Gdyby Miesięcznik przestał pisać prawdę, straciłby rację swego istnienia. Wybierając poprzedni podtytuł (prawdziwe historie), chcieliśmy podkreślić cechę prawdziwości w odniesieniu do tych ludzkich historii zawartych np. w świadectwach, które w oczach osób nieobytych z tematyką zagrożeń duchowych wydają się niesłychane czy wręcz nieprawdziwe.
Nie. Zresztą kazusy te są solidnie udokumentowane, chociaż ukrywamy dane personalne, podając pseudonimy. Jako redakcja jesteśmy zobowiązani do ochrony osób dających nam świadectwa, by w swym środowisku nie stały się przedmiotem kpin, czy nawet agresji. Był tylko jeden przypadek, gdy autorka świadectwa chciała wystąpić pod własnym imieniem i nazwiskiem. Mimo że próbowaliśmy ją od tego odwieść, nawet za pośrednictwem jej ojca duchownego, nie udało się to. Uparła się, uzasadniając, że w swym życiu publicznie wyrządziła wystarczająco dużo złego, by teraz publicznie to przekreślić. Swoją drogą w tym kontekście to słuszny wybór moralny.
Wyjdźmy od wyjaśnienia, czym jest ludzka wolność. To fundamentalna i konstytutywna cecha bytu ludzkiego, która wyróżnia go z całego świata przyrody, a bardziej upodabnia do Boga (stworzeni jesteśmy na Jego obraz i podobieństwo). Ponieważ jednak człowiek jest ograniczony, również jego wolność jest ograniczona. Zatem należy odszukać jej właściwe granice. Dziś problem granic ludzkiej wolności ma powszechny wymiar.
Niestety, niektóre modne ideologie, oparte na minimalistycznych podstawach filozoficznych, proponują dalekie odsunięcie jej granicy.
No chociażby wtedy, gdy mówi się za oświeceniowymi liberałami, że granicą mojej wolności jest wolność drugiej osoby. To powiedzonko ładnie brzmi, ale nie uwzględnia kompleksowego namysłu nad człowiekiem, światem i ich ostatecznymi przyczynami. Gdy ktoś popełnia samobójstwo, to popełnia zło (często też ingeruje w wolność drugiej osoby), czyli wprowadza w czyn nieprawdziwe rozeznanie sensu i celu swego istnienia i działania, jakim jest prawda i przecież ostateczna Prawda. Pomijam przypadki, gdy wolność została ograniczona przez skrajne emocje, depresję itp. – wtedy to może być przymus. Ten temat jest bardzo ciekawy, warto by go rozwijać. Tutaj jednak chodzi mi tylko o to, aby pokazać, że ludzka wolność, wyrażająca się w konkretnych decyzjach i czynach, nie jest niezależna od niczego. Można paradoksalnie powiedzieć, że jest „determinowana”, ale nie jakimś fatum, przeznaczeniem, układem gwiazd na niebie, a jedynie ludzką autonomiczną decyzją, kierującą się rozpoznaną i zreflektowaną prawdą o kondycji człowieka. Prawda w ludzkim poznaniu jest odpowiednikiem dobra w działaniu. Jeżeli zatem działanie człowieka będzie się trzymać w granicach dobra, wtedy będzie swą wolność realizował zgodnie z powołaniem – każdy jest powołany do miłości (bo miłość to czynienie dobra). Ponieważ człowiek został zraniony przez grzech, dlatego jego wolność zawsze będzie potrzebować pomocy Boga. Musi się zatem zdać na Ducha Świętego, by oczyścić swą wolę z nienawiści, egoizmu, materializmu, nieprawości.
Chrześcijańska koncepcja wolności różni się zasadniczo od koncepcji nowożytnej, która upatruje istotę wolności w autonomii od Boga. Właśnie dla chrześcijan Boża wolność jest rękojmią tego, że człowiek nie podda się pod panowanie rzeczy, i że będzie w stanie rozróżniać dobra trwałe od nietrwałych. Podstawą wolności jest więc życie w Prawdzie. Kłamstwo stoi u podstaw antywolności, która dziś jest parodiowaniem wolności.
