Gdyby Miesięcznik przestał pisać prawdę, straciłby rację swego istnienia. Wybierając poprzedni podtytuł (prawdziwe historie), chcieliśmy podkreślić cechę prawdziwości w odniesieniu do tych ludzkich historii zawartych np. w świadectwach, które w oczach osób nieobytych z tematyką zagrożeń duchowych wydają się niesłychane czy wręcz nieprawdziwe.
Nie. Zresztą kazusy te są solidnie udokumentowane, chociaż ukrywamy dane personalne, podając pseudonimy. Jako redakcja jesteśmy zobowiązani do ochrony osób dających nam świadectwa, by w swym środowisku nie stały się przedmiotem kpin, czy nawet agresji. Był tylko jeden przypadek, gdy autorka świadectwa chciała wystąpić pod własnym imieniem i nazwiskiem. Mimo że próbowaliśmy ją od tego odwieść, nawet za pośrednictwem jej ojca duchownego, nie udało się to. Uparła się, uzasadniając, że w swym życiu publicznie wyrządziła wystarczająco dużo złego, by teraz publicznie to przekreślić. Swoją drogą w tym kontekście to słuszny wybór moralny.
Wyjdźmy od wyjaśnienia, czym jest ludzka wolność. To fundamentalna i konstytutywna cecha bytu ludzkiego, która wyróżnia go z całego świata przyrody, a bardziej upodabnia do Boga (stworzeni jesteśmy na Jego obraz i podobieństwo). Ponieważ jednak człowiek jest ograniczony, również jego wolność jest ograniczona. Zatem należy odszukać jej właściwe granice. Dziś problem granic ludzkiej wolności ma powszechny wymiar.
Niestety, niektóre modne ideologie, oparte na minimalistycznych podstawach filozoficznych, proponują dalekie odsunięcie jej granicy.
No chociażby wtedy, gdy mówi się za oświeceniowymi liberałami, że granicą mojej wolności jest wolność drugiej osoby. To powiedzonko ładnie brzmi, ale nie uwzględnia kompleksowego namysłu nad człowiekiem, światem i ich ostatecznymi przyczynami. Gdy ktoś popełnia samobójstwo, to popełnia zło (często też ingeruje w wolność drugiej osoby), czyli wprowadza w czyn nieprawdziwe rozeznanie sensu i celu swego istnienia i działania, jakim jest prawda i przecież ostateczna Prawda. Pomijam przypadki, gdy wolność została ograniczona przez skrajne emocje, depresję itp. – wtedy to może być przymus. Ten temat jest bardzo ciekawy, warto by go rozwijać. Tutaj jednak chodzi mi tylko o to, aby pokazać, że ludzka wolność, wyrażająca się w konkretnych decyzjach i czynach, nie jest niezależna od niczego. Można paradoksalnie powiedzieć, że jest „determinowana”, ale nie jakimś fatum, przeznaczeniem, układem gwiazd na niebie, a jedynie ludzką autonomiczną decyzją, kierującą się rozpoznaną i zreflektowaną prawdą o kondycji człowieka. Prawda w ludzkim poznaniu jest odpowiednikiem dobra w działaniu. Jeżeli zatem działanie człowieka będzie się trzymać w granicach dobra, wtedy będzie swą wolność realizował zgodnie z powołaniem – każdy jest powołany do miłości (bo miłość to czynienie dobra). Ponieważ człowiek został zraniony przez grzech, dlatego jego wolność zawsze będzie potrzebować pomocy Boga. Musi się zatem zdać na Ducha Świętego, by oczyścić swą wolę z nienawiści, egoizmu, materializmu, nieprawości.
Chrześcijańska koncepcja wolności różni się zasadniczo od koncepcji nowożytnej, która upatruje istotę wolności w autonomii od Boga. Właśnie dla chrześcijan Boża wolność jest rękojmią tego, że człowiek nie podda się pod panowanie rzeczy, i że będzie w stanie rozróżniać dobra trwałe od nietrwałych. Podstawą wolności jest więc życie w Prawdzie. Kłamstwo stoi u podstaw antywolności, która dziś jest parodiowaniem wolności.
