Człowiek jest istotą z natury religijną, więc zawsze będzie szukał czegoś lub kogoś, kogo uzna za silnego władcę, pana, swojego Boga, obdarzy go zaufaniem i będzie mu oddawał cześć w jakimś kulcie. Dzikie plemiona znad Amazonki często zachowują jeszcze stare, prymitywne formy religijności, podobnie jak ich całe życie jest prymitywne i nie odbiega zasadniczo od form, w jakich żyli ich przedkolumbijscy przodkowie. Na przykład noszą na szyi jakieś wisiorki, które mają przysporzyć dobrobytu i przynieść szczęście, ochronić przed atakiem dzikiego zwierzęcia czy wrogich duchów. Są to talizmany i amulety. Ich wiara zwana jest fetyszyzmem i należy do pierwotnych form religijności, w której oczywiście brak jakiegoś głębszego teologicznego namysłu. Ci indianie wiedzą, że nie są „panami świata”, że są słabymi, śmiertelnymi ludźmi, a więc odwołują się do sił, które w ich mniemaniu są dla nich opiekuńcze. Myliłby się jednak ten, kto by uważał, że zjawiska fetyszyzmu to w naszych czasach pozostałości występujące jeszcze tylko w głębokiej egzotyce. wcale nie trzeba być Elżbietą Dzikowską ani Wojciechem Cejrowskim, by oglądać je na własne oczy. wystarczy rozejrzeć się wkoło, w biurze, na stacji benzynowej, w kawiarni – wyznawców „cywilizowanego” fetyszyzmu nie brakuje. Co więcej, im wyższą pozycję społeczną ktoś osiąga, tym częściej zakłada taki czy inny amulet lub talizman, choćby wspomnieć tylko o Pierścieniu Atlantów, czerwonej nitce czy oku Horusa. Można nawet powiedzieć, że jest to domeną elit: biznesmeni, aktorzy, politycy, a nawet osoby z pionu nauki i kultury (to rzadkość), co jest dziwne, bo akurat ci ostatni są w sposób szczególny powołani do współpracy z rozumem oraz piętnowania zabobonów i irracjonalizmów.
Czym różni się golas z liśćmi palmy na pupie, dmuchający w piszczałkę, od szanownego prezesa-biznesmena w szykownym garniturze z czerwoną nitką na ręku? Jeden i drugi przywołuje ochronne siły, w które obaj święcie wierzą. Są w tym względzie bardzo podobni. A który z nich postępuje bardziej racjonalnie? Czy łowca małp, który czci totemicznego jaguara, czy może dumny prezes, który też podziwia swego jaguara w garażu i także jest wierzący, bo czasem chodzi „wysłuchać” Mszy niedzielnej. Golas,
postępujący i wierzący tak, jak pozwala mu jego świadomość i wiedza, czy biznesmen z dyplomem wyższej uczelni? który jest bardziej racjonalny?
Temat zniewolenia niezawinionego, czy w ogóle cierpienia wynagradzającego, należy do nieoczywistych i trudnych. Odsyła nas do namysłu nad konstytucją natury ludzkiej i zachęca do weryfikacji wielu poglądów na tę naturę, ze szczególnym uwzględnieniem jej wymiaru społecznego.
Jeżeli ekspiacja ma sens, to oznacza to, że głęboko w naturze ludzkiej leży jakaś jednocząca jedność, w której wszyscy ludzie mają udział. Ktoś swym cierpieniem może komuś innemu wyprosić u Boga różne łaski. Ewentualne zawinienie jednej osoby może być odpokutowane przez inną.
Liberalne systemy społeczne, w których niejednokrotnie z założenia osobisty egoizm jest warunkiem przetrwania, wyrosłe na podłożu nominalizmu pojęciowego, nie są zdolne dostrzec powyższych niuansów. Tymczasem zakwestionowana jedność i stałość ludzkiej natury pociąga za sobą szereg fatalnych konsekwencji, których dzisiaj jesteśmy świadkami. Nie idźmy tą drogą!
