Nie moje częste grzechy, nie brak dobrej woli, by z nich powstać, zadecydowały o moim losie. Wiele razy zachęcałaś mnie do słuchania kazań i czytania dobrych książek. Mówiłam wówczas, że nie mam czasu na takie rzeczy. Więc muszę otwarcie powiedzieć: gdy zaszłam już tak daleko, jak to miało miejsce na krótko przed opuszczeniem stowarzyszenia, było dla mnie niezmiernie trudne wejść na inną drogę. Czułam się bardzo nieszczęśliwa i niespokojna, lecz wysoki mur wznosił się między mną a nawróceniem. Trudno ci to było zrozumieć. Wyobrażałaś sobie bardzo prosto tę sprawę, jak raz to powiedziałaś: „Odbędę dobrą spowiedź, Aniu, i wszystko będzie na nowo”. przypuszczałam, że masz rację, ale świat, zły duch i ciało zakuły mnie już zbyt mocno w swoje kajdany. Czego nie czyni nienawiść?! Nigdy nie wierzyłam we wpływ złego ducha, lecz teraz mogę świadczyć, że wywiera on potężny wpływ na osoby pogrążone w grzechu. Jedynie więcej modlitw z mej strony i innych osób wraz z ofiarami i cierpieniami mogłoby mnie wyzwolić od Szatana, a i to tylko stopniowo. Niewiele osób jest widzialnie opętanych przez złego ducha, ale mnóstwo znajduje się niewidzialnie w jego mocy. Szatan co prawda nie może ograbić z wolnej woli nawet tych, którzy się sami oddają pod jego wpływ, ale gdy opuszczają Boga i Jego zasady, Bóg za karę pozwala Szatanowi na ścisłe związanie się z takim człowiekiem. Tak zagrabia on tych, którzy bezwolnie oddali mu się na służbę. Nienawidzę i Szatana, lecz znajduję w nim o tyle pewne upodobanie, że stara się doprowadzić was do ruiny, on i jego współtowarzysze – duchy demoniczne, które upadły wraz z nim na początku czasów, są ich miliardy. Błąkają się po ziemi na kształt gęstych roi komarów, a wy zaledwie się domyślacie ich obecności. My w duszach potępionych mało bierzemy udziału w kuszeniu ludzi, jest to zadaniem upadłych aniołów. Zwiększają one własne tortury wraz z każdą duszą wciągniętą do piekła, ale czegóż nie czyni nienawiść.
Całość artykułu w wersji drukowanej miesięcznika "Egzorcysta"
W świętych księgach mamy jeszcze inny obraz kary zesłanej z nieba. Jest nim ogień. Spadł on tego samego dnia na dwa miasta tak bardzo przepełnione złem, że nie było już w nich nic, co dobre. I jak wcześniej Bóg kazał uciekać Noemu przed potopem i schronić się do arki, tak w ostatnim dniu Sodomy i Gomory kazał Abrahamowi i jego rodzinie uciekać z Miast Wszeteczeństwa. Gdy Noe zamknął arkę, z nieba lunęła woda. Gdy Abraham pozostawił daleko za sobą Sodomę i Gomorę, z nieba spadł ogień. Bóg obiecał, że czas potopu nie powróci. Nie obiecał jednak, że nie przyjdzie raz jeszcze czas ognia z nieba. Co więcej, zapowiedział go w mnożących się objawieniach. W 1973 roku z przerażeniem dowiadujemy się z Maryjnych wizji, że kara straszliwsza niż potop spadnie na wszystkich ludzi, że będzie to kara ognia, który pochłonie większą część ludzkości. Matka Boża ogłasza w Akicie: Jak zapowiadałam, jeżeli ludzie się nie nawrócą i nie poprawią, Ojciec ześle na całą ludzkość straszliwą karę. Będzie to kara większa niż potop, taka, jakiej nigdy dotąd nie widziano. Z nieba spadnie ogień i zmiecie większą część ludzkości, zarówno dobrych, jak złych, nie oszczędzając ani kapłanów, ani wiernych. Ci, co przeżyją, będą się czuć tak opuszczeni, że będą zazdrościć umarłym.
Całość artykułu w wersji papierowej miesięcznika "Egzorcysta"
Z wypowiedzi, którymi papież dzielił się z otoczeniem, wynika, że przedmiotem objawienia było sto najbliższych lat. Niebo pokazało Leonowi XIII, że w latach 1884-1984 panowanie Szatana dosięgnie szczytu. Ojciec Święty był tak głęboko poruszony tym, co zobaczył, że ułożył specjalną modlitwę, którą polecił odmawiać wszystkim kapłanom na zakończenie każdej Mszy Świętej, gdziekolwiek byłaby ona sprawowana. Odmawiano ją powszechnie do lat sześćdziesiątych XX wieku. Niektórzy mówią, że z chwilą zaprzestania tej pobożnej praktyki otworzono w Kościele puszkę Pandory… Bezbronny Kościół runął w otchłań. Są jednak świątynie, w których odmawia się tę modlitwę do dziś. Ciekawe, w takich parafiach kryzysu nie widać…
Jak brzmi ta modlitwa, będąca potężnym egzorcyzmem, modlitwa mająca wielką moc przed Bogiem? To prośba zanoszona do św. Michała Archanioła.
Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom Szatana bądź naszą obroną. Niech go Bóg pogromić raczy, pokornie o to prosimy. A Ty, Książę wojska niebieskiego, Szatana i inne złe duchy, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.
Pełna wersja artykułu w drukowanej wersji miesięcznika Egzorcysta.
Mimo że w każdej Mszy św. modlimy się za zmarłych, tej modlitwy potrzebują oni jednak nieustannie. Darem, z którego dusze czyśćcowe czerpią najwięcej łask, jest Msza święta.
Przekonały się o tym dobitnie włoskie siostry klaryski z miejscowości Montefalco w regionie Peruggi. Do tego sanktuarium dusz czyśćcowych pielgrzymowałem niedawno z wiernymi z Rzymu. Zawiozłem tam kopię obrazu Matki Bożej Wniebowziętej z Niegowici i relikwie bł. Jana Pawła II. Przewodniczyłem Mszy św. za zmarłych, w której uczestniczyło również 12 sióstr przebywających w tamtejszej klauzurze. Mając możność wejścia za klauzurę z wizerunkiem Maryi i relikwiami, udzieliłem siostrom błogosławieństwa. Ta wspólna modlitwa sprawiła klaryskom bardzo wiele radości.
Matka przełożona opowiedziała nam o tym, co zdarzyło się w tamtym miejscu. Zaprowadziła nas do kruchty klasztoru, gdzie pochowana jest s. Maria Teresa od Jezusa (1878-1948). Siostra ta zmarła w opinii świętości.
Pełna wersja artykułu w drukowanej wersji miesięcznika Egzorcysta.
Częstą reakcją na tę trudną perspektywę oczyszczenia jest jej odrzucenie. Biskup z Hippony, św. Augustyn, przestrzegał jednak swoich wiernych przed takim powierzchownym podejściem. Każdy biskup mógłby dzisiaj powtórzyć jego słowa: Być może zatracasz się w nadziei? Czym jest zatracenie się w nadziei? Wtedy mówisz w swoim sercu: „Bóg jest dobry. Bóg jest miłosierny. Przebacza wszystko. Nie odpłaca złem za zło!”. Posłuchaj więc, co mówi apostoł: „Nie wiesz, że cierpliwość Boga chce nas doprowadzić do żalu za grzechy?”.
Fałszywa nadzieja i pokładanie ufności w „tanim miłosierdziu” obrażają Świętość i Dobroć Chrystusa-Boga, który ofiarował Siebie dla wybawienia dusz od piekła i oszczędzania im cierpień w czyśćcu. Postawa powierzchowności, wygodna miłość, pycha i brak skruchy bardzo pogarszają sytuację i wydłużają oczyszczanie w czyśćcu. Ostatecznie bowiem każda dusza stanie twarzą w twarz z rzeczywistością życia po śmierci. Spojrzenie prawdzie w oczy jest dużo bardziej rozsądne i krzepiące niż tłumienie myśli o „dniu Sądu Ostatecznego” i jego konsekwencjach poprzez płytki optymizm, który tak naprawdę gardzi Bożą łaską. Niefrasobliwy chrześcijanin, który nie chce skończyć z samooszukiwaniem się „automatycznym Bożym przebaczeniem” ani wyrazić skruchy, ryzykuje znalezieniem się w sytuacji, o której pisze św. Faustyna Kowalska.
Pełny tekst artykułu w drukowanej wersji miesięcznika "Egzorcysta"
Lata 1914 -15 zaznaczone są w życiu duchowym ojca Pio kulminacją nocy ciemnej. Jest to metaforyczne pojęcie (św. Jan od Krzyża) odnoszące się do trudnego etapu
oczyszczania duszy na drodze jej doskonalenia się aż do zjednoczenia z Bogiem. Doświadczając tego, zakonnik pisze do swego ojca duchownego (1915 r.):
Walka z piekłem doszła do punktu, w którym nie można już iść naprzód. (…) Czuję, że zaczyna mi brakować ziemi pod nogami, moje siły słabną. Umieram i w każdej chwili mojego życia smakuję wszystkich śmierci naraz... (…) Jestem przerażony wobec zastępów nieprzyjacielskich, czuję się jakby już zmiażdżony przez moce
piekielne (…). Mój duch od wielu dni jest pogrążony w najgęstszych ciemnościach. Jestem w najwyższym stopniu niezdolny czynić dobro, jestem w skrajnym opuszczeniu. Bluźniercze myśli ciągle chodzą mi po głowie, a jeszcze bardziej podszepty, niewierność i niewiara... Zły duch nieprzerwanie wrzeszczy i wyje wokół mojej biednej woli.
W tym stanie nie robię nic, tylko z mocną stanowczością, choć bez uczucia, powtarzam: „Niech żyje Jezus. Ja wierzę...”. Ale kto może ocenić, jak wypowiadam te święte słowa? Wypowiadam je z nieśmiałością, bez siły i bez odwagi, i muszę do tego użyć wielkiej przemocy wobec siebie. Najgęstsze ciemności panują...