Bo tu nie chodzi tylko o uwolnienie się od Złego, ale przede wszystkim o „uwalnianie się” od wszelkich fałszów, błędów i mitów całej otoczki kulturowej, w jakiej żyjemy, które non stop nas bombardują, poszerzając rozmiar naszej niewiedzy, tworząc tak naprawdę współczesny obraz ciemnoty. Chcemy położyć nacisk na stronę kulturową i poznawczą człowieka, zachęcając do skupienia się na tym, co istotne i naprawdę ważne, zaś do porzucenia tego, co tylko zjawiskowe i przemijające; do odrzucenia świata ułudy. Jak znakomicie ujął to Stanisław Sojka: Kariera, sławy blaski to tylko są obrazki. O to chodzi – by odrzucić obrazki, a dotrzeć do istoty rzeczy, do jej ostatecznego sensu. I tu jest miejsce na aspekt informacyjno-formacyjny pisma.
Każdy człowiek rodzi się wolnym, choć nie od razu może z tej wolności korzystać. Pismo chce zachęcić do właściwego korzystania z wolności i odrzucania ograniczeń, o których wcześniej mówiłem.
W skrócie: te ograniczenia obejmują nie tylko nasze wygodnictwo, gdy wolimy poprzestać na „obrazkach”, zamiast skupić się na tym, co nie przemija. Ograniczenia te to również moralne patologie, nałogi, złe nawyki, ale także zniewolenia duchowe, z demonicznymi włącznie.
Pismo nie szuka odbiorcy, który już jest „w pełni wolny” – nie mamy dodatku dla Aniołów – ale takiego, który pragnie wyzwolenia albo takiego, który nawet nie wie, że o tę wolność warto zawalczyć.
Wyjdźmy od określenia, czym jest krytyka. W sensie ścisłym jest to rozumiejące spojrzenie na coś od strony merytorycznej, logicznej, formalnej itp. Z taką krytyką „Miesięcznika Egzorcysta” do tej pory niestety się nie spotkałem. W sensie popularnym, potocznym, słowo „krytyka” rozumiane jest jednoznacznie jako wystąpienie przeciwko czemuś. Takie formy oczywiście w mediach się pojawiały. Z „Tygodnika Powszechnego” i jezuickiego portalu Deon.pl wychodziły nawet wielokrotnie i co ciekawe, za każdym razem powtarzając te same kategorie zarzutów. Notoryczne powtarzanie bardziej odczytuję jako objaw nawyku niż stylu dialogu. A tak naprawdę dobrego dialogu się spodziewałem, bo w Krakowie jak nigdzie indziej w Polsce namysł filozoficzny czy teologiczny nad dialogiem od dawna jest uprawiany. Niestety, nie pojawił się.
Konkretnie to same ogólniki. W dodatku wszystkie nietrafione i nie poparte przykładami.
Żeby nie być gołosłownym, sparafrazuję stale powtarzające się zarzuty: „Miesięcznik Egzorcysta” za dużo pisze o zagrożeniach duchowych. To należałoby odebrać jako pochwałę konsekwencji, bowiem pismo o zagrożeniach duchowych rzeczywiście pisze o zagrożeniach duchowych. Gdyby pisało np. o rowerach, wtedy z całą pewnością tytuł byłby mylący.
Inny zarzut, mówiący, że „Miesięcznik Egzorcysta” wprowadza myślenie magiczne, jest chybiony, a nawet przewrotny, ponieważ od samego początku pismo przestrzega przed magią i magicznym myśleniem (czyli zabobonnym), które nie należy dziś do rzadkości. To rozminięcie się z faktami może sugerować, że autorzy owego zarzutu nie czytali Miesięcznika lub czytali go niedokładnie.
Kolejny przedziwny zarzut mówi, że pisząc o złu i Szatanie, promujemy go. Promować to znaczy popierać i namawiać do czegoś. „Miesięcznik Egzorcysta” jednoznacznie ostrzega przed złem w każdej postaci, pokazuje sposoby uwalniania się od niego. Zaleca jedyny skuteczny sposób „walki” ze złem: wspieranie dobra. Należy promować dobro – o tym traktuje Miesięcznik. Każdy artykuł w tym piśmie to dowód na zwycięstwo dobra. Weź dowolny artykuł i sprawdź, a przekonasz się, kto ma rację. Te zarzuty, to jakiś kosmiczny odlot.