Bo tu nie chodzi tylko o uwolnienie się od Złego, ale przede wszystkim o „uwalnianie się” od wszelkich fałszów, błędów i mitów całej otoczki kulturowej, w jakiej żyjemy, które non stop nas bombardują, poszerzając rozmiar naszej niewiedzy, tworząc tak naprawdę współczesny obraz ciemnoty. Chcemy położyć nacisk na stronę kulturową i poznawczą człowieka, zachęcając do skupienia się na tym, co istotne i naprawdę ważne, zaś do porzucenia tego, co tylko zjawiskowe i przemijające; do odrzucenia świata ułudy. Jak znakomicie ujął to Stanisław Sojka: Kariera, sławy blaski to tylko są obrazki. O to chodzi – by odrzucić obrazki, a dotrzeć do istoty rzeczy, do jej ostatecznego sensu. I tu jest miejsce na aspekt informacyjno-formacyjny pisma.
Każdy człowiek rodzi się wolnym, choć nie od razu może z tej wolności korzystać. Pismo chce zachęcić do właściwego korzystania z wolności i odrzucania ograniczeń, o których wcześniej mówiłem.
W skrócie: te ograniczenia obejmują nie tylko nasze wygodnictwo, gdy wolimy poprzestać na „obrazkach”, zamiast skupić się na tym, co nie przemija. Ograniczenia te to również moralne patologie, nałogi, złe nawyki, ale także zniewolenia duchowe, z demonicznymi włącznie.
Pismo nie szuka odbiorcy, który już jest „w pełni wolny” – nie mamy dodatku dla Aniołów – ale takiego, który pragnie wyzwolenia albo takiego, który nawet nie wie, że o tę wolność warto zawalczyć.
Wyjdźmy od określenia, czym jest krytyka. W sensie ścisłym jest to rozumiejące spojrzenie na coś od strony merytorycznej, logicznej, formalnej itp. Z taką krytyką „Miesięcznika Egzorcysta” do tej pory niestety się nie spotkałem. W sensie popularnym, potocznym, słowo „krytyka” rozumiane jest jednoznacznie jako wystąpienie przeciwko czemuś. Takie formy oczywiście w mediach się pojawiały. Z „Tygodnika Powszechnego” i jezuickiego portalu Deon.pl wychodziły nawet wielokrotnie i co ciekawe, za każdym razem powtarzając te same kategorie zarzutów. Notoryczne powtarzanie bardziej odczytuję jako objaw nawyku niż stylu dialogu. A tak naprawdę dobrego dialogu się spodziewałem, bo w Krakowie jak nigdzie indziej w Polsce namysł filozoficzny czy teologiczny nad dialogiem od dawna jest uprawiany. Niestety, nie pojawił się.
Konkretnie to same ogólniki. W dodatku wszystkie nietrafione i nie poparte przykładami.
Żeby nie być gołosłownym, sparafrazuję stale powtarzające się zarzuty: „Miesięcznik Egzorcysta” za dużo pisze o zagrożeniach duchowych. To należałoby odebrać jako pochwałę konsekwencji, bowiem pismo o zagrożeniach duchowych rzeczywiście pisze o zagrożeniach duchowych. Gdyby pisało np. o rowerach, wtedy z całą pewnością tytuł byłby mylący.
Inny zarzut, mówiący, że „Miesięcznik Egzorcysta” wprowadza myślenie magiczne, jest chybiony, a nawet przewrotny, ponieważ od samego początku pismo przestrzega przed magią i magicznym myśleniem (czyli zabobonnym), które nie należy dziś do rzadkości. To rozminięcie się z faktami może sugerować, że autorzy owego zarzutu nie czytali Miesięcznika lub czytali go niedokładnie.