Pełny tekst artykułu w drukowanej wersji miesięcznika "Egzorcysta"
Diabeł przyznał podczas egzorcyzmów: Każde „Zdrowaś Maryjo” jest jak cios w moją głowę. Jeśli chrześcijanie wiedzieliby, jak potężny jest Różaniec, byłby to mój koniec.
Dlaczego Różaniec jest skuteczny? Wcale nie dlatego, że jego słowa, powtarzane jak mantra, kryją w sobie szyfr rozkodowujący Boży skarbiec – a wtedy odmawiający Różaniec bierze sobie stamtąd, co tylko chce. Nic podobnego! Przecież jedynym kluczem do Serca Boga jest miłość! I oto dochodzimy do sedna tematu. Różaniec ma niezwykłą moc, bywa bowiem znakiem niezwykłej miłości. Naprawdę wielkiej!
pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Jeśli to nie ma znaczenia, czy ludzie odmawiają codziennie Różaniec, czy nie, to dlaczego Matka Boża nieustannie, we wszystkich częściach świata, dopomina się o tę modlitwę? Powtarza jak w Medjugorie: Bez was nie mogę pomóc światu. Poucza w Fatimie: Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać Różaniec. W Gietrzwałdzie mówi: Życzę sobie, abyście codziennie odmawiali Różaniec. Tajemnica Tajemnic to być może jedyny ratunek z tamtego świata dla naszego świata.
Odmówić czy nie odmawiać?
pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Na imię mam Konstanty. Chcę Wam opowiedzieć o moim przyjacielu, który spotkał we Włoszech anioła.
On i kilku jemu podobnych gorliwców zorganizowali pielgrzymkę autokarową do Włoch. Planowali nawiedzić Rzym, pojechać do klasztoru Ojca Pio, odwiedzić kilka sanktuariów. Wyszukali tanie hotele i wyruszyli w drogę. Pielgrzymka była radosna, pełna śpiewu i modlitwy. Chyba podobała się Bogu. Przebiegała mniej więcej zgodnie z planem. Przynajmniej do pewnego wieczora… Tuż przed nocą autokar zajechał do małego miasteczka, w którym był przewidziany nocleg. Jakież było zdumienie zmęczonych pielgrzymów, kiedy okazało się, że zarezerwowanych noclegów po prostu nie ma! Gdzieś zawieruszyły się papiery, pokoje zajęte. Znikąd ratunku. Noc w autobusie nie wchodziła w grę.
pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Miałam przyjaciółkę, pracowałyśmy razem w sklepie. Później, gdy Anna wyszła za mąż, nie widziałam jej nigdy więcej. Nasze stosunki były raczej koleżeńskie (…). Na jesieni 1937 r., gdy spędzałam wakacje nad jeziorem Garda, otrzymałam od mojej matki (…) następującą wiadomość: Anna N. nie żyje (…).
Wieść ta poruszyła mną. Wiedziałam, że Anna nie była zbyt religijna. Czy była przygotowana, gdy Bóg wezwał ją nagle z tego świata? Następnego dnia rano wysłuchałam Mszy św. za jej duszę, odprawianej w kaplicy pensjonatu sióstr, gdzie przebywałam. Ofiarowałam też za nią Komunię św., lecz cały dzień czułam jakiś wewnętrzny niepokój.
Zapadłam w niespokojny sen, z którego przebudziłam się jakby na skutek głośnego pukania. Zapaliłam światło. Zegarek wskazywał dziesięć minut po północy, lecz nie dostrzegłam nic specjalnego. Jedynie fale jeziora Garda uderzały miarowo w wał otaczający ogród. (…) Zgasiłam światło, zmówiłam parę razy "Ojcze Nasz” za biedne dusze w czyśćcu cierpiące i usnęłam znowu.
Wtedy to przeżyłam następujący sen. Wstałam około godziny szóstej rano. Gdy otwierano drzwi do domowej kaplicy, nastąpiłam nogą na plik luźnych kartek. Podniosłam je i poznawszy charakter pisma Anny, krzyknęłam ze zdziwienia. Cała drżąca trzymałam te kartki w moich rękach. Miałam wrażenie, że się duszę i uczułam potrzebę natychmiastowego złapania świeżego powietrza. (…) Poszłam ścieżką wiodącą wzdłuż dobrze znanej mi drogi Gardesana, wijącej się pomiędzy drzewami oliwnymi, ogrodami i krzakami wawrzynu. (…) Uszedłszy około piętnastu minut, machinalnie usiadłam na ławce pomiędzy dwoma cyprysami, gdzie wcześniej czytałam z wielką przyjemnością Federea „Panna Teresa”. Po raz pierwszy byłam czuła na fakt, że drzewa cyprysowe uważane są za symbol śmierci, jakkolwiek na południu rosną one w takiej obfitości, że nigdy dotąd nie przyszło mi to na myśl.
pełny tekst w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta