Kilka lat temu, gdy mieszkałem w Krakowie, zadzwonił do mnie pewien mężczyzna z prośbą o pomoc. Zwracał się już do kilku różdżkarzy, ale nie mogli rozwiązać jego problemu. O co chodzi? – zapytałem. O samozapłony – usłyszałem.
W mieszkaniu dochodziło do spontanicznego i samoczynnego zapalania się przedmiotów: mebli, firan, ubrań, także noszonych na ciele. Dziwny i uciążliwy problem ciągnął się już parę miesięcy.
Elektrycy i ezoterycy
Mężczyzna miał rodzinę. Z jego relacji wynika, że robił wszystko, by rozwiązać problem. Wezwał nawet elektryków. Fachowcy wykluczyli fizykalny charakter zjawiska. Potem zwrócił się do ezoteryków i różdżkarzy. Nic to nie pomogło. Działo się nawet coraz gorzej. Do jego mieszkania przyjechała telewizja TVN, by nagrać reportaż. W końcu żona i syn w obawie o zdrowie i życie wyprowadzili się do rodziny Gdy przyjechałem do tego mieszkania, mężczyzna pokazał mi różne spalone bądź nadpalone przedmioty. Mówił szczerze, był przejęty i zaniepokojony. Po dłuższej rozmowie okazało się, że jest bezrobotny. Z tego powodu odczuwał frustrację. Miał też kłopoty ze zdrowiem. Jego podejście do życia i rzeczywistości było negatywne. Wyrażał także głęboki żal oraz gniew wobec wielu ludzi, których osądzał, a także obwiniał o różne rzeczy. Uważam, że w sercu oraz w słowach ustawicznie złorzeczył ludziom – a pewnie i Bogu. Stało się to jego chlebem powszednim. Wulgaryzmy, a może i przekleństwa, były dla niego rodzajem oczyszczenia czy pozornym odreagowaniem. To wszystko wrosło w jego serce, a duch mężczyzny przestał się rozwijać. Został zablokowany. W tej sytuacji Bóg zainterweniował. Dopuścił dręczenie przez Złego w mieszkaniu mężczyzny. On sam się na to zresztą otworzył, ponieważ do swego serca wpuścił złego ducha. Stwórca dał mu jednak znak. To był najwyższy czas na zmiany, na nawrócenie. Zwołałem całą rodzinę. Z domownikami przeprowadziłem dłuższą rozmowę. Wyjaśniłem im powyższe zasady ducha, które są jednocześnie zasadami rzeczywistości. Mówiłem o postawie serca, modlitwie oraz przebaczeniu. Mężczyzna razem z żoną i synem przyjęli moje argumenty. Wspólnie zaczęliśmy się modlić. Odmówiliśmy m.in. modlitwę do św. Michała Archanioła, która była niejako zwieńczeniem długiego okresu cierpienia. Stanowiła też otwarcie się na prawdę. Może dlatego rodzina odczuła natychmiastowy skutek.