Ostatnio zamieściliście świadectwo pewnej osoby. Cytuję fragment: Weszłam do okręgu i poczułam automatycznie ciężar na plecach, oznaczało to, że muszę się położyć na ziemię jako osoba już nieżyjąca. Wtedy „ona” podeszła do mnie, chwyciła mnie za rękę, wbijając we mnie wzrok pełen przerażenia i błagania o pomoc. Było to silnie naszpikowane emocjami spojrzenie, jakiego nigdy dotąd nie widziałam. Spojrzenie pełne obłędu. Klęczała przy mnie, trzymając mnie za rękę. Za chwilę „on” (jej mąż) podszedł do mnie i zaczął głaskać mnie po nogach. Potem poproszono do okręgu kolejną osobę, o ile pamiętam „kuzynkę”. „Kuzynka” również się położyła tuż za moją głową, co oznaczało, że również jest to osoba, która nie żyje. Mam pytanie o doznania ludzi w czasie tzw. ustawień Helingera: czym one są tak naprawdę?
Trzeba, byśmy sobie postawili pytanie nieco inaczej: Skąd nagle biorą się tak różne doznania ludzi, tak różne zachowania, niezależne od ich woli? Co wpływa, a raczej, kto wpływa na ich doznania, sposoby zachowań? W ustawieniach Hellingera nie stosuje się żadnych metod psychoterapii. Tu mamy tu do czynienia z odwoływaniem się do działań duchowych – niematerialnych, wpływających na ludzi biorących udział w „przedstawieniu”. Nawet nie można mieć pewności, że osobami (istotami duchowymi) faktycznie biorącymi udział w „przedstawieniu” są zmarli z rodzin osób, które sygnalizują swoje problemy. Cały ten spektakl nie ma nic wspólnego z Bogiem, Jego prawami. Nikt więc, kto trwa w jedności z Bogiem (myślę tu także o zmarłych, którzy przeszli do wieczności) w takich „akcjach” nie weźmie udziału – nie będzie podejmował działań tam, gdzie Bóg mówi NIE! W najlepszym więc przypadku dochodzą tu do głosu dusze potępione albo – co gorzej – złe duchy. W takiej sytuacji nie możemy mieć najmniejszej pewności co do tego, co przekazują, a także za kogo się podają. W seansach spirytystycznych używa się różnego rodzaju przedmiotów materialnych: one też się ruszają, także różne treści przekazują – dają logiczne odpowiedzi. Do tego rodzaju seansów niestety używa się ludzi, którzy odgrywają jakieś sceny pod wpływem najprawdopodobniej złych duchów. Czy możemy się dziwić późniejszym konsekwencjom, o których w zamieszczonym poprzednio świadectwie przeczytaliśmy? Historia Anny kończy się szczęśliwie. A co z pozostałymi ofiarami tych „przedstawień”? Co z tymi osobami, które nie wiedzą, gdzie szukać ratunku? Czy jakaś psychoterapia albo proszki przepisane przez psychiatrę pomogą tam, gdzie mamy do czynienia z działaniem złego ducha? My wiemy, że nie.