Wymieniłem tylko kilka, ale one wszystkie mają charakter ogólnikowy – nie są syntezami, bo nie przytacza się żadnych konkretnych argumentów czy przykładów. Z czego więc miałyby być syntetyzowane? Można się domyślać, że stoi za nimi metoda „skojarzeniowa”. W tym przypadku może to być następujący ciąg asocjacyjny: egzorcysta – opętanie – diabeł – średniowiecze – ciemnota. Być może zaważyły lata szkolnej edukacji, zdominowanej ideologią socjalistyczną?
Osobiście odczytuję ową „krytykę”, a zwłaszcza jej czasową intensywność, by nie powiedzieć nachalność, jako potwierdzenie właściwie obranej przez Miesięcznik drogi. Jestem przekonany, że zamysł jest słuszny i Bogu niech będą dzięki!
Trudno odnosić się do pogłosek. Nie mnie oceniać, czy ktoś się udziela za mało, czy za dużo. „Miesięcznik Egzorcysta” jako medium prasowe jest miejscem, w którym księża egzorcyści, i nie tylko oni, mogą pisać bez obaw, że ich wypowiedzi zostaną przeinaczone lub przekłamane. Zaufania, jakim nas obdarzyło wielu biskupów i kapłanów, w tym egzorcystów, nie zawiedliśmy. Niestety, w pewnych pismach, w tym także katolickich, taki styl (niedezawuujący czy nieprzeinaczający) nie jest zachowywany, są na to dziesiątki dowodów. Wystarczy, że wspomnę o umieszczeniu zdjęcia egzorcysty ks. Michała Olszewskiego bez jego zgody na okładce tygodnika „Wprost”. Choć gazeta miała zdjęcia księdza z wcześniejszej sesji, to powinna zapytać go o zgodę na taki wulgarny fotomontaż. Odpowiedź „Wprostu” na protest ks. Olszewskiego była cyniczna, pokazująca, że ludzie z tej gazety mają za nic podstawowe zasady moralne. Zresztą również niedawna okładka „Tygodnika Powszechnego” przedstawia twarz ks. Olszewskiego w bardzo niekorzystnej grafice, z jakimiś cieniami pod oczyma itp. Co to ma wspólnego z uczciwością? W moim odczuciu to mowa nienawiści. Wiadomą rzeczą jest, że „Tygodnik Powszechny” nie lubi egzorcystów.
Właśnie dlatego ci księża chętnie u nas publikują. To, o czym pisze Miesięcznik – a więc przede wszystkim o zwycięstwie Chrystusa i wyzwoleniu człowieka – bierze się z tego, co powiedziałeś: z pragnienia głoszenia Ewangelii; to prosta konsekwencja. Dobrą Nowinę może głosić każdy, a nawet powinien, bo jest nakaz ewangelizacyjny, obejmujący każdego chrześcijanina. Do tego też zachęcamy. Oczywiście można to robić w różny sposób, np. świadectwem życia. W naszym przypadku dochodzi kwestia przekazu medialnego, a więc jeszcze większa odpowiedzialność, bo dotyczy większej grupy ludzi.
Ja nie słyszałem krytyki od strony biskupów, ponieważ, jak już wcześniej wspomniałem, nie słyszałem jej od nikogo. Owszem, słyszałem wypowiadane przez niektórych Pasterzy różne opinie. Pamiętajmy, że w głos biskupów trzeba się wsłuchiwać, nawet jeżeli nie jest on pochwalny. To głos Pasterzy. Owca, która nie słucha głosu pasterza, zbłądzi i trzeba będzie psem zaganiać. Jeszcze gorzej jest, gdy owca występuje przeciw pasterzowi. I znów przychodzi na myśl wspomniany „Tygodnik Powszechny” z jego otwartą krytyką np. abpa Michalika, abpa Hosera, abpa Jędraszewskiego (lista mogłaby zapełnić stronę) i pouczaniem ich, jak należy postępować, by być w zgodzie z Matką Eklezją. Mnie to się nie mieści w głowie, że owca poucza pasterza, którędy należy iść.
Już na początku tego roku wysłaliśmy kilku biskupom prośbę o ojcowskie upomnienie, gdyby tylko nadarzyła się nam jakaś doktrynalna czy inna wpadka i do tej pory uwag negatywnych nie dostaliśmy, a pismo na pewno jest przez nich czytane. W gronie Autorów i Rady Programowej Miesięcznika są przecież ludzie z tytułami uniwersyteckimi.
