakieś większe dolegliwości fizyczne, sięgałem po zioła, akupunkturę i akupresurę.

 

pełny tekst świadectwa w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta

 

 

Uzdrowiony z "leczniczych" energii

czwartek, 02 maj 2013 05:29
Moja historia jest przykładem na to, jak brak wiary i życie niezgodne z zasadami głoszonymi przez Kościół katolicki prowadzą do grzechu przeciw pierwszemu przykazaniu.  Pragnąłbym, aby nikt nie musiał przechodzić przez to, co ja. Oby moje słowa pomogły komuś ustrzec się przed zniewalającymi mocami zła, kryjącymi się pod płaszczykiem „leczniczych” energii! 
pisze Krzysztof

 

Jestem socjologiem, nauczycielem, ratownikiem wodnym i instruktorem pływania. Mój ojciec był niewierzący, ale mama zapewniła mi podstawowe wychowanie chrześcijańskie, doprowadzając mnie do Pierwszej Komunii Świętej. Na tym moje życie religijne się zakończyło. Zawsze lubiłem zgłębiać zagadnienia dotyczące sensu życia, dlatego też w okresie dorastania zainteresowałem się literaturą science fiction, idącą w kierunku New Age. Jednocześnie szukałem argumentów przeciw chrześcijaństwu, uznając je za przestarzałą formę religii.

Mam wysoki poziom koloru

Jakiś czas po założeniu rodziny moi bliscy zaczęli chorować, a ponieważ medycyna w niektórych przypadkach okazywała się bezradna, szukałem pomocy w formach niekonwencjonalnych. Zaprosiłem do swojego domu znanego gliwickiego bioenergoterapeutę, który stwierdził, że mam duże predyspozycje w kierunku radiestezji i bioenergoterapii, ponieważ mam bardzo wysoki poziom koloru radiestezyjnego. Poradził mi kształcenie się w tym kierunku na kursach związanych z przekazem energii. Spodobał mi się ten pomysł, bo przecież miałem pomóc...

 

 

pełny tekst świadectwa w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta

 

 

Za dzieci i kapłanów

sobota, 01 czerwiec 2013 14:46
Gdybym nie był świadkiem wydarzeń, które tu opisuję, z pewnością mnie samemu trudno byłoby uwierzyć, że rzeczywiście miały miejsce. A jednak wszystko, co napisałem, jest prawdą...
 

Pewnego dnia po Mszy św. podeszła do mnie dziewczyna i poprosiła o rozmowę. Powiedziała, że doświadcza dręczenia demonicznego, dawno nie była u spowiedzi, nie może uczestniczyć w Eucharystii oraz szuka kierownika duchowego. Zgodziłem się pójść z nią do egzorcysty. W zakrystii kościoła, w którym posługiwał egzorcysta, czekało kilka osób. Po Mszy św. kapłan ustalił, w jakiej kolejności miały podchodzić do modlitwy. Zastanowiło mnie, że Agnieszkę zostawił na koniec. Gdy nadeszła jej kolej, zaczęliśmy modlić się na różańcu....

 

 

pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta

 

 

 

Czy capoeira to tylko sport?

wtorek, 02 lipiec 2013 18:49
Przygodę ze sztukami walki zacząłem w wieku siedmiu lat. Póżniej także moje zainteresowania skupiły się wokół muzyki (buntownicza z gatunku rock/metal i hip-hop/rap) i pewnych subkultur. Punkrockowe środowisko o mało nie pozbawiło mnie wolności (ze względu na używki). Ostatecznie trafiłem do sekcji capoeiry. To moje zainteresowanie spodobało się również rodzicom, którzy znali capoeirę z pokazu zorganizowanego kiedyś podczas pewnego festynu parafialnego...

 

Wiele czasu spędzałem na treningach, także poza zorganizowanymi zajęciami. Różne zjazdy, nowi ludzie, wspólne zainteresowania, efektowność capoeiry, dzięki której często bywałem zauważony, to pochłaniało mnie coraz bardziej. Do tego stopnia, że nawet nie przyszło mi do głowy zastanowić się nad tym, czy śpiewanie czegoś w nieznanym języku lub przeżycie tzw. chrztu (batizado) może być jakąś inicjacją duchową. Zwłaszcza że moja wiara i świadomość religijna były na bardzo niskim poziomie. Zasadniczo wszystko ograniczało się do „pobytów” na niedzielnej Mszy św., sporadycznego pacierza wieczornego i wzywania pomocy Maryi w myśl zasady „jak trwoga to do Boga”. Po półtora roku treningów zacząłem równocześnie trenować MMA (mieszane sztuki walki). Coraz bardziej ciągnęło mnie do realnej walki. Momentami czułem się przymuszony do agresji. Mniej więcej w tym czasie zacząłem doznawać różnych problemów psychicznych i fizycznych: depresje, silne lęki i niepokoje, agresja i nienawiść do samego siebie, a także nieuzasadnione bóle kręgosłupa (nawet przy przerwach w treningach) czy problemy z żołądkiem. Terapie, a nawet leczenie farmakologiczne, nie pomagały ani na dolegliwości psychiczne, ani somatyczne. Starania psychologów, a nawet psychiatry, nie przynosiły absolutnie żadnej ulgi, natomiast problem narastał, zwłaszcza w kontekście potrzeby bycia silnym fizycznie i psychicznie, jak na adepta sztuk walki przystało...

