Na nabożeństwie zgromadzona była bardzo duża liczba wiernych, którzy z ogromną wiarą trwali na modlitwie za całą parafię, aż do godziny 21.00. Po zakończeniu adoracji podeszła do mnie młoda dziewczyna, która uczestniczyła w Eucharystii i adoracji wraz ze swoją mamą. Poprosiła o modlitwę indywidualną, gdyż jak mi powiedziała, jest osobą zniewoloną i od 4 lat odprawiane są nad nią egzorcyzmy. Ostatnio jednak jej stan się pogorszył, gdyż z powodu różnych przeszkód nie mogła dotrzeć do egzorcysty.
Rozpoczęliśmy modlitwę Po krótkiej rozmowie i rozeznaniu problemu przystąpiliśmy do modlitwy wstawienniczej w zakrystii kościoła. Obecny był także diakon. Po kilku minutach byliśmy świadkami wielkich manifestacji Złego, ogromnej siły fizycznej, którą dziewczyna dysponowała, pomimo bardzo wątłej budowy ciała. Cały czas prowadziliśmy modlitwę błagalną, ponieważ diecezja, w której się znajdowaliśmy, nie była moją, stąd nie mogłem użyć powierzonej mi władzy egzorcyzmowania.
W pewnym momencie, modląc się, wypowiedziałem słowa: Matko Najświętsza, musimy zawołać do pomocy księdza proboszcza, gdyż on tu jest ojcem dla Twoich dzieci z tej parafii. Na to demony zaczęły krzyczeć: – Nie! Tylko go nie wołaj! Daj nam spokój, zostaw nas! Poprosiłem więc diakona, żeby jak najszybciej sprowadził księdza proboszcza. W międzyczasie przerwałem modlitwę, by dać odpocząć cierpiącej. Po kilku minutach udało nam się odnowić przyrzeczenia chrzcielne.
Pełny tekst artykułu w drukowanej wersji miesięcznika "Egzorcysta".
Dwanaście lat temu mama pierwszy raz zaprowadziła mnie do gabinetu bioenergoterapeutycznego. Przez 10 lat chodziłem tam w złudnym przekonaniu, że ci ludzie chcą mi pomóc. Zaczynając od kontaktów z bioenergoterapeutami, powoli wszedłem w jogę, akupunkturę, akupresurę, ustawienia rodzinne Berta Hellingera, wreszcie Metodę Silvy. Największych spustoszeń duchowych dokonały we mnie joga, Metoda Silvy i ustawienia rodzinne. Najtrudniejszymi doświadczeniami chciałbym się podzielić.
Joga
Pierwszy raz spotkałem się z jogą parę lat temu. Pierwsze zajęcia: półtorej godziny, maty, kadzidełka. Jako jeden z dwóch mężczyzn wśród kilkunastu kobiet czułem się trochę nieswojo, jednak potraktowałem to jako mały minus w stosunku do tego, co joga miała mi dać – relaks, rozluźnienie, wzmocnienie ciała. Zacząłem ćwiczyć, nie wiedząc, że jest wiele odmian jogi. Dla mnie joga to była po prostu joga. Jak się później okazało, ten rodzaj, z którym ja się zetknąłem, był chyba najpopularniejszą w naszym kraju odmianą – hatha-joga. Kupiłem książkę do nauki ćwiczeń i z czasem zacząłem ćwiczyć także w domu. Pozycje ciała (asany), określane często nazwami zwierząt (np. pies, krowa czy żółw), wydawały mi się idealnym sposobem wyciszenia po nerwowości i stresie w pracy. Po zajęciach czułem duży przypływ energii, mniej czasu potrzebowałem na sen. Wzmocniła się także odporność. W młodości podatny na przeziębienia, teraz zacząłem być coraz silniejszy fizycznie.
Z książki dowiedziałem się, że oprócz ćwiczeń fizycznych warto również rozpocząć praktykę medytacji czy ćwiczeń oddechowych (zwanych pranajama). Można powtarzać w głowie zwroty (mantry) w celu wyciszenia umysłu czy układać dłonie w specjalne zamknięcie energii (mudry) – wszystko po to, by żyć zdrowiej, pełniej i szczęśliwiej. Z czasem zacząłem zaopatrywać się w sklepach ze zdrową żywnością, jadać w barach wegetariańskich, bywać na targach medycyny naturalnej. Zrezygnowałem z medycyny tradycyjnej, wizyt u lekarzy, lekarstw. Jeśli pojawiły się jakieś większe dolegliwości fizyczne, sięgałem po zioła, akupunkturę i akupresurę.