Na pewno wiedziałem, że będziemy mieli masę nieustających problemów i trudności. I one są. Ale mają jedną ciekawą cechę: są pokonywalne i pokonywane.
Życzę wszystkim, by każdy umiał rozpoznać wolę Bożą w stosunku do siebie, bo wtedy każdy będzie szczęśliwy, a przecież szczęścia zawsze życzymy innym przy każdej okazji. Dla zespołu związanego z Miesięcznikiem i pracującego nad nim prosiłbym o modlitwę, byśmy bez uszczerbku z naszej winy pełnili wolę Bożą przewidzianą względem nas.
Centrum Targowo – Konferencyjne Expo Silesia w Sosnowcu zaprasza na drugą edycję Targów dla Kościołów SACRO SILESIA. Wydarzenie będzie miało miejsce w dniach 3-4 marca 2014r.Patronat honorowy nad wydarzeniem objęli: Jego Eminencja Stanisław Kardynał Dziwisz - Arcybiskup Metropolita Krakowski, Jego Ekscelencja Ksiądz Arcybiskup Wacław Depo - Metropolita Częstochowski, Jego Ekscelencja Ksiądz Arcybiskup Wiktor Skworc - Metropolita Katowicki, Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup Grzegorz Kaszak - Biskup Sosnowiecki, Jego Ekscelencja Najprzewielebniejszy Szymon - Arcybiskup Prawosławny, Ordynariusz diecezji łódzko-poznańskiej.
IDEĄ Targów SACRO SILESIA jest ułatwienie bezpośredniego kontaktu osób pełniących służbę związaną z administrowaniem i zarządzaniem obiektami sakralnymi (kościoły, cmentarze), parafiami oraz pozostałymi instytucjami o charakterze religijnym - z firmami mającymi w swej ofercie produkty i usługi od momentu rozpoczęcia inwestycji, jaką jest obiekt sakralny aż do jej zakończenia w sposób komplementarny.Celem jest stworzenie wydarzenia, które połączy sferę sacro ze sferą profanum oraz będziedowodem na to, że działalność biznesowa bardzo często idzie w parze z kulturą i tradycją.
TARGISACRO SILESIA kierowane są przede wszystkim do: inwestorów kościelnych, przedstawicieli diecezjalnych, proboszczów parafii, przedstawicieli diecezjalnych komisji architektoniczno-artystycznych opiniujących projekty, ekonomów diecezjalnych, administratorów parafii, firm wykonawczych, firm zajmujących się projektowaniem i konserwacją obiektów sakralnych, właścicieli i pracowników hurtowni i sklepów z branży sakralnej, katechetów.
TARGOM SACRO SILESIA towarzyszył będzie Salon Renowacji Obiektów Zabytkowych i Sakralnych RENOVATIO,którego tematyka oscylować będzie wokółnajnowszych technologii i materiałów pozwalających na wykonanie prac konserwatorskich i restauratorskich.
Wstęp na targi jest bezpłatny.
Więcej informacji na stronach internetowych:
www.sacrosilesia.pl oraz www.targirenovatio.pl
Kontakt:
Anna Szwedkowicz - Menedżer Projektu, Promocja Targów
fax: 32 788 75 03
kom.: 510 031 696
e-mail:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Przez całe wieki „stary” znaczyło „doświadczony” i „mądry”. Słowa takie, jak „starzec” czy „matrona” w domyśle zawierały przymiotnik „czcigodny” i oznaczały osobę zasługującą na szacunek, do której można było przyjść po radę, gdyż wiele widziała, wiele przeżyła i wiele zrozumiała. Brak sprawności fizycznej był z nawiązką rekompensowany właśnie przez mądrość i doświadczenie.
Obecnie fakt, że ktoś wiele widział i wiele przeżył, przestał oznaczać, że rozumie to, co dzieje się teraz. Wiedza musi być stale uzupełniana aktualizowana, a minione doświadczenia już nie są wyznacznikiem mądrości. Dziś to wnuczek uczy babcię obsługiwać komputer czy komórkę.