Namysł nad istotą ekspiacji, co należy do porządku poznania religijno-duchowego, pokazuje, że atomizacja społeczna to droga błędna. Nie idźmy też inną drogą. Systemy socjalistyczne, które na rzecz zbiorowości zdejmują z jednostki niemal całą odpowiedzialność, również łamią prawdę o wolności człowieka. Co jest oczywiste już na zwykłym, tzw. intuicyjnym poziomie. I czego w ostatnim zwłaszcza stuleciu ludzkość doświadczyła na własnej skórze. Nie może zniknąć nam z oczu fakt odpowiedzialności jednostkowej i osobistej. Ludzka natura charakteryzuje się też tym, że osoba jako jednostka jest „osobna” i stanowić ma „o sobie”. Wspólnotowość, choć jest jej istotną cechą, pozostaje sprawą wtórną.
Analiza zagadnienia cierpienia za innych pokazuje, że takie, wydawałoby się banalne czy patetyczne, sformułowania, jak „bycie bliźnimi”, czy „bycie braćmi”, mają głęboką treść.
Moja historia rozpoczyna się po powstaniu styczniowym, kiedy mój prapradziadek został wraz z rodziną wysiedlony na Syberię. Opuszczenie rodzinnych stron i mazowieckiego dworu, w którym religia katolicka była oczywistością, wiązało się z wejściem w kulturowe konteksty Rosji drugiej połowy XIX wieku.
Sytuacja materialna mojej rodziny na Syberii na samym początku zesłania była zła, ale szybko ustatkowała się na tyle, że mój pradziadek mógł kształcić się we Władywostoku w szkole prowadzonej przez Niemców. Rozmawiał tylko po rosyjsku i niemiecku, porzucił praktyki katolickie, fascynował się teozofią. Dobrze płatny zawód pozwalał mu na dalekie wycieczki na północ, w dzikie regiony Syberii, gdzie panował jeszcze surowy, nietknięty chrześcijaństwem szamanizm i gdzie – jak wspominał – podlegał z kolegami jakimś obrzędom, które miały powiększyć jego zdolności medialne.
„Bycie medium” było w tamtym środowisku modne. Nieraz oszukiwano podczas seansów, aby skupić na sobie uwagę towarzystwa, ale pradziadek w trakcie syberyjskiej inicjacji uzyskał coś prawdziwego, co na samym początku dawało mu wielką satysfakcję, jednak z czasem przeraziło na tyle, że wypytywał, jak się tego pozbyć. Odpowiedź, jaką uzyskał, była mroczna: tego nie da się pozbyć. Co więcej, „cechy mediumizmu” miały rzekomo pozostać w rodzinie i być dziedziczone przez kilka pokoleń. Mogą co najwyżej być uśpione poprzez nieużywanie ich.
Pełny tekst świadectwa w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Od dzieciństwa towarzyszyła mi pustka. Odkąd pamiętam, czułam się wyobcowana. Uważałam, że nie pasuję do rodziny i świata. Wydawało mi się, że gdyby mnie nie było, wszystkim byłoby lżej. Mając mniej więcej 5 lat, wytłumaczyłam sobie, że to dlatego, iż po urodzeniu przetoczono mi krew i przy tej okazji – jak sądziłam – wtłoczono inne geny. W mojej głowie krążyło pytanie: Po co mnie uratowali? Zapełniałam tę pustkę, uciekając w książki, świat wyobraźni, naukę, różne zajęcia – harcerstwo, warsztaty plastyczne, taneczne, zajęcia domowe. Uciekałam od siebie samej; byłam między ludźmi, a czułam się samotna.
Nie odczuwałam ulgi, gdy mówiono, że alkoholizm to choroba – niezawiniona, demokratyczna i śmiertelna. Patrzyłam na swoje uzależnienie w kategoriach moralnych. Uważałam je za grzech niszczący ducha i ciało. Było dla mnie dowodem mojego słabego charakteru i upadku moralnego. Bo jak ma inaczej myśleć o sobie dziewczyna inteligentna, wykształcona, przyrzekająca sobie, że nigdy nie powieli obrazu własnej matki, a lądująca na odwyku? Buzowała we mnie złość. Jak to, jestem pokrzywdzona, chora i mam się leczyć? Nie mogłam uwolnić się od tej myśli, ale nie dzieliłam się nią z nikim. Jedynie kończąc terapię, raz otwarcie powiedziałam, że jestem na etapie godzenia się z tą sytuacją i akceptacji choroby. Otrzymałam odpowiedź, że niewiele wyniosłam z tego pobytu. Pierwszy raz popłakałam się.
Dopiero jedna z pielęgniarek zasygnalizowała mi, gdzie leży mój problem. Siostra Jola powiedziała: Nie przejmuj się, wzięłaś tyle, ile mogłaś. To wszystko przez brak duchowości. Kluczem jest duchowość. Wtedy nie wiedziałam, o czym mówi, a teraz mogę jej podziękować za te słowa.
Maj to szczególny miesiąc, który można spędzić w szczególnym mieście i uczestnicząc w szczególnym wydarzeniu: wiara i sztuka znajdujące zrozumienie, w mistycznym kręgu światła, ruchu, żywego słowa, obrazu – nade wszystko – muzyki; tej świętej, z ducha wielu kultur, narodów, obszarów cywilizacyjnych.
Międzynarodowy Festiwal Muzyki Sakralnej „Gaude Mater” to projekt o ponad dwudziestoletniej tradycji, promujący muzykę religijną – koncertową i liturgiczną. Od 1991 roku odbywa się pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Episkopatu Polski. Głównym organizatorem Festiwalu jest Stowarzyszenie Przyjaciół Gaude Mater.
Projekt powstał w Częstochowie i tu był z powodzeniem realizowany i rozwijany. Osiągnął ogólnokrajowe uznanie i renomę. W tym roku także słuchacze z Europy będą mieli okazję, żeby wczuć się w ten niezwykły klimat. Centralnym miejscem pozostaje jednak nadal Częstochowa.
XXIV Międzynarodowy Festiwal Muzyki Sakralnej „Gaude Mater” kontynuuje przyjętą przed laty formułę prezentacji muzyki różnych religii, w ramach dialogu kultur, ze wskazaniem na trzy największe religie monoteistyczne: Chrześcijaństwo, Judaizm i Islam. Festiwal promuje również polską muzykę sakralną: współczesną - stawiając na prawykonania oraz dawną - kultywując tradycje i najwybitniejsze osiągnięcia wielowiekowego dziedzictwa polskiej muzyki barokowej zgromadzone w archiwach OO. Paulinów na Jasnej Górze.
Autorem plakatu promującego XXIV Międzynarodowy Festiwal Muzyki Sakralnej "Gaude Mater" jest Piotr Młodożeniec (urodzony w 1956 r. w Warszawie) – grafik, malarz, rysownik, projektant, autor filmów animowanych, ilustracji książkowych i prasowych, a nawet świetlnych kompozycji neonowych. Syn Jana Młodożeńca, jednego z najwybitniejszych twórców tzw. polskiej szkoły plakatu i brat Stanisława Młodożeńca, malarza mieszkającego w USA. Piotr Młodożeniec jako jeden z pierwszych artystów w Polsce zaczął wykorzystywać w grafice technikę i język obrazu komputerowego. Wpływ na jego sztukę miał pop art i rodzący się w latach 80. neoekspresjonizm, a także twórczość dwóch grafików, mistrzów plakatu - ojca Jana Młodożeńca i prof. Henryka Tomaszewskiego.
Swoje plakaty Młodożeniec projektuje przy pomocy komputera, którego obsługę poznał jeszcze przed rozpoczęciem studiów artystycznych. Jak twierdzi sam artysta pomysł na plakat zawsze najpierw powstaje w głowie, a dopiero potem, wychodząc od śladów ręki, od kreski, opracowuje go za pomocą programów komputerowych.