Kolejny przedziwny zarzut mówi, że pisząc o złu i Szatanie, promujemy go. Promować to znaczy popierać i namawiać do czegoś. „Miesięcznik Egzorcysta” jednoznacznie ostrzega przed złem w każdej postaci, pokazuje sposoby uwalniania się od niego. Zaleca jedyny skuteczny sposób „walki” ze złem: wspieranie dobra. Należy promować dobro – o tym traktuje Miesięcznik. Każdy artykuł w tym piśmie to dowód na zwycięstwo dobra. Weź dowolny artykuł i sprawdź, a przekonasz się, kto ma rację. Te zarzuty, to jakiś kosmiczny odlot.
Wymieniłem tylko kilka, ale one wszystkie mają charakter ogólnikowy – nie są syntezami, bo nie przytacza się żadnych konkretnych argumentów czy przykładów. Z czego więc miałyby być syntetyzowane? Można się domyślać, że stoi za nimi metoda „skojarzeniowa”. W tym przypadku może to być następujący ciąg asocjacyjny: egzorcysta – opętanie – diabeł – średniowiecze – ciemnota. Być może zaważyły lata szkolnej edukacji, zdominowanej ideologią socjalistyczną?
Osobiście odczytuję ową „krytykę”, a zwłaszcza jej czasową intensywność, by nie powiedzieć nachalność, jako potwierdzenie właściwie obranej przez Miesięcznik drogi. Jestem przekonany, że zamysł jest słuszny i Bogu niech będą dzięki!
Trudno odnosić się do pogłosek. Nie mnie oceniać, czy ktoś się udziela za mało, czy za dużo. „Miesięcznik Egzorcysta” jako medium prasowe jest miejscem, w którym księża egzorcyści, i nie tylko oni, mogą pisać bez obaw, że ich wypowiedzi zostaną przeinaczone lub przekłamane. Zaufania, jakim nas obdarzyło wielu biskupów i kapłanów, w tym egzorcystów, nie zawiedliśmy. Niestety, w pewnych pismach, w tym także katolickich, taki styl (niedezawuujący czy nieprzeinaczający) nie jest zachowywany, są na to dziesiątki dowodów. Wystarczy, że wspomnę o umieszczeniu zdjęcia egzorcysty ks. Michała Olszewskiego bez jego zgody na okładce tygodnika „Wprost”. Choć gazeta miała zdjęcia księdza z wcześniejszej sesji, to powinna zapytać go o zgodę na taki wulgarny fotomontaż. Odpowiedź „Wprostu” na protest ks. Olszewskiego była cyniczna, pokazująca, że ludzie z tej gazety mają za nic podstawowe zasady moralne. Zresztą również niedawna okładka „Tygodnika Powszechnego” przedstawia twarz ks. Olszewskiego w bardzo niekorzystnej grafice, z jakimiś cieniami pod oczyma itp. Co to ma wspólnego z uczciwością? W moim odczuciu to mowa nienawiści. Wiadomą rzeczą jest, że „Tygodnik Powszechny” nie lubi egzorcystów.
Właśnie dlatego ci księża chętnie u nas publikują. To, o czym pisze Miesięcznik – a więc przede wszystkim o zwycięstwie Chrystusa i wyzwoleniu człowieka – bierze się z tego, co powiedziałeś: z pragnienia głoszenia Ewangelii; to prosta konsekwencja. Dobrą Nowinę może głosić każdy, a nawet powinien, bo jest nakaz ewangelizacyjny, obejmujący każdego chrześcijanina. Do tego też zachęcamy. Oczywiście można to robić w różny sposób, np. świadectwem życia. W naszym przypadku dochodzi kwestia przekazu medialnego, a więc jeszcze większa odpowiedzialność, bo dotyczy większej grupy ludzi.