Powoduje to coraz częściej odwrócenie dotychczasowej hierarchii: młodsi są coraz częściej uznawani za bardziej wartościową część społeczeństwa. Starość straciła swoją czcigodność i oznacza tylko przykre dolegliwości fizyczne. Starzy jako niepotrzebni powinni się podporządkować młodym – przypomnijmy choćby tylko niesławną akcjęe „Zabierz babci dowód”. Obraz ten, choć niewątpliwie przerysowany i zbyt uogólniony, jest jednak skrótem pewnych wyraźnych tendencji w naszej kulturze.
Nic więc dziwnego, że Kościół, będący przeciw wszelkim dyskryminacjom, modli się o uznanie wartości człowieka w każdym wieku. Ale Papież prosi nie tylko o modlitwę w intencji uznania godności ludzi w podeszłym wieku, prosi też o uznanie ich mądrości i doświadczenia.
Na czym więc ma polegać ta mądrość, skoro wiedza nabyta przed parunastu laty jest już bezwartościowa, a doświadczenia minionych pokoleń przestały pomagać nam zrozumieć świat współczesny? Czy jest coś, co się nie zmieniło?
Świat się zmienił i zmienia się dalej, co więcej – robi to tak szybko, że zapominamy, iż Stworzyciel tego świata jest niezmienny. Bóg się nie zmienił i nie zmienił się człowiek. Jego podstawowe lęki i nadzieje pozostały takie same, choć przybierają nowe kostiumy. Tak jak nasi pradziadowie boimy się śmierci i cierpienia, choć to już nie leśne bestie i zbójcy na drodze nam zagrażają. Szukamy szczęścia wśród najbliższych, choć nie mieszkają już oni w jaskiniach. Nie zmieniło się dobro i zło, choć często trudniej nam je poznać w nowych szatach. I właśnie o tym mogą nam przypomnieć ludzie, którzy wiele przeżyli i wiele zrozumieli.
Papież prosi więc o modlitwę nie tylko w intencji ludzi starych, ale również i nas samych, i współczesnego świata.
Duch Święty słowami Papieża przypomina, że do misji ewangelizacyjnej w świecie powołani są chrześcijanie wszystkich stanów. Również osoby świeckie mają obowiązek angażować się w głoszenie Dobrej Nowiny, jednocześnie pozostając w tym dziele w łączności z osobami duchownymi i zakonnymi.
Odrzucić zatem trzeba przestarzałe poglądy, jakoby sprawami religii, Kościoła i moralności mieli zajmować się tylko „księża”, świeccy natomiast mogli żyć „na większym luzie”. Taki obraz – zaszczepiany przez ideologów chcących zamknąć sprawy wiary i moralności „w kruchcie” – jeszcze pokutuje w mentalności współczesnych. Tymczasem prawda jest inna: ze światłem Ewangelii trzeba wychodzić „z kruchty” do świata.
W tym kontekście niezwykle ważny jest – podkreślony przez Ojca Świętego – aspekt współpracy świeckich z duchownymi w misji ewangelizacyjnej. Papież Franciszek widzi błędy wielu wspólnot (także parafialnych), działających w zbyt dużej niezależności, jakby w separacji, od kapłana, który występuje przecież in persona Christi.
Temat domyka zagadnienie wielkodusznej współpracy. Wielkoduszność to cnota polegająca na tym, że nasze działania podejmujemy z dużym optymizmem, przekraczając te ograniczenia, które wynikają jedynie z kruchej kondycji ludzkiej natury. Człowiek jest słaby, ale ufając w Bożą pomoc dla dobrych intencji, może i powinien wybierać rzeczy wielkie.
Wielkoduszna współpraca ma charakteryzować świeckich, którzy w swym proboszczu, wikarym, duszpasterzu, moderatorze wspólnoty widzą więcej niż tylko administracyjnego lidera; ufają mianowicie, że przez jego osobę Duch Święty działa w szczególny sposób, podpowiadając różne konkretne rozwiązania. Z drugiej strony wielkoduszne podejście pasterza do powierzonych mu wiernych skutkować powinno zaufaniem i „niegaszeniem ducha”, ponieważ oni – wierni świeccy – również na mocy powszechnego kapłaństwa mają często opatrznościowy zapłon działania.
Wielkoduszna współpraca wyklucza drobiazgowość, „liczykrupstwo” czy podejrzliwości. Obecna strategia Złego w stosunku do chrześcijan polega bowiem na sączeniu ducha podejrzliwości, zwłaszcza względem do kapłanów – obłędnym poszukiwaniu moralnych wad i niewierności ich posłudze misyjnej. Duch ten wyklucza wspieranie i utwierdzanie bliźniego w dobrym, pomoc w potknięciach wynikających nie ze złej woli. Jest to duch szukania drzazgi w oku bliźniego, zwłaszcza duchownego, oraz duch niesłusznego oskarżenia, czyli oszczerstwa: diabolos. To on toruje dziś medialną drogę powszechnego krytykanctwa, będącego ostatecznie wyrazem pychy. Wielkoduszność powinna zatem iść w parze z wyrozumiałością i roztropnością.
„Nie wiem, czy wiecie, czym się różni protokół od terrorysty? Z terrorystą da się negocjować. Protokół protokołem, a my sobie porozmawiamy” – tymi słowami rozpoczęło się spotkanie Franciszka z czeskimi biskupami przybyłymi do Rzymu z wizytą ad limina. Dziś biskupi opowiadają o swych wrażeniach z ponad godzinnej wymiany opinii na główne zagadnienia duszpasterskie.
Papież zajął stanowisko między innymi w sprawie niedawnego zwrotu majątku kościelnego. „Co zostało ukradzione, trzeba zwrócić. Jest to kwestia sprawiedliwości” – powiedział Franciszek. Papież zwrócił jednak uwagę na potrzebę odpowiedzialnego zarządzania tym majątkiem, z myślą o przyszłych pokoleniach.
Tak jasne stanowisko Papieża w sprawie restytucji zdziwiło czeskich biskupów. „Oczywiście rozmawialiśmy o restytucji – powiedział Radiu Watykańskiemu kard. Miloslav Vlk, były arcybiskup Pragi. – Franciszek powiedział, że jest to wymóg sprawiedliwości i prawa. Dość mnie zdziwiły te słowa. W całej naszej rozmowie na ten temat ani razu nie było mowy o «Kościele ubogim». Papież widzi, że Kościół musi mieć środki dla swej działalności, abyśmy ją mogli dalej rozwijać”.
Franciszek interesował się też doświadczeniami czeskiego Kościoła w dobie komunizmu. Zapewnił, że wierność wierze ówczesnych chrześcijan jest dla niego ważnym świadectwem. „Wiem, że kard. Vlk mył okna, a kard. Duka i bp Malý byli więzieni” – przyznał Papież. Prosił, by czescy katolicy nie zapominali o tych czasach, lecz szerzyli świadectwo o swych męczennikach.
Biskupi rozmawiali też z Franciszkiem o dość wyraźnej obecności w czeskim Kościele młodych ludzi, którzy chcą uczestniczyć w przedsoborowych liturgiach. „Kiedy rozmawialiśmy o tych, którzy lubią dawną liturgię i do niej wracają, było oczywiste, że Papież wypowiada się z wielką miłością, ostrożnie i delikatnie, aby nikogo nie zranić – powiedział Radiu Watykańskiemu abp Jan Graubner z Ołomuńca. – Ale jego słowa były stanowcze. Powiedział, że rozumie stare pokolenia, jeśli wracają do czegoś, co znały wcześniej. Nie potrafi jednak zrozumieć, dlaczego wracają do tego młode pokolenia. «Kiedy się o to pytam konkretnie – dodał Papież – dochodzę do wniosku, że jest to chyba jakaś moda. A jeśli jest to moda, to przeminie i nie warto się nią interesować. Trzeba jedynie z cierpliwością i życzliwością podchodzić do tych, którzy ulegają tej modzie»”.
kb/ rv
Tekst pochodzi ze strony Radia Watykańskiego
Ksiądz Jean-Marie został wezwany do konającej kobiety. Jej córka Christine Martin bawiła się w tym czasie w miejscowej knajpie „Pod czarnym koniem”. Po wyspowiadaniu i udzieleniu staruszce ostatniego namaszczenia duchowny udał się do knajpy, by zabrać córkę do umierającej matki. Chociaż był Adwent, tańczono, śpiewano i pito. Kiedy ksiądz wyciągał z imprezy młodą dziewczynę, śmiano się, że przyszedł po swoją kochankę.