Koncerty odbywają się we wnętrzach sakralnych o pięknej architekturze i salach koncertowych o dobrej akustyce. Na program Festiwalu złoży się 17 koncertów - w tym 9 w Częstochowie - i liturgia z oprawą muzyczną. Koncerty festiwalowe zabrzmią również w 7 innych miastach: Bełchatów, Bydgoszcz, Gdańsk, Katowice, Radomsko, Zabrze - i po raz pierwszy za granicą - w niemieckiej Kolonii. Ta zmiana formuły – rozprzestrzenienia festiwalowych koncertów na różne miasta Polski, a w 2014 roku również Europy, wprowadzona już przy ostatniej 23. edycji Festiwalu, sprawdziła się jako wyjątkowo skuteczna promocja marki „Gaude Mater”, dając jednocześnie możliwość uczestnictwa słuchaczom z innych miast w koncertach z udziałem wybitnych artystów z całego świata.
Tegorocznemu Festiwalowi towarzyszyć będą również dodatkowe wydarzenia:
W Festiwalu wezmą udział artyści aż z 9 krajów: Bułgarii, Francji, Gruzji, Iranu, Mongolii, Niemiec, Polski, USA i Wielkiej Brytanii. Na program Festiwalu złożą się koncerty: polskiej muzyki chóralnej, muzyki synagogalnej, muzułmańskiej, gospel, cerkiewnej, barokowej ze zbiorów jasnogórskich, jazzowej i oratoryjnej.
Program koncertu otwierającego festiwal wypełni Pasja wg św. Jana Jana Sebastiana Bacha w wykonaniu znakomitej Die Kölner Akademie w Bazylice Jasnogórskiej; koncert finałowy w Kościele Seminaryjnym w Częstochowie zaprezentuje muzykę sakralną Leszka Możdżera W czasie Festiwalu swoją premierę będą miały utwory laureatów Międzynarodowego Konkursu Kompozytorskiego „Musica Sacra”, Missa Corpus Christi Łukasza Farcinkiewicza oraz utwory z archiwum jasnogórskiego (współczesne prawykonania). Warto podkreślić, że dorobkiem Festiwalu jest ponad 250 prawykonań, w tym ponad 200 utworów polskich kompozytorów, zarejestrowanych przez Polskie Radio program 2 i wydanych na festiwalowych płytach-kronikach.
Dziś Festiwal „Gaude Mater” może się poszczycić znaczną grupą dobrze wyedukowanych odbiorców, którzy utożsamiają się z wydarzeniem i chętnie korzystają z festiwalowej oferty – mogą z dumą powiedzieć organizatorzy. I każdy, nawet najbardziej wybredny słuchacz, znajdzie tu coś dla siebie.
Z Łukaszem Adamskim, redaktorem naczelnym portalu wNas.pl, krytykiem filmowym i publicystą, rozmawiamy o Bogu w Hollywood...
________________
-- O czym opowiada Twoja najnowsza książka?
O hollywoodzkim kinie i elementach religijnych w nim. Nie chodzi o kino stricte biblijne, ale o filmy, które z pozoru są bardzo dalekie od wiary. A zarówno kino mistrza opowieści gangsterskich, czyli Martina Scorsese czy bardzo kontrowersyjne filmy Abla Ferrary są przesiąknięte kwestiami religijnymi. I nie chodzi wcale o do dziś wzbudzający oburzenie film Scorsese „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, ale o filmy, które są wręcz podszyte symboliką chrześcijańską.
Poza tym zajmuje się religijnością gwiazd, których nie podejrzewalibyśmy o wiarę: Warhol, Hitchcock, McQueen czy Whitney Houston. Analizuje też wizerunek kapłana w kinie czy popkulturową religijność w komediach i horrorach. Książka dotyczy kina współczesnego, więc nie analizuje filmów z lat 40-tych czy 50-tych, które są siłą rzeczy naznaczone konserwatyzmem przed rewolucją libertyńską pokolenia 68.