Po pewnym czasie uszkodziłem sobie łękotkę boczną kolana, wykonując jedną z asan. Stanąłem przed wyborem: operacja albo zaprzestanie niektórych czynności związanych z większym obciążeniem kolan, jak narty czy tenis. Nie zraziło mnie to. Nadal poszukując metod wyciszenia umysłu, opanowania lekkiej depresji, trafiłem na szkołę medytacji, kryjącej się pod nazwą „bhakti joga”, związanej z intonowaniem mantr, śpiewem, dźwiękami gitary. Teraz żałuję, że nie zapytałem wówczas, co owe mantry znaczą. Poprzez asany, mudry, ćwiczenia oddechowe, powtarzanie mantr starałem się zapanować nad umysłem, w którym było dużo lęku i napięcia związanego z problemami osobistymi i zawodowymi.
Kiedyś zdałem sobie sprawę z tego, że zmienił mi się krąg znajomych. Coraz chętniej przebywałem z osobami „pracującymi nad sobą” poprzez takie metody, jak joga czy tai chi (chińskie ćwiczenia fizyczne), coraz mniej było kontaktu ze starymi znajomymi. Zaprzestałem też picia alkoholu jako powodującego zanieczyszczenie organizmu, zmieniającego świadomość. Przestałem także z powodu kontuzji kolana uprawiać sporty, które uwielbiałem jako dziecko – tenis, koszykówkę, siatkówkę. Zacząłem koncentrować się coraz bardziej na sobie, na sygnałach, jakie daje moje ciało. Po drodze zostałem wegetarianinem. To była jedna strona medalu. Z drugiej zacząłem odczuwać coraz większą samotność. Chociaż miałem lepsze samopoczucie fizyczne, psychicznie nie czułem się dobrze. Pamiętam, że po medytacji czy ćwiczeniach jogi czułem rozbicie, smutek, depresję, co wydawało mi się zaprzeczeniem idei metody, o której mówiło się, że ma prowadzić do samorozwoju i poprawy jakości życia. A jednak wchodziłem w to dalej. Nazajutrz po intensywnej medytacji zdarzało mi się całkowicie zamknąć się w sobie i do nikogo nie odzywać przez cały dzień – nawet do osób, które były mi życzliwe.
Pamiętam wakacje, podczas których poszedłem na serię indywidualnych zajęć z jogi. Po zajęciach czułem się zmasakrowany psychicznie, zaczęły pojawiać się myśli, których nie byłem w stanie się pozbyć, myśli negatywne o samym sobie. Medycznie chyba nazywa się to nerwica natręctw.
Po jakimś czasie zacząłem czytać o wcieleniach, reinkarnacji, karmie. Potem dowiedziałem się o czakrach, punktach energetycznych, które ma każdy człowiek, wreszcie o samej energii, aktywizowanej przez ćwiczenia, mantry, mudry, medytacje. Przestałem się modlić. Byłem przekonany, że jestem samowystarczalny i że sam poradzę sobie z problemami przez obudzenie wewnętrznej siły. Pismo Święte dla mnie nie istniało, czułem wręcz niechęć do jego czytania. Spowiedź – tak, lecz problem polegał na tym, że pomimo spowiedzi i komunii natrętne myśli nie znikały. Dziś wiem, że już wtedy potrzebowałem modlitwy o uwolnienie czy kontaktu z kapłanem znającym tematykę zagrożeń duchowych. Moja wola stawała się coraz bardziej ograniczona.
Joga doprowadziła mnie do rozbicia wewnętrznego, porzucenia tego, co kiedyś dawało mi radość, wreszcie do ogromnej samotności. Stałem się indywidualistą, egoistą, maksymalnie skoncentrowanym na swoim ciele i na umyśle jako narzędziu wpływania na ciało, samopoczucie. Nie liczyłem się z wolą Boga, Jego planem wobec mojego życia. Dusza została gdzieś pominięta. Coraz głębiej wchodziłem w duchowość hinduizmu. Jako chrześcijanina coraz bardziej mnie ona kaleczyła i odsuwała od własnej natury. Zmiana diety doprowadziła do wyniszczenia organizmu, utraty wagi i wielkiego skoncentrowania się na zdrowej żywności. Zrozumiałem, że jestem zniewolony. Nie mogę robić tego, co chcę, nawet jeśli chodzi o tak podstawową potrzebę człowieka, jak jedzenie. Nie mam możliwości swobodnego wyboru. Pewnego dnia po ćwiczeniach straciłem przytomność. Zaczęły się problemy fizyczne, dolegliwości neurologiczne. Badania lekarskie wychodziły dobrze, a ja czułem się coraz gorzej.