Kilka miesięcy później okazało się, że Christine jest w ciąży. Gdy urodziła dziecko, spotkała się z ostracyzmem otoczenia. Odwrócili się od niej nawet najbliżsi. Najbardziej prześladowali ją jednak bywalcy miejscowej gospody. Obrzucali wyzwiskami lub wybijali kamieniami szyby. Jedynym człowiekiem, który brał ją publicznie w obronę, był ks. Jean-Marie. On też ochrzcił dziecko, nadając mu imię Bernard. Postawa proboszcza spowodowała, że we wsi zaczęto nazywać go obrońcą dziwek, a nawet kochankiem Christine.
Całość artykułu w wersji papierowej miesięcznika "Egzorcysta"
25 stycznia 2014 r. w podziemiach katedry warszawsko-praskiej odbyła się debata poświęcona medialnej i rzeczywistej sytuacji w Kościele. Dyskutowali Michał Barckiowski (Christianitas), ks. Przemysław Ćwiek (UKSW) oraz Juliusz Gałkowski (Miesięcznik Egzorcysta).
Okresem szczególnych prześladowań chrześcijan, a zwłaszcza Kościoła katolickiego, był naznaczony ateistycznymi totalitaryzmami wiek XX. Zbrodnicze ideologie – komunizm, nazizm i faszyzm – głoszące obłąkańcze teorie walki klas czy panowania nadludzi, przeznaczały na eksterminację ze względów biologicznych, społecznych i religijno-kulturowych całe narody, miliony istnień...
pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Równość społeczna kojarzy się zwykle z eliminowaniem materialnych różnic między ludźmi.
W marzeniach socjalistów o społeczeństwie bezklasowym cechy wyróżniające, które wynikają głównie ze zróżnicowania aktywności gospodarczej, przestają mieć znaczenie. Państwo uzyskuje mandat polityczny ze strony mas społecznych (lub grupy podającej się za rzecznika mas) i usiłuje przejąć kontrolę nad kapitałem oraz majątkiem należącym do społeczeństwa, a następnie dzieli go tak, by wszystkich uczynić równymi. Działania tego rodzaju znacznie rozszerzają władzę państwa, które staje się ostatecznie właścicielem wszelkiego mienia.
Socjalizm
Socjalizm dąży do wyeliminowania różnic w statusie majątkowym, jednak w istocie może stwarzać okazję do grzechu. James Madison (czwarty prezydent USA) twierdził, że upaństwowienie majątku ustanowi równość społeczną tylko na bardzo krótki czas. Ludzie charakteryzują się rozmaitymi talentami, zdolnościami i poziomami aktywności. Do głosu z czasem dochodzi nowa elita, jak w każdym państwie, które doznało przewrotu komunistycznego. Różnica polega jednak na tym, że luksusem cieszy się nie pracowity geniusz komputerowy, ale sprawny aparatczyk i posłuszny wykonawca...
pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Zbliża się dziesiąty dzień miesiąca tiszri, święto Jom Kipur – Dzień Przebłagania. Jezus wraz z uczniami przeprawia się na północny brzeg jeziora Genezaret i dociera do Cezarei Filipowej. W tym miejscu zapytuje uczniów, za kogo uważają Go ludzie. Odpowiadają, że jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków. Wówczas pada pytanie, które nurtuje każdego z nich: A wy za kogo Mnie uważacie? Wtedy rybak Szymon Piotr, zwany po aramejsku Kefasem, odpowiada: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego (Mt 16, 13-16). Po raz pierwszy człowiek rozpoznaje w Jezusie prawdziwego Boga, po raz pierwszy ogłasza Go Mesjaszem, czyli Zbawicielem.
W tym czasie w Jerozolimie trwa święto Jom Kipur. Najwyższy arcykapłan składa na ołtarzu świątyni ofiarę przebłagania za winy całego Izraela. Wówczas to jeden jedyny raz w roku Izraelici mogą wymówić głośno imię swojego Boga Jahwe. Dokonuje się to ustami najwyższego arcykapłana, którym jest Kajfasz.