-- Czy w branży filmowej wiara nie jest przedstawiana w krzywym zwierciadle?
Jest, ale zaskakująco nie aż tak często jak moglibyśmy się spodziewać. Na przykład to nawet z pozoru płytkie horrory o egzorcyzmach pokazują kapłanów jako osoby heroiczne. USA to wciąż kraj chrześcijański, nawet jeżeli to chrześcijaństwo jest dopasowane do lewicowych dogmatów. Jednak Hollywood nie promuje ateizmu, pokazując kapłanów jako szarlatanów. Widać to było w świetnym „Egzorcyzmy Emmily Rose”.
Oczywiście już w kwestiach takich jak nauka Kościoła w sprawie seksualności, aborcji chrześcijanie są pokazywani już w gorszym świetle. Wizerunek księdza też został przez gigantyczne afery pedofilskie w USA nadszarpnięty, choć w filmie „Wątpliwość” z wybitnym aktorem Philipem Seymourem Hoffmanem, który zmarł kilka tygodni temu z powodu przedawkowania heroiny oraz Meryl Streep widzieliśmy czym może być zarówno zaniedbanie kościoła czyszczenia własnych szeregów z dewiantów, jak i niesłuszne oskarżenie duchownego o jedną z najcięższych zbrodni.
-- Kino może być dobrym narzędziem ewangelizacyjnym?
Jest idealnym narzędziem ewangelizacji. Przykładem może być „Pasja” Mela Gibsona, która zarobiła pół miliarda dolarów i odmieniła wiele serc. Oczywiście niewiele filmów to głębokie traktaty teologiczne, ale czasami potrzebna jest iskierka, która rozpali w człowieku światło. Pisałem o tym w kilku miejscach. Ostatnio na wpolityce.pl. Można oczywiście postawić sobie pytanie czy świadectwo wiary uwielbianych niczym pogańskie bożki celebrytów jest na tyle silne by rzeczywiście przyczynić się do nawrócenie odbiorców masowej kultury. Jest to szeroki temat, który analizuje w książce. Jednak, o czym pisałem już w innym miejscu, nie można zapominać, że nawet jeżeli „medialna wiara” gwiazd jest płytka i powierzchowna, to z powodzeniem może ona zaprowadzić ich fanów wielu do głębszych rozważań. Ktoś musi otworzyć przedsionek do Kościoła chrystusowego bombardowanym prymitywnym hedonizmem ludziom. Dlaczego nie celebryci?
Żyjemy w czasach, gdy celebryci są słuchani mocniej niż kapłani. Za drzwiami tego Kościoła będzie czekał kapłan, który uformuje zagubionego człowieka. Najpierw musi on jednak ten próg przekroczyć... W końcu jedno antyaborcyjne wystąpienie obiektu westchnień milionów nastolatek, spowodowało wysyp świadectw nastolatków będących przeciwko zabijaniu nienarodzonych. Film „Juno”, ku przerażeniu lewicy, wzmocnił zaś przekaz mówiący, że nastolatka w ciąży powinna dziecko urodzić, a nie je zabijać. Takich przykładów jest coraz więcej.
-- Jakie polecałbyś filmy chrześcijańskie albo z przesłaniem chrześcijańskim?
Głównie ten, który został dodany do mojej książki. Fenomenalna, piękna opowieść o pielgrzymce do Santiago de Compostella z Martinem Sheenem znanym z „Czasu Apokalipsy”, który zmienił nawet nazwisko na część biskupa Fultona J. Sheena. Choćby dla „Drogi Życia” warto kupić moją książkę [śmiech].
-- Na koniec powiedz, czy zaskoczyło Cię coś podczas pracy nad książką? Czy zmieniłeś opinię o jakimś reżyserze albo aktorze?