 

 

pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta

 

 

 

Napiszę o tobie...

sobota, 05 styczeń 2013 19:53
Całemu światu opowiem o tobie. Wykrzyczę twoje plany. Cały świat pozna wszystkie twoje tajemnice. Nieważne, że odkryję swoje sekrety, niech się śmieją ze mnie. Część z nich zrozumie, bo to samo przeżywa. Napiszę o tobie. Bóg już od jakiegoś czasu sugeruje mi, bym dawała świadectwo o tym, co przeszłam. Ksiądz mi powtarza,że przyjdzie taki czas.Może właśnie nadszedł.

 

Bogu dziękuję, że pozwolił mi zejść na samo „dno piekła”, bym się w końcu opamiętała i chwyciła Go za rękę. W całej tej tragicznej dla mnie przeszłości zawsze i wszędzie był Jezus, cichy i pokorny. To dzięki Jego obecności nie zeszłam na drogę nierządu i przestępstwa, nie targnęłam się na swoje życie ani na żadne inne, choć wielokrotnie demon mnie do tego namawiał i byłam od tego o krok. Byłam kiedyś z przyjaciółmi na kawie u pewnego księdza z mojej parafii. Rozmawialiśmy o przykazaniach.  Kolega zapytał o grzech cudzołóstwa. Siedziałam na fotelu, naprzeciwko ksiądz, obok na tapczanie inni. Nagle poczułam, jakby ktoś odebrał mi władzę w nogach. Jakby niewidzialna siła sparaliżowała moje ciało. 

Widzisz go – usłyszałam głos demona – jak patrzy? Mówi o rzeczach, na których się kompletnie nie zna. Serce mi waliło, pot spływał po czole, nie mogłam wydusić słowa. Nie słyszałam nic, prócz mrocznego głosu obok mnie. Zapadła ciemność. Zostałam w niej tylko z księdzem, siedzącym naprzeciw mnie, ale będącym jakby nie w moim świecie. Gdzie są wszyscy?, zapytałam. – Nikogo tu nie ma, odpowiedział demon. – Tylko ja, ty i on. Chcę tylko jednego. – Czego? – Zabij go!

 

 

pełny tekst świadectwa w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta

 

 

Lęk nie pochodzi od Boga

niedziela, 03 listopad 2013 17:56
Był czas w moim życiu, gdy wszelkie ostrzeżenia i opinie Kościoła odnośnie do jogi, wróżenia, różnych form terapeutycznych, amuletów itp. wydawały mi się oczywiście przesadzone i średniowieczne. Nie widziałam nic złego w mieszaniu różnych duchowości i w eksperymentowaniu na tym polu. Nie docierało do mnie to, jak potężną, a zarazem delikatną strukturą jest duchowość człowieka. W czasie studiów zetknęłam się z ustawieniami rodzinnymi Berta Hellingera…

świadectwo Anny

 

Miałam 27 lat, gdy zdecydowałam się na uczestnictwo w ustawieniach metodą Berta Hellingera. Jak każdy człowiek, miewałam różnego typu rozterki, pytania, wątpliwości, które czasami zdawały się przybierać na sile. Głównym motywem podjęcia takiego kroku była wątpliwa jakość mojego ówczesnego związku z mężczyzną, a konkretnie narastająca liczba nieporozumień. Zaczęłam za stan rzeczy obwiniać siebie. Niemniej jednak uważałam się wówczas za osobę silną, zaradną i… wierzącą, bo przecież systematycznie chodziłam na Mszę św., modliłam się; pochodziłam z wierzącej rodziny, na którą mogłam liczyć. Wydawało mi się, że mam kontrolę nad własnym życiem. Najczęściej kierowałam się swoją logiką, podążałam za swoją ciekawością… zaś w praktycznym działaniu ewangeliczne prawdy tliły się gdzieś obok. Wszelkie ostrzeżenia i opinie Kościoła odnośnie do jogi, wróżenia, różnych form terapeutycznych, amuletów itp. wydawały mi się oczywiście przesadzone i średniowieczne. Nie widziałam nic złego w mieszaniu różnych duchowości i w eksperymentowaniu na tym polu. Nie docierało do mnie to, jak potężną, a zarazem delikatną strukturą jest duchowość człowieka...

 

pełny tekst świadectwa w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta

 

 

Najnowsze artykuły

Szukaj...