Być może wypowiada on nabożnie i z namaszczeniem Boskie imię Jahwe wobec tłumów zgromadzonych w świątyni dokładnie w tym samym momencie, gdy Piotr-Kefas w Cezarei Filipowej obwieszcza apostołom Boskość Jezusa. Żaden człowiek, sam z siebie, nie mógł wiedzieć, kim jest naprawdę Chrystus. Jezus doskonale to rozumie, dlatego zwraca się do Piotra: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jestw niebie. (...) Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.
I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie (Mt 16, 17-19).
Pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Niestety nie da się odpowiedzieć na Pani pytanie bez dogłębnego poznania całej sytuacji. Mogę jedynie podać pewne zasady, które stosuje się przy pomaganiu osobom z myślami samobójczymi.
Najpierw należałoby odkryć, czy źródła tych skłonności tkwią jedynie w sferze psychicznej, czy są również związane ze sferą duchową. Oczywiście w człowieku te dwa wymiary się łączą i bezustannie na siebie oddziaływują, jednak przy rozeznawaniu ludzkich problemów istotne jest odkrycie, gdzie tkwi źródło problemu.
Co do wymiaru duchowego, to w przypadkach zniewoleń złe duchy mogą czasami podsuwać myśli samobójcze i w ten sposób wywierać specyficznego rodzaju presję na człowieka. Przy silnych zniewoleniach i opętaniach owe myśli mogą być intensywne. Świadectwa ludzi oświadczających tego typu problemów mówią, że ten wpływ demoniczny jest bardzo uciążliwy, ponieważ polega albo na dołujących myślach, albo wprost na wyobrażeniach różnego rodzaju samobójstw. Nieraz słyszałem od osób w taki sposób doświadczanych, że np. w czasie jazdy autem zmagały się z silnym zewnętrznym „naciskiem” do zjechania ze skarpy lub w czasie korzystania z noża podczas prac kuchennych do przecięcia sobie żył. Nigdy jednak złe duchy nie mogą zmusić człowieka do żadnej decyzji. Tym bardziej nie mogą one bezpośrednio doprowadzić kogoś do targnięcia się na swoje życie.
Jeśli jednak był to człowiek głębokiej wiary, to pewnie można w ogóle wykluczyć zarówno jego nieświadome, jak i świadome otwarcie się na działanie demoniczne. Ludzie zniewoleni w zdecydowanej większości bardzo źle przeżywają Msze Święte, a szczególnie Eucharystie z modlitwą o uzdrowienie, na których często są długie uwielbienia, modlitwy wstawiennicze i wyrzekanie się złego ducha.
Dlatego jeśli ten człowiek popełnił samobójstwo, to można podejrzewać, że przeżywał jakieś problemy w sferze psychiki. Zdrowy, wolny i w pełni świadomy człowiek nie decydowałby się na tak dramatyczny krok. By móc odpowiedzieć na Pani pytanie, trzeba by zbadać ten wątek i dowiedzieć się, jakiego typu były to trudności i czy człowiek ten korzystał z pomocy terapeutycznej. Niektóre rodzaje zaburzeń psychicznych objawiają się gwałtownymi zmianami nastrojów i mogą w ten sposób doprowadzić do nagłego załamania. Inne rodzaje chorób charakteryzują się cyklicznymi nawrotami złego samopoczucia, co też może prowadzić m.in. do myśli samobójczych. Istnieją również choroby psychiczne polegające na silnych zaburzeniach postrzegania rzeczywistości. Mogą one dotyczyć zarówno zmysłów, jak i myśli. Dlatego osoby cierpiące na tego typu dolegliwości mogą widzieć, słyszeć czy czuć coś, co realnie nie istnieje. Może też wiązać się to z urojeniami o ciągłym zagrożeniu czy cierpieniu na jakąś nieuleczalną chorobę. Tego typu dolegliwości mogą być na tyle intensywne, by w niektórych przypadkach prowadzić do samobójstw.
Niezależnie od tego, co było powodem tej tragedii, trzeba pamiętać o tym człowieku w modlitwie i zawierzać go Bożemu Miłosierdziu. Zgodnie ze słowami Katechizmu Kościoła Katolickiego: Nie powinno się tracić nadziei dotyczącej wiecznego zbawienia osób, które odebrały sobie życie. Bóg, w sobie wiadomy sposób, może dać im możliwość zbawiennego żalu. Kościół modli się za ludzi, którzy odebrali sobie życie (KKK 2283).