Przypomniałem sobie kazanie pewnego franciszkanina, usłyszane kilka miesięcy wcześniej. Mówił on o zagrożeniach duchowych medytacji, akupunktury i innych praktyk pochodzących z Indii i Chin. Wówczas nie wziąłem tego za ostrzeżenie, teraz postanowiłem odszukać tego kapłana. Udało się. Długo rozmawialiśmy. Okazało się, że jestem bardzo mocno duchowo uwikłany, zniewolony nie tylko przez jogę, ale także przez wiele rzeczy związanych z okultyzmem. Zaproponował spowiedź generalną, rekolekcje, czytanie Pisma Świętego, szczególnie Ewangelii św. Marka, i regularne sakramenty, by Jezus mógł zacząć oczyszczać mnie wewnętrznie z duchów i duchowości rodem z innych kultur i religii.
Joga to system filozoficzny, a jej praktykowanie wiąże się z przyjęciem nauk hinduizmu. Dzisiaj wiem już to, czego nie powiedziano mi na zajęciach – że powtarzane w sanskrycie mantry mogą być imionami hinduskich bóstw czy duchów. Czytam o zagrożeniach duchowych i przecieram oczy ze zdziwienia, że tak głęboko i bezkrytycznie w to wszedłem. Opinie o. Jamesa Manjackala czy o. Aleksandra Posackiego pozwalają mi też lepiej zrozumieć, czym jest joga dla chrześcijanina. Jogi z chrześcijaństwem nie da się pogodzić. Joga to nie ćwiczenia fizyczne. To duchowość, która doprowadziła mnie do ogromnego cierpienia fizycznego i duchowego, odsunięcia od znajomych i tego, co dawało mi kiedyś prawdziwą radość.
Metoda Silvy
Równolegle do wpływu jogi odczuwałem skutki przebycia kursu Metody Silvy. Był rok 2001. Kolega opowiedział mi, jak bardzo pomogła mu w życiu metoda samokontroli umysłu Metodą Silvy, jak łatwo dzięki temu szła mu nauka w szkole, jak wiele osiągnął. Zaciekawił mnie. Wyszukałem w internecie kurs i poszedłem sprawdzić te rewelacje na trzydniowym treningu. Za kilkaset złotych.
Na początku dowiedziałem się o falach, na jakich pracuje mózg: beta, alfa, theta i gamma, oraz o półkulach mózgowych. Celem metody okazało się świadome wprowadzanie umysłu ze stanu beta (dominująca częstotliwość myślenia logicznego, analitycznego, częstotliwość, na jakiej zwykle pracuje umysł w czasie dnia) do stanu alfa. Alfa to stan głębokiego rozluźnienia, charakteryzującego się zwolnieniem częstotliwości impulsów mózgowych. Dzięki wejściu w stan alfa, przez uspokojenie umysłu, zaczyna pracować prawa półkula mózgowa, odpowiedzialna za intuicję, wyobraźnię. Przez zamknięcie oczu, odpowiednie ułożenie palców (technika neuroasocjacji) czy liczenie umysł miał wchodzić na inną częstotliwość. Według prowadzącego, stan alfa ma umożliwić osiągnięcie wielu korzyści. Propagowane na kursie techniki miały poprawić pamięć, pomóc w szybszym przyswajaniu wiedzy, nauczyć techniki zdawania egzaminów oraz rozwiązywania różnego rodzaju problemów, takich jak trudności w podejmowaniu trafnych decyzji, przezwyciężanie nałogów, budzenie się o dowolnej porze bez budzika. Przejście w stan alfa zaleca się praktykować 3 razy dziennie po 15 minut. Dużo miejsca poświęcono także samouzdrawianiu i uzdrawianiu innych za pomocą odpowiednich wizualizacji w stanie alfa, a także projektowaniu pozytywnej przyszłości. Podkreślano, że nasze życie zależy od dwóch osób: od nas samych i od Boga. Właśnie w tej kolejności.