Znam kino na tyle mocno, że opisywałem przypadki dobrze mi znane. Ale byłem zaskoczony jedną osobą- ojcem chrzestnym popkultury, lewakiem, homoseksualistą i królem hedonizmu Andy Warholem, który był wierzącym grekokatolikiem. Niesamowita postać. Ale o nim też przeczytacie w książce.
Więcej informacji o książce w kwietniowym numerze Miesięcznika Egzorcysta.
Między Suchą Beskidzką a Wadowicami, 50 km od Krakowa, w szerokiej kotlinie, niedaleko ujścia rzeki Paleczki do Skawy, tuż nad tworzonym zalewem w Świnnej Porębie w Beskidzie Makowskim odnajdziesz cudowne, spokojne miejsce, z dala od zgiełku cywilizacji. Zachwyci Cię piękno beskidzkich lasów i wszechogarniająca cisza.
Ośrodek wypoczynkowo rekolekcyjny Totus Tuus im. Ks. Kard. Karola Wojtyły w Zembrzycach szczególnie sprzyja modlitwie, rozmowie z Bogiem, wyciszeniu oraz wypoczynkowi. Oferta jest bardzo szeroka i otwarta, ponieważ grupy i wspólnoty mogą również zorganizować własne rekolekcje. Pomogą w tym komfortowe warunki zakwaterowania, smaczne jedzenie, miła obsługa i bliskość natury.
Obiekt składa się z trzech zespołów budynków, z których każdy zwany jest „Polaną”. Całość usytuowana jest na 14-hektarowej ogrodzonej posesji malowniczo położonej wśród lasów, z potokiem. Ośrodek może przyjąć około 250 gości. Do ich dyspozycji jest kaplica, pięć klimatyzowanych sal konferencyjnych, z których największa może pomieścić 250 osób, boiska sportowe, alejki spacerowe, plac zabaw dla dzieci. Ośrodek jest również doskonałą bazą wypadową do wielu interesujących miejsc: Kraków, Wieliczka. Kalwaria Zebrzydowska, Wadowice, Lanckorona i wiele innych.
W najbliższym czasie odbędą się następujące rekolekcje:
- Droga do Emaus – jak rozpoznać Jezusa - 28.03 - 30.03.2014 - prowadzi: Dr Jilson Mathiu Kakkattupilly
- Rekolekcje formacyjne - Szkoła chwały - 01.05 - 03.05.2014 - prowadzi: Maria Vadia
- Rekolekcje pod hasłem - Słowo ma Moc - 29.05 - 31.05.2014 - Ks. Antonello Cadeddu
- Jednodniowe spotkanie - Tchnienie Ducha Świętego - 01.06.2014 - ks. Antonello Cadeddu
- Rekolekcje biblijne - W świetle Chrystusa - 08.06 - 10.06.2014 - prowadzi: ks.dr.Jose Maniparampil
Więcej szczegółowych informacji (w tym dojazd samochodem, autokarem, dane GPS) znajduje się na stronie internetowej ośrodka pod adresem: www.totus-tuus.com.pl
Ośrodek wypoczynkowo rekolekcyjny Totus Tuus im. Ks. Kard. Karola Wojtyły / 34-210 Zembrzyce 503
Telefon: +48 33 874 41 86; +48 734 165 929
E-mail:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Ostatnie lata panowania Włodzimierza to pasmo osobistych dramatów. Najpierw zmarła ukochana żona Anna, następnie poróżnili się jego dwaj synowie Świętopełk i Jarosław, po czym rozpoczął się konflikt z Polską. Te lata goryczy zakończyły się dnia 15 lipca 1015 r., kiedy to książę „Pogodny” przeszedł do życia wiecznego. Kult księcia narastał stopniowo, aż wreszcie Kościół prawosławny kanonizował go prawdopodobnie w XIII w. Jednakże popularność Włodzimierza rosła ze stulecia na stulecie.