Ja nie słyszałem krytyki od strony biskupów, ponieważ, jak już wcześniej wspomniałem, nie słyszałem jej od nikogo. Owszem, słyszałem wypowiadane przez niektórych Pasterzy różne opinie. Pamiętajmy, że w głos biskupów trzeba się wsłuchiwać, nawet jeżeli nie jest on pochwalny. To głos Pasterzy. Owca, która nie słucha głosu pasterza, zbłądzi i trzeba będzie psem zaganiać. Jeszcze gorzej jest, gdy owca występuje przeciw pasterzowi. I znów przychodzi na myśl wspomniany „Tygodnik Powszechny” z jego otwartą krytyką np. abpa Michalika, abpa Hosera, abpa Jędraszewskiego (lista mogłaby zapełnić stronę) i pouczaniem ich, jak należy postępować, by być w zgodzie z Matką Eklezją. Mnie to się nie mieści w głowie, że owca poucza pasterza, którędy należy iść.
Już na początku tego roku wysłaliśmy kilku biskupom prośbę o ojcowskie upomnienie, gdyby tylko nadarzyła się nam jakaś doktrynalna czy inna wpadka i do tej pory uwag negatywnych nie dostaliśmy, a pismo na pewno jest przez nich czytane. W gronie Autorów i Rady Programowej Miesięcznika są przecież ludzie z tytułami uniwersyteckimi.
Na pewno wiedziałem, że będziemy mieli masę nieustających problemów i trudności. I one są. Ale mają jedną ciekawą cechę: są pokonywalne i pokonywane.
Życzę wszystkim, by każdy umiał rozpoznać wolę Bożą w stosunku do siebie, bo wtedy każdy będzie szczęśliwy, a przecież szczęścia zawsze życzymy innym przy każdej okazji. Dla zespołu związanego z Miesięcznikiem i pracującego nad nim prosiłbym o modlitwę, byśmy bez uszczerbku z naszej winy pełnili wolę Bożą przewidzianą względem nas.
„Największym sukcesem diabła jest to, że ludzie w niego nie wierzą” – ten wspaniały bon-mot często pada w dyskusjach i co tu ukrywać, bywa nadużywany. Ostatnio odpowiedzią na niego jest twierdzenie że ciągła pogoń za diabłem i jego działaniami odciąga nas od poszukiwania Boga. Powstaje zatem kolejne śliczne powiedzenie: „Na czym polega sukces szatana? Na tym, że odciąga uwagę człowieka od Boga”. Równie słuszne i jak sądzę jego kariera także może zakończyć się wyświechtaniem i nadużyciami.
Pozwolę sobie teraz na mocne uproszczenie pewnej ważnej i bardzo głębokiej myśli. Mistrz Eckhardt wskazywał, że jednym z największych niebezpieczeństw duchowych jest miłość do takiego Boga, jakiego sami sobie wymyślamy. I proszę wybaczyć, ale nie wejdę w meandry wód teologii negatywnej. Te dwa powiedzenia, slogany właściwie, doskonale prezentują takie mechanizmy. Jakże łatwo nam uwierzyć w Boga, który jest anty-Antychrystem. Znajdujemy szereg dowodów na działanie Złego i rozważamy je (oczywiście przeciwstawiając się) z niemalże pobożną gorliwością. Taki „Bóg” jest dla nas jedynie pomocą i ucieczką przed złym. Od pokoleń duszpasterze prezentują zbawienie jako nie-potępienie, a brak w świadomości powszechnej czym to zbawienie naprawdę jest. Jeżeli ktoś uważa, że to typowo polskie, i do tego dla początków XXI wieku, to odsyłam do rozważań eschatologicznych Huckelberrego Finna.
Ale i druga postawa jest niebezpieczna, od pokoleń znane jest powiedzenie „Hulaj dusza, piekła nie ma”. I nie chodzi bynajmniej o nadzieję powszechnego zbawienia, którą chciałbym podzielać. Chodzi o najzwyklejsze niezauważanie kłopotów i problemów jakie stawia przed nami zło. Także to osobowe. Szukamy Boga i pragniemy bliskości z nim ale czasami zapominamy jak wąska i wyboista to droga. Bóg przestaje być Bogiem - staje się (tutaj cytuję książkę, której tytułu nie pomnę) Bozią, taką dobrotliwą pacynką dla dzieci, figurką stawianą na etażerce.
