Jakub Aragoński, jako władca popędliwy, zawsze najtrudniej znosił krytykę. Nic zatem dziwnego, że również podczas królewskiej wizytacji Balearów trudno mu było znieść nieustanne napomnienia i krytyki wygłaszane przez Rajmunda z Penyafortu. Co spowodowało wybuch? Trudno powiedzieć. Owszem, król miał bardzo dużo na sumieniu, a jego ręka nie należała do najlżejszych. Ale i mnich był wprost bezczelny. Pochodzenia hrabiowskiego, po spędzeniu wielu lat na dworze papieskim jako osobisty kapelan i spowiednik Ojca Świętego nie czuł zbyt wielkiego respektu przed władcą niezbyt wielkiego królestwa. Można powiedzieć, iż miał szczęście dominikanin, że z Rzymu nie trafił na dwór piastowski; może zginąłby jak sto lat później krakowski ksiądz Baryczka czy kilku innych księży w środkowej części Europy (wcześniej i później). A może władca wypowiadając arcykrólewskie pytanie: „Któż mnie uwolni od natrętnego mnicha?”, mrugał za mało wyraziście? Jak było, nie wiemy. Ale – rzekomo gorącokrwiści – Iberyjczycy zamiast wrzucić mnicha do morza, po prostu zostawili go na archipelagu, podczas gdy cały dwór załadował się na statki i wyruszył w stronę stolicy.
Nic bardziej się nie mści na tyranach niż litościwe odruchy. W połowie drogi dworską flotyllę minął natrętny, acz uczony w prawie mnich, klęcząc na czarnej dominikańskiej kapie. Po pierwsze – upokorzenie; szybki królewski galeon uległ w wyścigu płaszczowi żebraczego mnicha. Po drugie, prestiż bezczelnego kaznodziei dzięki cudowi uległ wzmocnieniu i władca musiał ustąpić Rajmundowi. Jest też taka teoria (dosyć osobliwa, ale warto ją zanotować z kronikarskiego obowiązku), że i samego monarchę poruszył cud dokonany na jego oczach. Zaś wspaniała jazda na falach została uwieczniona na obrazach, z których jeden, autorstwa Dolabelli, możemy obejrzeć w krużgankach dominikańskiego klasztoru w Krakowie.
Mało kto o tym wie, ale czarny dominikański płaszcz nie tylko ten jeden raz służył jako pomoc w wędrówce poprzez wodę. Według jednej z legend, Jacek Odrowąż miał przekroczyć Wisłę pod Wyszogrodem, krocząc po nim jak po moście. Inną opowieść przytacza o. Jacek Salij OP w zebranych przez siebie legendach dominikańskich:
Najsłynniejsza legenda związana z osobą św. Jacka opowiada historię przejścia suchą stopą przez Dniepr podczas najazdu Tatarów na Kijów. Wiadomość o napadzie na miasto przynieśli Jackowi, który właśnie odprawiał Mszę świętą, jego przerażeni współbracia. „Usłyszawszy to, święty mąż wziął Najświętszy Sakrament i tak jak stał, ubrany w święte szaty, zaczął wraz z braćmi uciekać. Był już na środku kościoła, kiedy posąg Chwalebnej Dziewicy, wykonany z kamienia alabastrowego, ważący cztery albo pięć talentów, głośno za nim zawołał: »Synu Jacku, dlaczego sam uciekasz, a Mnie razem z moim Synem zostawiasz, aby Tatarzy rozbili ten posąg i go podeptali? Weź Mnie z sobą!«. Św. Jacek, zdumiony tym głosem, powiada: »Chwalebna Dziewico, bardzo ciężki jest ten Twój posąg, jakże go więc udźwignę?«. Na to Dziewica: »Weź go, Syn mój uczyni go lekkim«. Jacek zaufał słowom Maryi i trzymając w jednej ręce Najświętszy Sakrament , w drugiej lekką jak trzcina figurę, przeprowadził braci bezpiecznie między mordującymi Tatarami aż nad sam brzeg Dniepru. Tam rozłożył swój płaszcz na wodzie i suchą nogą przeszli na drugi brzeg. Figurę Maryi przyniósł Jacek do Krakowa, gdzie do dziś otoczona jest wielką czcią ludu”.
Dominikański teolog tłumaczy te legendy w następujący sposób:
(…) teksty opisują cudowne przejście Świętego Jacka suchą stopą przez wodę. Opisy tego rodzaju nigdy nie są czystą relacją historyczną, przede wszystkim wyrażają liczne treści symboliczne. Kluczem do odkrycia zawartej w nich symboliki jest oczywiście ewangeliczna scena chodzenia Pana Jezusa po jeziorze. Właśnie: co oznacza tamto dziwne wydarzenie chodzenia Pana Jezusa po wodzie? W symbolice biblijnej wody, które mogą zniszczyć człowieka, oznaczają zwykle zagrażające nam i nacierające na nas zło. Prototypem tej symboliki jest potop. Bezpieczne przejście przez taką wodę – przypomnijmy sobie przejście Izraelitów przez Morze Czerwone, czy później, za czasów Jozuego, przez rzekę Jordan – jest znakiem, że Bóg jest mocniejszy niż wszelkie zagrażające nam zło (…).
