Zrozumiałam, że obok mnie znajduje się szatan. Jego obecności, pełnej nienawiści do mnie, nie da się z niczym pomylić. Nawet we śnie.
Jestem osobą konsekrowaną. W zakonie żyję 25 lat. Mniej więcej 10 lat temu miałam sen, który pamiętam do dziś. Znajdowałam się pośrodku kościoła. Świątynia, bez okien, była w tragicznym stanie, a jej ściany mocno zniszczone… Dookoła leżały porozrzucane elementy budowli – jakieś cegły, kamienie… Otaczał mnie straszny bałagan. Uszkodzona była również posadzka. Jej stan przywodził na myśl bombardowanie. Dach został zerwany. W kościele nie było ołtarza ani tabernakulum. Stałam w prezbiterium – mniej więcej na wysokości, na której powinien znajdować się ołtarz – odwrócona tyłem do głównego wejścia. W pewnym momencie zobaczyłam przed sobą jakiś kamień, który przypominał obelisk. Chwyciłam się go. Nagle za moimi plecami pojawiła się kobieta. Nie widziałam jej, ale mimo to wiedziałam, że jest nią młoda dziewczyna. Zapytałam, co tutaj robi. Odpowiedziała, że szuka drogi do domu. Powiedziałam, że pomogę jej. Potem w ruinach kościoła pojawiło się 2 mężczyzn. Stali w okolicach głównego wejścia. Ich również nie widziałam, gdyż cały czas byłam odwrócona do nich tyłem. Zaproponowali pomoc. Odmówiłam. Powiedziałam, że poradzimy sobie same i odnajdziemy drogę do domu. Mimo tego panowie byli mili i uprzejmi. Pozostali w kościele. Po tej rozmowie poczułam silny podmuch wiatru. Po chwili koło siebie zaczęłam odczuwać jakąś dziwną obecność. Wrażenie to z każdą chwilą się nasilało. Zrozumiałam, że stoję koło złego ducha. Podmuchy wiatru nasilały się niczym huragan. Wiedziałam już, że za tym wichrem stoi demon. On chciał, bym odpadła od obelisku.