Słyszałam, że Kościół sprzeciwia się noszeniu Pierścienia Atlantów, że to grzech. Przyznam szczerze, że nie widzę związku.
Pierścień Atlantów to jeden z amuletów, czyli przedmiotów mających rzekomo bronić przed różnego rodzaju nieszczęściami. Jako chrześcijanie odrzucamy wszelkiego rodzaju wiarę w amulety i talizmany (czyli przedmioty mające zapewnić szczęście), ponieważ sprzeciwiają się wierze w jedynego Boga, który troszczy się o każdy włos na naszej głowie. Przecież Biblia obiecuje, że to sam Bóg, nasz kochający Ojciec, ochroni nas od zła i będzie naszą pomocą i tarczą, jeśli tylko Mu zaufamy i pozwolimy Mu działać w naszym życiu. Kiedy jednak zaczynasz nosić jakiś amulet, to zamiast wierzyć Jezusowi, zaczynasz wierzyć jakiemuś kawałkowi metalu czy drewna, a to jest bałwochwalstwo, no i głupota. Jak kawałek metalu może ochronić przed złem?
Ci, którzy propagują Pierścień Atlantów, mówią o różnego rodzaju tajemniczych promieniowaniach, energiach czy wibracjach, które ten amulet podobno niweluje, koryguje albo skupia. Pierścień jest według nich ratunkiem przed przeróżnymi problemami – zagrożeniami zewnętrznymi, zarówno fizycznymi, jak i magicznymi. Co więcej, uśmierza bóle i przywraca organizmowi prawidłowe funkcjonowanie, a nawet uzdalnia do telepatii!
Sami zwolennicy noszenia Pierścienia Atlantów często też przyznają, że właściwości tego amuletu są w gruncie rzeczy „trudne do wytłumaczenia”. Wszelkie te „sensacje” są sprzeczne z nauką, a nawet zwykłym zdrowym rozsądkiem. Co gorsza, bałwochwalcze szukanie pomocy poza Bogiem i korzystanie z różnych „energii” niewiadomego pochodzenia jest otwieraniem się na świat złych duchów i może skutkować poważnymi konsekwencjami.