Chodzenie Pana Jezusa po wodzie oznacza więc, że ogromne zło, które na ziemi otoczyło Syna Bożego i na Niego natarło, było kompletnie bezsilne wobec Jego mocy Bożej. Scena chodzenia po jeziorze jest wspaniałym wyjaśnieniem tajemnic Krzyża: zło uderzyło całą swoją mocą w Syna Bożego, aby Go zniszczyć, a On przez swoją śmierć wszedł do chwały Zmartwychwstania i stał się Zbawcą wszystkich ludzi. Przeszedł suchą stopą po złowieszczych wodach, nie zaszkodziły Mu one ani trochę.
Przez analogię możemy przyjąć, że tak samo rozumiano legendę o przepłynięciu na płaszczu dominikańskim poprzez Morze Śródziemne. Że tak było, świadczy wspomniany już obraz Dolabelli. To nie wzburzone fale są zagrożeniem dla rozmodlonego zakonnika, lecz otaczające go (nieco karykaturalne) potwory morskie.
Kim był Rajmund, którego święto obchodzimy 7 stycznia?
Kanonizowany na początku siedemnastego wieku, żył w wieku trzynastym i był trzecim z kolei generałem zakonu dominikańskiego. Nade wszystko zaś znany jest jako uczony prawnik, absolwent średniowiecznego centrum jurystyki – Bolonii. Tam zdobył uznanie przede wszystkim dwoma pracami: glosami do Dekretu Gracjana oraz Summa de iure canonico. Po powrocie do Hiszpanii rozpoczął błyskotliwą karierę jako wykładowca uczelni w Barcelonie, dostojnik kościelny i osoba o dużym poważaniu. Ten fakt nie jest bez znaczenia, gdy rozpatrujemy go w kontekście wstąpienia Rajmunda do zakonu dominikańskiego (bądź co bądź, wraz z franciszkanami, swoistego odpowiednika hippisów trzynastego wieku). Arystokrata (pochodził z rodziny hrabiowskiej) i dostojnik kościelny nagle wstąpił do zakonu żebraczego, mogąc w ten sposób skutecznie przerwać swoją karierę – widocznie nie była ona dla niego specjalnie istotna.
Jako dominikanin opracował jeden z najważniejszych średniowiecznych podręczników dla spowiadających – Summa de poenitentia. Księga specyficzna, napisana przez prawnika, jednakże wyraźnie dająca pole do działania sumieniu wiernego. Dzieło obecnie często zapominane, jednakże mające ogromny wpływ na średniowieczną teologię moralną, a przede wszystkim praktykę spowiedniczą. Po napisaniu Summy rozpoczyna się okres, w którym Rajmund miał największy wpływ na Kościół rzymski. Jako bliski współpracownik Papieża oraz jego spowiednik, opracował ponownie zbiór kanonów prawa, znany jako Dekretalia Grzegorza IX. Praca ta była czymś więcej niż tylko kolejną kompilacją kanonów. Według znawców przedmiotu: „był to ważny krok w kierunku systematycznej kodyfikacji prawa stanowionego przez papieży w odpowiedziach na zapytania dotyczące konkretnych przypadków”.
Mamy więc obraz wybitnego prawnika i spowiednika, który nawet królom nie ulegał. Jednakże nie byłyby to zapewne fakty wystarczające do uznania go za jednego z najwybitniejszych dominikanów oraz otwarcia mu drogi na ołtarze. Wystarczyło to co prawda do ustanowienia orderu św. Rajmunda dla nagradzania zasług prawników, sędziów, adwokatów i innych pracowników służb sądowych, a także specjalistów prawa kanonicznego. Order ten jednak jest spalony w oczach postępowców (ustanowił go generalissimus Franco), a niektórzy swoją niechęć do hiszpańskiego dyktatora przenieśli z odznaczenia nawet na jego patrona.
Rajmund zdziałał znacznie więcej. I nie chodzi jedynie o wybór na trzeciego generała dominikanów. Chociaż pełniąc tę funkcję, przyczynił się do powstania Summy contra Gentiles Akwinaty, która miała stanowić intelektualną podstawę do pracy podczas nawracania żydów i Maurów w Hiszpanii. Ale właśnie swoisty „dialog międzyreligijny” oraz działalność wśród ubogich były kolejnymi ważnymi „dziełami życia” świętego Rajmunda.
Wydaje się, że gdyby dowiedział się, co pojmujemy jako dialog z innowiercami, nie posiadałby się ze zdziwienia. Dla nas także jego podejście często mogłoby się wydawać nie do przyjęcia. Ale inaczej patrzono na świat, a i muzułmanie, i żydzi w tych czasach nie grzeszyli nadmierną tolerancją religijną. Rajmund – co jest już absolutnie ponadczasową wartością – starał się, aby działający wśród innych religii (potężnych na terenie Półwyspu Iberyjskiego) posiadali odpowiednie wykształcenie. Stąd Summa contra Gentiles, dlatego też założył w Barcelonie studium języków arabskiego i hebrajskiego. Ale i w okresie przeddominikańskim Rajmund wraz z Piotrem Nolasco działał na rzecz wykupu chrześcijańskich niewolników z rąk arabskich i współtworzył zakon mercedariuszy, czyli zakonu NMP od Wykupu Niewolników, pisząc dla niego regułę.
Otrzymał też przydomek „ojca ubogich”, taki sam jak w Polsce Jan Kanty. Nie chodziło jedynie o wykup niewolników. Poprawa losu biednych ludzi poprzez doraźną pomoc oraz próby stałego poprawienia ich życia stanowiły praktyczne uzupełnienie jego naukowych studiów czy funkcji spowiedniczych.