Metoda Silvy mówi wprost, że umysł jest najważniejszą rzeczą, takim twardym dyskiem, na którym jest wszystko zapisane. Dzięki umiejętnemu postępowaniu możesz osiągnąć to, co chcesz: mieć doskonałe zdrowie, pracę, relacje z ludźmi i samym sobą. Jesteś panem swojego losu i życia.
(...)
Kolejne bardzo niebezpieczne doświadczenie, z którym się zetknąłem, to ustawienia rodzinne Berta Hellingera. Czułem, że przez liczne w mojej rodzinie aborcje nie funkcjonujemy jako ludzie szczęśliwi. Kiedyś trenerka jogi zasugerowała całej grupie zainteresowanie się warsztatami ustawień rodzinnych. Podjąłem ten pomysł, dowiedziawszy się, że ustawienia dotykają w szczególnym stopniu kwestii wykluczeń z rodziny, jak mówi jej autor – aborcji i poronień. Przed warsztatami oglądałem nagrania starych konferencji Hellingera w Polsce. Miałem nadzieję, że będę mógł pomóc matce, która do dziś cierpi na ciężką depresję i syndrom poaborcyjny.
Warsztaty – tworzenie „wszechwiedzącego pola”, psychodrama – okazały się niesamowicie niebezpieczną sztuczką złego ducha. Terapeutka wprowadzała ludzi w traumatyczne przeżycia, zostawiając otwarte rany. To, co się działo na ustawieniach, było dla mnie niesamowite: emocje, reprezentowanie członków innych rodzin. Jednak po pewnym czasie pojawiły się nerwica natręctw i myśli samobójcze. Dzisiaj wiem, że znane są przypadki samobójstw wywołanych przez ustawienia. Rozmowy z księżmi uświadomiły mi, że metoda Hellingera to czysty spirytyzm; obok bioenergoterapii i Metody Silvy główna przyczyna zwracania się po pomoc do egzorcystów. Również wielu psychologów sprzeciwia się tej metodzie z racji tego, w jak niebezpieczny sposób traktuje człowieka: otwiera go i pozostawia samemu sobie.
Uleczenie
W końcu zrozumiałem, że byłem przez złego ducha prowadzony jak na sznurku: od aborcji matki i odrzucenia przez nią po bioenergoterapię, jogę, Metodę Silvy i ustawienia rodzinne. Przestałem twierdzić, że sam poradzę sobie ze swym bałaganem życiowym. Sięgnąłem po Biblię, wyrzekłem się wiary w reinkarnację i karmę. Od prawie dwóch lat nie mam styczności z okultyzmem. W ciągu ostatnich dwóch lat odbyłem wiele rekolekcji, rozmów, modlitw u księży egzorcystów i innych. Oddałem Jezusowi całe życie: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, najpierw prosząc Go o przebaczenie mojej przeszłości, potem ogłaszając Go moim Panem i Zbawicielem. Jezus jest dla mnie wszystkim: jedyną drogą, jedyną prawdą i jedynym życiem. Ufam, że przyszedł na świat nie dla tych, co się dobrze mają, ale dla takich grzeszników jak ja. Jest moją nadzieją i najlepszym lekarzem. Jedynym lekarzem.
Moja mama przestała chodzić do bioenergoterapeutów, odbyła spowiedź generalną, jest po długiej modlitwie wstawienniczej, czyta Biblię.
Paweł
KOMENTARZ EGZORCYSTY do świadectwa Pawła
Przedstawiona historia jest przykładem, w którym egzorcysta pełni rolę pomocniczą w procesie uwolnienia. Jednak to nawrócenie samego Pawła, jego zaangażowanie, lektura Słowa Bożego, wierność sakramentom, codziennej Eucharystii i częstej spowiedzi są czynnikami zasadniczymi walki duchowej, jaką prowadzi.