Jednakże pomiędzy takimi dwiema postawami jest (a raczej powinno być) miejsce na całe spektrum postaw pośrednich. Przecież jako uczniowie jednego Nauczyciela, a do tego wierni jednej wspólnoty Kościoła Rzymsko-Katolickiego, nie powinniśmy wzajemnie się obrażać i wyklinać. Ale kłótnie to nie problem, bracia nieraz się kłócą, czasem nawet biją, ale miłości braterskiej nic nie przebije. Najbardziej niebezpiecznym skutkiem przyjęcia tych myśli jako sloganów jest pełne pogardy i niechęci odnoszenie się do tych drugich. Przykładami są teksty na portalu deon.pl. Ale można znaleźć je także w Tygodniku Powszechnym czy Gazecie Wyborczej.
Nie jestem łagodnym dyskutantem i publicystą, i zdarza mi się pisać rzeczy których później żałuję. Ale naprawdę nigdy nie ośmieliłbym się napisać słów i sformułowań, które tam padają: „katolicy szukający szatana”, „duchowa degeneracja”, „miesięcznik czyniący zło”. Nie zadrżałbym gdybym przeczytał że jest to cecha ludzi niedojrzałych, ludzi o niewyrobionej duchowości – byłoby o czym dyskutować. Ale degeneracja? W tym momencie dialog się kończy.
Rozumiem, że denerwują wiecznie podejrzliwi, ale nie jest to powód do atakowania i naprawdę paskudnego pisania o tych co myślą inaczej niż ci „nie bojący się diabła”. Tym bardziej, że „niebojący” stawiają zdumiewającą alternatywę: oni szukają Boga – ci myślący inaczej szukają Złego. No cóż implikacje tej alternatywy są przerażające. I tutaj znowu kończy się dialog.
Można polemizować, należy korygować błędy innych, należy pomagać. Ale nie pomoże mi ktoś – kto zapewne mając także sporo argumentów za swoją wypowiedzią – nazwie mnie degeneratem i szukającym diabła. Jesteśmy braćmi w Chrystusie? Czemu polemiści wyrzucają mnie tak brutalnie ze wspólnoty?
Twierdzenie, że jak ktoś pisze o szatanie to nie ma czystego serca, podejrzewa innych i nie umie dostrzec dobra i piękna na świecie jest totalną bzdurą. Jedno drugiego nie wyklucza, diabła i jego działanie widziała Faustyna – a czy nie widziała piękna świata? Czy nie głosiła potęgi Bożej miłości? Czy nie stała się apostołem Miłosierdzia?
Obecnie można znaleźć jeszcze kilka narzędzi do „flekowania” dyskutantów – przykładem jest posłużenie się wyrwanym cytatem z Ojca Świętego. Myślę, że papież Franciszek byłby raczej zdegustowany faktem, że jego słowa są używane do „kopania przeciwnika”, jako człowiek sędziwy i znający życie zapewne nie dziwi się takim sztuczkom erystycznym. Czy podobałyby mu się? Szczerze wątpię. Dlatego też nie rozpocznę przytoczę obszernej listy cytatów Franciszka, w których przestrzega przed szatanem i wskazując na jego działalne na świecie. Dlaczego? Z tej prostej przyczyny, że swoje słowa wypowiada on dla zbudowania wiernych a nie po to aby zgrabne bon moty mogły być cytatami w sporach na temat jakiegoś czasopisma.
Miesięcznik Egzorcysta, nie zajmuje się li i jedynie śledzeniem kropli siarki i smoły w naszej rzeczywistości. Jest tam wiele treści pozwalającym na budowanie duchowości – takiej prawdziwie chrześcijańskiej. Nie tylko straszymy diabłem, ale także piszemy o miłości i miłosierdziu Boga. Tylko tytuł i pobieżna lektura Gazety Wyborczej pozwala na tak sformułowane oskarżenia. Podam przykład – jest w jednym z numerów tekst o Harrym Potterze. Nie ma żadnych wyklinań, ale ciekawa analiza pokazująca, że jest to książka daleka od naszej – chrześcijańskiej – duchowości. Można wybrać, ale warto wiedzieć, że można znaleźć lepsze propozycje.
W Egzorcyście nie piszemy na przykład, ze gimnastyka połączona z ćwiczeniami oddechowymi jest grzechem. Warto natomiast zastanowić się jaka duchowość może być z nią związana, i nie przyjmować bezkrytycznie tego co słyszymy od nauczycieli jogi czy medytacji. Nie więcej, nie mniej – ale mamy też świadomość, co jest źródłem siły chrześcijan. Dlatego piszemy o modlitwie o Matce Boga, o świętych…
Ale jest jeszcze jedno pole sporu z owymi „niebojącymi” – oczywiście święto zbierania cukierków, na wzór amerykański. Równie przestarzały jak korwety ofiarowane (?) nam kiedyś przez Amerykanów. Niechęć wobec tej zabawy oraz proponowanie alternatywy powoduje zarzuty o to, że "boimy się Halloween" i w ogóle żyjemy lękiem zamiast cieszyć się radością paschalną i być w fajny sposób "wyluzowanymi". Zatem myślę, że warto wytłumaczyć, że się nie boję, że się nie boimy...
Dlaczego nie podoba mi się "zabawa w noc Walpurgii"? Przede wszystkim dlatego, że mam lepszą alternatywę. Zamiast bawić się w przebieranki za zombie wolę przejść się po cmentarzu w wieczór radosnego święta, gdy każdy z nas ma imieniny, gdy wspominamy naszych świętych patronów, gdy uczymy się patriotyzmu paląc świeczki na grobach wybitnych Polaków lub altruizmu wyszukując grobów bez świeczek i kwiatów aby tam pozostawić swoją lampkę "tak aby nie było grobu bez światełka". Tak wspominam swoje dzieciństwo we Wszystkich Świętych i takie wspomnienia i przyjemności chciałbym przekazać swojemu synowi. Uważam, że jest to lepsze niż stukanie do domów i krzyczenie „cukierek albo psikus”. Tym bardziej, że dzieci o ile wiedzą co to cukierek, to tego drugiego trudnego słowa przeważnie nie rozumieją.
W dzień zaduszny, nie ma zabaw ale modlimy się za zmarłych członków rodziny. W większości przypadków mając przeczucie, że raczej wzbogacamy skarbonę duchową Kościoła, ponieważ myślimy, że są już przed Panem.
To jest po prostu lepsze, więc czego się bać? Czy nie pozwalając na śmieciowe jedzenie zamiast pożywnej zupy stawiamy się w roli niedouczonych i niefajnych ludzi, którzy boją się cukierków, hamburgerów z fast foodu? To nie strach. Myślę, że to właśnie ci „niebojący się”, tak naprawdę boją się, i to bardzo. Nie mam ochoty wnikać w zakamarki ich strachu, więc nie wiem czego…
… ale mogę za to powtórzyć pewne ważne słowa: NIE LĘKAJCIE SIĘ. Bierzcie z nas przykład, nie ma czego się bać.
Tekst ukazał się na portalu rebelya.pl
XX Targi Wydawców Katolickich za nami. Czas na krótkie podsumowanie. Zainteresowanie magazynem przerosło nasze oczekiwania. Dziękujemy za wszystkie opinie, a kolejne wnioski wyciągniemy po opracowaniu ankiet (przypominamy, że czekamy na nie do 23 kwietnia br.).
Utwierdziliśmy się w przekonaniu, że takie pismo jak Miesięcznik Egzorcysta jest niezwykle potrzebne i spełnia swoją rolą. Będziemy dokładali wszelkich starań, żeby było jeszcze lepsze.
Niektórzy z Państwa informowali, że Miesięcznik Egzorcysta nie we wszystkich miejscach jest do kupienia. Prosimy o sygnały, w jakiej miejscowości nie można dostać pisma. Zachęcamy też do nawiązania z nami współpracy (
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
) i dystrybuowania miesięcznika w lokalnych środowiskach.
Miło nam było gościć autorów Miesięcznika Egzorcysta: Dorotę Mazur, Dorotę Sobolewską-Bielecką, Grzegorza Felsa, Grzegorza Kasjaniuka, Juliusza Gałkowskiego. Dziękujemy.
Na zdjęciu od lewej: Prezes Wydawnictwa Monumen dr Mariusz Błochowiak oraz Grzegorz Kasjaniuk
Mamy nadzieję, że w przyszłym roku na większym stoisku będziemy mieli nie tylko magazyn, ale i inne publikacje.
Odwiedzający nasze stoisko abp senior arch. katowickiej Damian Zimoń, w rozmowie ciepło wspominał pierwszego ks. egzorcystę na Górnym Śląsku, ks. dr Marka Drogosza, którego sam do tej trudnej i pionierskiej wówczas posługi skierował. Arcybiskup przypomniał, że ks. Marek zginął tragicznie 7 VIII 2003 r. w wodach Bałtyku i dla wielu osób do dzisiaj ta śmierć okryta jest pewną tajemnicą. Jego pogrzeb w Rybniku - Boguszowicach, zgromadził ogromną ilość osób. Tę historię obszernie opisuje Grzegorz Fels w książce pt. Ostatnie rekolekcje śląskiego egzorcysty.
Słowa uznania należą się też organizatorom, dzięki wielkiemu zaangażowaniu prezesa Stowarzyszenia Wydawców Katolickich ks. Romana Szpakowskiego SDB wydarzenie przyciąga coraz większą liczbę wystawców i zwiedzających.
Dziękujemy wszystkim za przybycie i do zobaczenia na XXI Targach Wydawców Katolickich!
Suplement.
Spotkanie Autorów. Grzegorz Fels i Grzegorz Kasjaniuk
Targi Wydawców Katolickich odbędą się w dniach 3-6 kwietnia 2014 r.w Arkadach Kubickiego na Zamku Królewskim, Plac Zamkowy 4, Warszawa.
Zapraszamy do stoiska "Miesięcznika Egzorcysta" – nr 18.
Poniżej informacja o spotkaniach z naszymi autorami w poszczególne dni:
_____________
Na naszym stoisku wystawimy wszystkie (z wyjątkiem pierwszego) numery "Miesięcznika Egzorcysta" – będzie to więc doskonała okazja, żeby uzupełnić swoją kolekcję, kupić najnowszy, kwietniowy numer, zamówić prenumeratę. Nie zabraknie też specjalnych ofert i niespodzianek.
Już nie możemy doczekać się spotkania z naszymi Czytelnikami i serdecznie zapraszamy do odwiedzenia stoiska numer 18.
Tutaj można zobaczyć cały program Targów i plan ekspozycji
Dzwony piekielne kapeli AC/DC są argumentem wielokrotnie używanym, aby udowodnić satanistyczne korzenie ciężkiej muzyki, odwołującej się do zła nie tylko brzmieniem i tekstami, ale także estetyką scenografii, a nawet strojami muzyków. Ale – jak wskazuje w artykule Muzyczna otchłań dr Małgorzata Nieszczerzewska – antychrześcijańskie treści i odwołania możemy znaleźć w niemal każdym rodzaju muzyki popularnej. Jednakże autorka dowodzi, że to muzyka z gatunku black metal i dark ambient otwarcie promuje treści satanistyczne, okultystyczne lub neopogańskie. I – co może bardzo niepokoić – gatunki te wychodzą z peryferii, stając się coraz bardziej popularne i znane. Wykreowanie przez telewizję publiczną Adama Darskiego (Nergala) na eksperta w dziedzinie muzyki rozrywkowej jest tego doskonałym przykładem.