Obecnie uważany jest za jednego z największych świętych zarówno dla Rosjan, jak i dla Ukraińców. Święty Włodzimierz uważany jest za patrona osób niewidomych i cierpiących z powodu chorób oczu. W ikonografii przedstawiany jest jako monarcha w podeszłym wieku, z koroną na głowie, ubrany w bogato zdobione czerwone książęce szaty. W prawej dłoni trzyma krzyż, u lewej nogi natomiast widnieje miecz. Niekiedy przedstawiany jest ze zwojem zawierającym modlitwę za nowo ochrzczony lud.
Pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
W jednym ze swoich przemówień św Jan Paweł II podkreślał, że Modlitwa Jezusowa, zwana też modlitwą serca, modlitwą nieustanną lub – rzadziej – modlitwą głębi, to bardzo wysoko ceniona forma modlitwy Kościoła wschodniego, gdzie jest niezwykle rozpowszechniona. W ostatnich latach obserwuje się także wzrost jej popularności wśród chrześcijan wychowanych w tradycji zachodniej.
Modlitwa Jezusowa, jak sama nazwa wskazuje, podkreśla wiarę w moc Imienia Syna Bożego, które jest w modlitwie serca decydujące. Nawet jeśli nie występuje Ono bezpośrednio w niektórych wezwaniach, jest zawsze wiążące (np. niektóre wspólnoty modlitewne na Zachodzie praktykują modlitwę nieustanną, powtarzając wielokrotnie wezwanie Maranatha!, które tłumaczy się jako przyjdź, Panie Jezu). Święty Efrem Syryjczyk (IV w.) podkreśla, iż Imię jest wykładnią całej chrześcijańskiej teologii i pisze, że Ojciec, Syn i Duch Święty mogą być poznani tylko w swoich imionach. Nie pójdziesz dalej do ich Osób. Po prostu rozważaj imiona (…). Ale jeśli uwierzysz w Imię, będziesz żył.
Pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Premiera 8 odcinka Na Poddaszu odbyła się 14 kwietnia w Internecie. W programie wystąpił były okultysta Marcin Boczek. Bóg w nadprzyrodzony sposób uratował go od pewnej śmierci, by w niedługim czasie odmienić całe jego życie. Jego historia pełna jest zadziwiających mrocznych przeżyć, a kończy się wzruszającym zwycięstwem dobra nad złem.
Marcin Boczek z zawodu jest rzeźbiarzem. Na co dzień mieszka we Władysławowie. Jest szczęśliwym mężem i ojcem dwójki dzieci. Swoje obecne życie zawdzięcza Bogu, który wyrwał go z sideł okultyzmu. Przed swoim nawróceniem próbował wypełnić wewnętrzną pustkę praktykując religie wschodu, medytacje, nawet magię. Kładł runy, wypowiadał zaklęcia, wróżył, doświadczał tzw. podróży astralnych. By czuć się szczęśliwym sięgnął nawet po narkotyki, jednak dopiero spotkanie z Jezusem sprawiło, że wreszcie poczuł wewnętrzne spełnienie.
Twórcy programu planują raz na miesiąc udostępniać nowy odcinek. Głównym kanałem dystrybucji jest internetowy serwis YouTube, gdzie dostępne są wszystkie dotychczasowe produkcje. "Nie wykluczamy możliwości emisji programu w zwyczajnych stacjach telewizyjnych, jednak przyszłość widzimy w Internecie" - twierdzi Marcel Płoszczyński, prowadzący i pomysłodawca Na Poddaszu. Nowa polityka emisyjna wynika przede wszystkim z postępu technologicznego, który dzięki mediom społecznościowym w prosty sposób umożliwia dotarcie do grona potencjalnych odbiorców.
Na Poddaszu powstaje dzięki współpracy laureata wielu nagród operatora filmowego Adama Bajerskiego, reżyser Ewy Bajerskiej i gospodarza Marcela Płoszczyńskiego. Pomysł stworzenia programu narodził się spontanicznie, podczas "luźnych" rozmów na poddaszu.
Oficjalny kanał na YouTube