Moja modlitwa, podobnie jak wcześniej innych egzorcystów, była bardziej wsparciem w drodze uwolnienia niż czynnikiem decydującym. Zawsze podkreślam, że gdybyśmy byli wierni zwyczajnym praktykom religijnym, jakie proponuje przeciętna parafia, egzorcyści byliby niepotrzebni albo mieliby znacznie mniej pracy. Jest też wielką łaską – a może przyczynia się do tego jego obecna gorliwość – że skutki zaangażowania w różne formy okultyzmu, jakich doświadcza Paweł obecnie, objawiają się przede wszystkim na płaszczyźnie dolegliwości fizycznych (nieuzasadnionych medycznie). Dziękować powinien nieustannie Bogu za możliwość modlitwy i łaskę przystępowania do sakramentów. Wszak tak wielu, którzy przeszli drogę niechrześcijańskich praktyk, podobnych do jego doświadczeń, nie może w ogóle wypowiedzieć najprostszych słów modlitwy, a zetknięcie z sacrum objawia się natychmiastową manifestacją demoniczną.
Pozostanie tajemnicą ludzkiego serca, dlaczego u jednych osób skutki są bardziej dramatyczne, a u drugich mniej. Jednakowoż subiektywnie odczuwane cierpienie może być znacznie poważniejsze, niż zewnętrzny obserwator jest w stanie ocenić. Niech Bóg będzie uwielbiony w tym, jak pochyla się nad Pawłem i wydobywa go z otchłani grzechu i uwikłania demonicznego.
Ks. Jarosław Międzybrodzki
Egzorcysta archidiecezji katowickiej
pełny tekst świadectwa w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Polscy biskupi pod koniec lipca przestrzegali przed skutkami nadużywania alkoholu i apelowali o trzeźwość. W sierpniowym numerze Miesięcznika Egzorcystę podejmujemy ten temat i wskazujemy drogę od nałogu do wolności.
Na mityngach Anonimowych Alkoholików odmawiana jest następująca modlitwa: Boże, użycz mi pogody ducha, Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego. Żyjąc w teraźniejszości, Ciesząc się bieżącą chwilą, Przyjmując przeciwności jako drogę do pokoju, Biorąc ten grzeszny świat takim, jaki jest - jak to czynił Jezus, A nie takim, jaki chciałbym mieć, Ufając, że on uczyni wszystko dobrym, jeżeli poddam się jego woli. I że mogę być szczęśliwy, w pewnym stopniu już w tym życiu, A w pełni razem z nim w wieczności.
Do tej myśli odwołuje się też Artur Winiarczyk redaktor naczelny Miesięcznika Egzorcysta: Świadomość kruchości i grzeszności powinna być podparta nadzieją płynącą z góry, że Bóg stwarzając człowieka o takiej, a nie innej kondycji, ma dla niego pozytywny plan. Do nas zaś należy odczytać go i dobrze wypełnić…
W 24 numerze Miesięcznika Egzorcysta mamy dwa świadectwa alkoholików, kobiety i mężczyzny. Aldona opowiada o swojej skomplikowanej drodze do trzeźwości i sytuacjach, w których jedynym ratunkiem był różaniec i pomoc Boża. To utwierdziło ją w przekonaniu, że bez świadomości nie może nastąpić rozwój duchowy. W świadectwie Sławomira widać, jak wielkie znaczenie w jego życiu miał kontakt z alkoholem we wczesnych latach młodości. Obok niego jednak cały czas byli bliscy, którzy zajmowali się nim i Ktoś jeszcze: Bóg przez cały czas pomagał mi wstać, kiedy upadałem. Wysyłał do mnie osoby, które chciały mi pomóc. I w końcu osiągnął cel, mimo moich oporów. Dróg wyjścia z nałogu jest wiele, ale najpewniejsza jest przez Boga. I to On pomaga wytrwać w postanowieniach.
Biskup Antoni Długosz opowiada o Wspólnocie, która niesie nadzieję: Każde rozpoczęcie walki z uzależnieniem zależy przede wszystkim od woli osoby uzależnionej. Jednak nie można nigdy całkowicie wyleczyć się z uzależnienia. Świadectwa innych osób oraz więź z nimi sprawiają, że człowiek zauważa, że nie jest sam z problemem i dodają mu sił do pracy nad sobą. W Polsce odbywa się ponad 1200 mityngów, więc nikt nie musi zostać bez pomocy.
Praktyczne wskazówki znajdziemy w materiale Rafała Porzezińskiego 12 kroków do wolności. Z artykułu dowiemy się też, w jakich okolicznościach powstała pierwsza na świecie grupa Anonimowych Alkoholików oraz dlaczego marsz trzeźwościowy trwa całe życie, pozwalając wejść w całkowitą wolność. Ks. Wojciech Ignasiak w rozmowie z redakcją miesięcznika mówi o metodach uwalnia z nałogu, które stosował z ks. Blachnicki.
