-- Czy masaż Shantala, który wywodzi się z tradycji starożytnych Indii, jest niebezpieczny?
Technikę tego masażu dla współczesności odkrył francuski położnik Leboyer. Podczas swojego pobytu w Indiach nauczył się „indyjskiego masażu dziecka”, wywodzącego się z medycyny hinduskiej „Ajurweda”. Ten rodzaj masażu proponuje wielu masażystów terapeutów.
Propagatorzy masażu Shantala powołują się na różne źródła. Korzystają z indyjskich ksiąg „Wedy”, należących do najstarszych tekstów religijnych i światopoglądowych Indii. Jest ich cztery: 1. „Rigweda” – zawierająca pochwały bożków, które są recytowane; 2. „Samaweda” – zawierająca hymny na cześć bożków, które są śpiewane; 3. „Atharwaweda” – zawierająca zbiór formuł magicznych i czarów; czarownicy w swoich zaklęciach wymawiają je rozkazującym tonem; 4. „Ajurweda” – zawierająca zbiór formuł używanych przy składaniu ofiar różnym bożkom; Pudżari, czyli bramin składający ofiarę, wymawia je bardzo majestatycznie.
Wspólną cechą „Wed” jest ich duchowy charakter, żadna z nich nie jest dziełem czysto świeckim. Każdy gest i czyn ma tam duchową interpretację. Być może masaż Shantala – skoro powołuje się na „Ajurwedę” – w swej oryginalnej praktyce jest połączony z zastosowaniem formuł ofiarowania pacjenta jakiemuś bożkowi, który jest czczony jako odpowiedzialny za zdrowie.
Jeżeli praktycy masażu Shantala powołują się na „Ajurwedę”, to radziłabym być czujnym, by podczas ćwiczeń nie przechodzić do wedyjskich rytuałów. Jednak co do tego, z jaką formułą ofiarną lub z jakimi rytuałami związana jest praktyka masażu Shantala, nie mam szczegółowych informacji. Dzisiaj jest moda na identyfikowanie rozmaitych bożków z różnymi „energiami”, określanymi często jako energie czy moce kosmiczne itp. Ale mam wątpliwości, czy w masażu Shantala rzeczywiście wchodzi w grę jakaś formuła „Ajurwedy”, czy też stosowane są inne techniki praktykowane we współczesnej fizykoterapii, a powoływanie się na jego wedyjskie źródło ma tylko na celu nadanie reklamie większej atrakcyjności.
Jakby niepatrzeć, każdy poddający się ćwiczeniom opartym na pogańskich księgach i ich rytuałach musi wiedzieć, że mogą mieć one związek z magią lub innego typu praktykami okultystycznymi. Tu dla przykładu zacytuję wedyjską metodę „leczenia” żółtej febry według „Atharwawedy” (rozdział V, wiersz 2-28): O gorączko, czynisz żółtymi tych, których palisz, jak ogień. Obyś straciła swój wigor! Precz stąd, precz! Poszukaj sobie dziką dziewczynę i zrób, by poczuła twoje pieczenie. Obce tereny należą do ciebie, nasz kraj do ciebie nie należy. O gorączko, idź precz wraz z twoim bratem swędzeniem; z twoją siostrą kaszlem; z twoim kuzynem swędzeniem – idź precz do obcej ziemi! Tego typu zaklęcia wypowiadane w języku sanskryckim mógłby ktoś traktować jako modlitwę. A spotkałam się już w Polsce z reklamą zabiegów właśnie w oparciu o „Atharwawedę”.
Niestety, wiele jest reklam różnych ćwiczeń: dla zdrowia, relaksu, umysłowego doskonalenia itp., z zastosowaniem mantry w nieznanym u nas języku, bez podania ćwiczącym znaczenia wymawianych słów lub z podaniem znaczenia niezgodnego z prawdą. Dlatego przy podejmowaniu tego typu ćwiczeń trzeba zachować dystans do ich niechrześcijańskiej filozofii, by nie paść ofiarą duchowości demonicznej, chociażby reklama była piękna i atrakcyjna. Człowiek ma nie tylko ciało do udoskonalania, ale też duszę, której nie powinien narażać na profanację i desakralizację.