Nie można dać się zwieść temu pozornie rozrywkowemu emploi, ponieważ bardzo często, właściwie z zasady, źródłem inspiracji tej muzyki jest satanizm. O tym, jak pozornie niewinne elementy, teksty i brzmienia zmieniają ludzi, świadczą dwa (nie zawaham się użyć oklepanego zwrotu) wstrząsające świadectwa. Jedno jest anonimowe: Marta opisuje, jak muzyka satanistyczna zamieniła jej serce w pustynię obojętności i pychy (tekst A serce jak księżycowa pustynia…). W drugim nasz autor Grzegorz Kasjaniuk – wybitny dziennikarz muzyczny – opisuje swoje uwikłanie oraz uwolnienie od ciężaru, jaki na jego życiu położyła muzyka metalowa (Poszedłem za Jezusem).
Zatem możemy śmiało stwierdzić, że przedstawiany Państwu numer (a już półtora roku jesteśmy razem) jest pełen nadziei. Zarówno wspomniane wyżej świadectwa, jak i tekst W mroku idąc do Boga (autorstwa Grzegorza Kasjaniuka) są opowieściami o drodze do wolności, czyli do Boga. To nie muzyka panuje nad nami – z pomocą Pana poradzimy sobie z każdym zagrożeniem. Trzeba tylko dobrze wybrać…
Teksty w „Miesięczniku” są odpowiedzią na wielokrotnie zadawane pytanie: „Ale co to szkodzi?”. Ich ciekawym uzupełnieniem jest tekst Księdza Profesora Marka Chmielewskiego poświęcony ekstazie. Czym różni się ekstaza naturalna od religijnej i jak się to ma do muzyki? Pytanie – jak się okazuje – niebagatelne i naprawdę warto poznać odpowiedź.
Innym ważnym uzupełnieniem tematu numeru jest wywiad z Księdzem Doktorem Przemysławem Sawą, kapłanem, z którego bardzo często czyniono uosobienie obskurantyzmu i ignorancji (Jeżeli nie żyję w prawdzie, to już przegrałem). Opowiada on o czytaniu Pisma, ewangelizacji i modlitwie wstawienniczej. Nie mogło także zabraknąć pytania o „sprawę księdza Sawy” i osławioną już listę. Warto poznać odpowiedź osoby, którą media „postępowe” osądziły, nie dając szans na obronę. Ale przy okazji można dowiedzieć się o istocie zagrożeń i czym różnią się one od zła już dokonanego.
Na zakończenie warto powiedzieć Czytelnikom o jeszcze dwóch istotnych tekstach. Ksiądz Profesor Krzysztof Guzowski, przewodniczący Rady Programowej „Miesięcznika Egzorcysta” odpowiada na pytanie dotyczące zmienionego podtytułu periodyku: „pismo ludzi wolnych”. Tytuł artykułu: Kto nie dba o zbawienie, nie jest wolny doskonale tłumaczy, jaka myśl stoi za tą zmianą.
Pojawia się także artykuł nowej autorki (Ucieczka z realności), inicjujący stałą rubrykę „Porady psychologa”. Ludwika Filipowicz jest psychologiem i w tym numerze opisuje, jak na rozwój młodych ludzi wpływa muzyka metalowa wraz z całym związanym z nią sztafażem. Jest to ciekawe uzupełnienie tematyki zagrożeń duchowych. Na kolejne pytanie Pani Psycholog odpowie za miesiąc.
Polecamy Państwu gorąco wszystkie wspominane artykuły oraz wiele innych, nie wymienionych z powodu braku miejsca.
Miłej lektury!