Błogosławiony ksiądz Bronisław Markiewicz, wybitny apostoł trzeźwości, oraz św. Brat Albert pomoc zniewolonym przez nałogi uważali za najpilniejsze chrześcijańskie zadanie ratowania ich dla Boga, a abstynencję za formę zahamowania rozlewającej się na społeczeństwo zarazy nietrzeźwości i przyzwolenia na ten grzech. - pisze ksiądz prof. Krzysztof Guzowski w artykule Trzeźwość – ekspiacja i ratunek dla zniewolonych.
Może dla niektórych pomocna będzie modlitwa Jezusowa, o której czytamy w artykule dr Małgorzaty Nieszczerzewskiej. Modlitwa Jezusowa, która prowadzi nas z Duchem Świętym przez Syna Bożego ku Ojcu, towarzyszyła mnichom w ich zmaganiach duchowych, tak i dziś może ona na naszej pustyni duchowej ułatwić nawiązywanie relacji z Bogiem osobowym.
Poza tym w numerze jeszcze: Dr Wincenty Łaszewski przedstawia przygody rycerza Dom Fuasa Roupinho z Nazaré i Pani, która go uratowała; O kryzysie duchowym i doświadczaniu interwencji Boga pisze ks. prof. Marek Chmielewski; Historię zbawienia w dwóch słowach znajdziemy w artykule Juliusza Gałkowskiego; Miesięcznik Egzorcysta odpowiada na pytanie Czytelnika: Czy demony widziały Boga?; Redakcyjna relacja z Biłgoraja i festiwalu piosenki chrześcijańskiej SOLI DEO; Druga część z cyklu Podstawy wewnętrznego uwolnienia.
Sobota, godzina 10 rano. W szatni szybko wyskakuję z ciuchów, zakładam hakamę i górę z kimona, boken (drewniany miecz imitujący miecz samurajski – katana lub shinken) w dłoń i do dojo. Przed wejściem na salę tradycyjny ukłon i staję karnie w szeregu. Siadamy na parkiecie. Chwila na uspokojenie, wyciszenie. Potem krótka, intensywna rozgrzewka i zaczynamy powtarzać techniki z bokenem w ręku. Praca indywidualna, elementy walki z partnerem, ćwiczenie formy, tzw. kata. Szybkie ruchy, świst powietrza przecinanego przez boken, zatrzymany parę centymetrów przed partnerem.
Techniki wykonywane bardzo dynamicznie albo bardzo, bardzo wolno. I to, co najciekawsze na treningu – test tameshigiri (test cięcia), czyli cięcie bambusa lub mat słomianych prawdziwym mieczem samurajskim. A potem powrót do domu, do rodziny. Niedzielna Eucharystia. Wyjazd na rekolekcje ignacjańskie do sióstr zawierzanek do Częstochowy. Od 1995 roku praca z ofiarami sekt i różnych zniewoleń duchowych w ramach Śląskiego Centrum Informacji o Sektach i Grupach Psychomanipulacyjnych w Chorzowie. Tak jest dzisiaj. A kiedyś?
pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Wszystko stało się w Medjugorie. Pojechałem tam z grupą przyjaciół. Nie byłem jeszcze wtedy księdzem, ale uczyłem religii, a jednocześnie byłem trenerem karate. Moja rodzina jest bardzo wierząca i religijna, a ja nigdy nie zrezygnowałem z fundamentu, jaki stanowi katolicyzm. Bardzo ważne dla mnie było szukanie prawdziwego doświadczenia duchowego, więc zacząłem uczestniczyć w seminariach Odnowy w Duchu Świętym. Ksiądz, który je prowadził, zorganizował właśnie ten wyjazd do Medjugorie, w którym uczestniczyłem. Tam przeżyłem wielki wstrząs duchowy – na tyle silny, że zakwestionował 15 lat doświadczeń, będących połączeniem chrześcijaństwa i duchowości zen.
pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Mam 30 lat i jestem szczęśliwie zdrowiejącym seksoholikiem. Chcę podzielić się świadectwem wychodzenia z tej strasznej choroby, która nieomal doprowadziła mnie do śmierci. Jest to choroba nieuleczalna, postępująca i śmiertelna. Dorastałem w normalnym, kochającym się domu z kilkorgiem rodzeństwa. Dzieciństwo wspominam jako bardzo pogodny i dobry czas. Nie pamiętam żadnych traum, molestowania, wykorzystywania czy czegoś w tym rodzaju, co mogłoby wpłynąć na moje późniejsze losy.
