Nigdy za bardzo nie interesowałam się życiem po śmierci. Te sprawy nie zajmowały mnie bardziej niż było to powodowane naturalną refleksją religijną przy okazji liturgii kościelnej we właściwych okresach roku. Oczywiście – nie myślałam nigdy o przestrzeni „za życiem” jako o pustym, ciemnym obszarze nicości. Zawsze przyjmowałam po prostu, że prędzej czy później wydarzenie śmierci otwiera nas na nowe możliwości i nowe życie, które w odpowiednim momencie się dla nas rozpocznie. Chyba nie bardziej i nie mniej niż inni dziwiłam się słowom Jezusa zapewniającego dobrego łotra, że jego życie odrodzi się jeszcze dzisiaj, pewnie tak samo jak wielu innych, dziwiąc się i myśląc we właściwych nam kategoriach „jak” i „gdzie”. Jednak dręczące mnie pytania o „jak” i „gdzie” po przejściu progu śmierci nie były mi obce. Pojawiały się zawsze, ilekroć znalazł się powód do myślenia o życiu przyszłym. Muszę jednak przyznać, że nie myślałam o tym wszystkim nigdy nadmiernie głęboko.
Całość artykułu w drukowanej wersji miesięcznika Egzorcysta.
Mimo że w każdej Mszy św. modlimy się za zmarłych, tej modlitwy potrzebują oni jednak nieustannie. Darem, z którego dusze czyśćcowe czerpią najwięcej łask, jest Msza święta.
Przekonały się o tym dobitnie włoskie siostry klaryski z miejscowości Montefalco w regionie Peruggi. Do tego sanktuarium dusz czyśćcowych pielgrzymowałem niedawno z wiernymi z Rzymu. Zawiozłem tam kopię obrazu Matki Bożej Wniebowziętej z Niegowici i relikwie bł. Jana Pawła II. Przewodniczyłem Mszy św. za zmarłych, w której uczestniczyło również 12 sióstr przebywających w tamtejszej klauzurze. Mając możność wejścia za klauzurę z wizerunkiem Maryi i relikwiami, udzieliłem siostrom błogosławieństwa. Ta wspólna modlitwa sprawiła klaryskom bardzo wiele radości.
Matka przełożona opowiedziała nam o tym, co zdarzyło się w tamtym miejscu. Zaprowadziła nas do kruchty klasztoru, gdzie pochowana jest s. Maria Teresa od Jezusa (1878-1948). Siostra ta zmarła w opinii świętości.
Pełna wersja artykułu w drukowanej wersji miesięcznika Egzorcysta.
Demon ten atakował najczęściej w „południe życia ludzkiego”, czyli w okresie, gdy człowiek wchodził w wiek średni. Potwierdza to współczesna wiedza, mówiąca, że momenty kryzysowe najczęściej dopadają czterdziestolatków. W średniowieczu synonimem rachunku sumienia było słowo „saligia”. Powstało ono od pierwszych liter siedmiu grzechów głównych w języku łacińskim: superbia, avaritia, luxuria, invidia, gula, ira, acedia. Przed spowiedzią wierny w myślach przystawiał kolejne z owych grzechów do swojego życia i rozeznawał, czy im ulegał. Na końcu zawsze dochodził do acedii, która na język polski tłumaczona jest jako lenistwo, co nie odpowiada dokładnie charakterowi tego zjawiska. Słowo to pochodzi od greckiego „akedia” i zostało wprowadzone do szerszego użytku przez pustelników w IV wieku.
pełny tekst w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta