Czy muzyka The Doors jest zagrożeniem duchowym? Czy to może „szukanie diabła” tam, gdzie go nie ma?
The Doors należy do zespołów darzonych olbrzymią sympatią przez polskich fanów. To rasowy i oryginalny band, który tworzył historię muzyki. Fanów od lat przesiąkniętych muzyką The Doors mówienie o zagrożeniach duchowych w kontekście ich idoli musi boleć. Mnie też bolało. Czy jednak kubeł zimnej wody może otworzyć oczy na prawdę? Czy miłość do idoli pozwala na jej przyswojenie i zrozumienie, zwłaszcza jeśli w moim życiu muzyka The Doors nie wywołała żadnego spustoszenia? Jakie to zatem zagrożenie? Jakie znaczenie ma fakt, że Jim Morrison przebywał w towarzystwie wiedźmy, delektował się szamanizmem i był w centrum okultystycznego rytuału? Słucha się przecież samej muzyki, a Morrison zaklęć nie śpiewał... To tylko rock i blues. Czy jednak takie podejście do tematu nie jest banalizowaniem problemu? Nie koncentruję się na tekstach zespołu, choć część liryków The Doors nie jest obojętna i ma nie tylko poetyckie przesłanie Morrisona. Po latach od tajemniczej śmierci wokalisty warto przyjrzeć się pozostałym muzykom i sprawdzić, czy w obecnych czasach sami czegoś nie mówią o swoim przekazie, jak robił to wielokrotnie nieżyjący już Ray Manzarek. Jego wypowiedzi nie były jednak nagłaśniane. Trzeba do nich sięgać, by zdać sobie sprawę z tego, że prześmiewcze słowa oponentów są w rzeczywistości śmiechem przez łzy.