Wielokrotnie podczas trwania choroby zastanawiałem się nad tym, co takiego przydarzyło mi się w dzieciństwie, że stałem się osobą uzależnioną od żądzy seksualnej. Nie znalazłem odpowiedzi, wolę wiedzieć jak z tego wyjść. Tak jak w przypadku alkoholizmu, często nie potrafimy powiedzieć, dlaczego jedna osoba może pić alkohol często i w dużych ilościach i nie staje się alkoholikiem, a inna nie wiadomo kiedy się uzależnia. Podobnie jest z żądzą seksualną. Znam ludzi, którym zdarzało się oglądać pornografię, masturbować się czy fantazjować, a jednak nie stawali się seksoholikami, nie rozbijało to ich życia, nie opuszczali z tego powodu wykładów czy też nie musieli okłamywać całego otoczenia.
Do 12. roku życia nie działo się nic, co mogłoby w jakiś sposób zwiastować to uzależnienie. Jednak właśnie w szóstej klasie szkoły podstawowej odkryłem masturbację poprzez dowcip opowiedziany przez kolegę w klasie. Masturbowałem się kilka razy dziennie, czemu towarzyszyły bardzo rozbudowane fantazje. Stało się to moją obsesją.
Pełny tekst świadectwa w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Nasze dusze są nieśmiertelne, czy w to wierzymy, czy nie. Uciekajmy do miłosiernych ramion Boga Ojca póki czas. Przecież żyjemy po to, aby odnaleźć Miłość Boga, przyjmując za darmo Zbawienie, jakie wycierpiał Jego Syn. Bez tego Zbawienia nie wejdziemy do raju. Nie łudźmy się i nie dajmy się zwieść błędnym naukom. Żyjemy, żeby doświadczyć, a potem świadczyć o Miłości Ognia – Ducha Świętego, Miłości, która przewyższa wszystkie rozkosze ziemskiego życia.
Urodziłam się w wielodzietnej, katolickiej rodzinie, której wiara była prosta i żywa. Jako maleńkie dziecko przeżyłam wraz z rodzicami i rodzeństwem wywózkę na Syberię. Po kilku latach powróciliśmy do Polski. Skończyłam szkołę. Kierowana wielką ambicją wyjścia z biedy poszłam na studia. W szkole średniej religii nie było, na studiach zaś jej nie szukałam, więc nie miałam praktycznie żadnej formacji duchowej. Rósł za to we mnie grzech i pycha umysłu.
Byłam jeszcze na studiach, kiedy wraz z narzeczonym postanowiliśmy się pobrać. Ślub kościelny mąż wziął dla mnie, a ja chyba dla rodziców. Żadne z nas nie poczuwało się do większej odpowiedzialności ani za siebie nawzajem, ani za życie, które może się począć. Poczęło się Pierworodne. Bałam się, że nie ukończę studiów, więc skazałam moje dziecko na śmierć. Potem były następne śmiertelne grzechy. Rósł lęk, egoizm, wewnętrzna pustka. Mąż był coraz bardziej obcy.
Żadna sztuka walki, zakładająca wtajemniczenia inicjacyjne, medytacje, kult własnych możliwości oraz kult mistrzów czy wyrażanie określonych rytualnych postaw i religijnych wartości poprzez techniki fizyczne, nie może pozostawać wolna od światopoglądu, a nawet ukrytego inicjacyjnego kultu.
pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Polscy biskupi pod koniec lipca przestrzegali przed skutkami nadużywania alkoholu i apelowali o trzeźwość. W sierpniowym numerze Miesięcznika Egzorcystę podejmujemy ten temat i wskazujemy drogę od nałogu do wolności.
Na mityngach Anonimowych Alkoholików odmawiana jest następująca modlitwa: Boże, użycz mi pogody ducha, Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego. Żyjąc w teraźniejszości, Ciesząc się bieżącą chwilą, Przyjmując przeciwności jako drogę do pokoju, Biorąc ten grzeszny świat takim, jaki jest - jak to czynił Jezus, A nie takim, jaki chciałbym mieć, Ufając, że on uczyni wszystko dobrym, jeżeli poddam się jego woli. I że mogę być szczęśliwy, w pewnym stopniu już w tym życiu, A w pełni razem z nim w wieczności.
Do tej myśli odwołuje się też Artur Winiarczyk redaktor naczelny Miesięcznika Egzorcysta: Świadomość kruchości i grzeszności powinna być podparta nadzieją płynącą z góry, że Bóg stwarzając człowieka o takiej, a nie innej kondycji, ma dla niego pozytywny plan. Do nas zaś należy odczytać go i dobrze wypełnić…
W 24 numerze Miesięcznika Egzorcysta mamy dwa świadectwa alkoholików, kobiety i mężczyzny. Aldona opowiada o swojej skomplikowanej drodze do trzeźwości i sytuacjach, w których jedynym ratunkiem był różaniec i pomoc Boża. To utwierdziło ją w przekonaniu, że bez świadomości nie może nastąpić rozwój duchowy. W świadectwie Sławomira widać, jak wielkie znaczenie w jego życiu miał kontakt z alkoholem we wczesnych latach młodości. Obok niego jednak cały czas byli bliscy, którzy zajmowali się nim i Ktoś jeszcze: Bóg przez cały czas pomagał mi wstać, kiedy upadałem. Wysyłał do mnie osoby, które chciały mi pomóc. I w końcu osiągnął cel, mimo moich oporów. Dróg wyjścia z nałogu jest wiele, ale najpewniejsza jest przez Boga. I to On pomaga wytrwać w postanowieniach.
Biskup Antoni Długosz opowiada o Wspólnocie, która niesie nadzieję: Każde rozpoczęcie walki z uzależnieniem zależy przede wszystkim od woli osoby uzależnionej. Jednak nie można nigdy całkowicie wyleczyć się z uzależnienia. Świadectwa innych osób oraz więź z nimi sprawiają, że człowiek zauważa, że nie jest sam z problemem i dodają mu sił do pracy nad sobą. W Polsce odbywa się ponad 1200 mityngów, więc nikt nie musi zostać bez pomocy.
Praktyczne wskazówki znajdziemy w materiale Rafała Porzezińskiego 12 kroków do wolności. Z artykułu dowiemy się też, w jakich okolicznościach powstała pierwsza na świecie grupa Anonimowych Alkoholików oraz dlaczego marsz trzeźwościowy trwa całe życie, pozwalając wejść w całkowitą wolność. Ks. Wojciech Ignasiak w rozmowie z redakcją miesięcznika mówi o metodach uwalnia z nałogu, które stosował z ks. Blachnicki.
Błogosławiony ksiądz Bronisław Markiewicz, wybitny apostoł trzeźwości, oraz św. Brat Albert pomoc zniewolonym przez nałogi uważali za najpilniejsze chrześcijańskie zadanie ratowania ich dla Boga, a abstynencję za formę zahamowania rozlewającej się na społeczeństwo zarazy nietrzeźwości i przyzwolenia na ten grzech. - pisze ksiądz prof. Krzysztof Guzowski w artykule Trzeźwość – ekspiacja i ratunek dla zniewolonych.
Może dla niektórych pomocna będzie modlitwa Jezusowa, o której czytamy w artykule dr Małgorzaty Nieszczerzewskiej. Modlitwa Jezusowa, która prowadzi nas z Duchem Świętym przez Syna Bożego ku Ojcu, towarzyszyła mnichom w ich zmaganiach duchowych, tak i dziś może ona na naszej pustyni duchowej ułatwić nawiązywanie relacji z Bogiem osobowym.
Poza tym w numerze jeszcze: Dr Wincenty Łaszewski przedstawia przygody rycerza Dom Fuasa Roupinho z Nazaré i Pani, która go uratowała; O kryzysie duchowym i doświadczaniu interwencji Boga pisze ks. prof. Marek Chmielewski; Historię zbawienia w dwóch słowach znajdziemy w artykule Juliusza Gałkowskiego; Miesięcznik Egzorcysta odpowiada na pytanie Czytelnika: Czy demony widziały Boga?; Redakcyjna relacja z Biłgoraja i festiwalu piosenki chrześcijańskiej SOLI DEO; Druga część z cyklu Podstawy wewnętrznego uwolnienia.