Każdy człowiek ma potrzeby duchowe. Jeśli zabraknie prawdziwej wiary, poszukuje jej namiastek. Tak było w moim przypadku.
Wychowałem się w rodzinie ateistycznej, w której w ogóle nie rozmawiało się na tematy związane z duchowością. Byłem co prawda posłany do Pierwszej Komunii Świętej, ale na tym skończyła się cała moja edukacja religijna. Nawet nie rozumiałem, czym jest Komunia… W domu nie było modlitwy.
Pozorne ukojenie
W wieku dorastania pojawiły się we mnie liczne niepokoje wewnętrzne, typowe dla tego okresu, a także trudności ze skupieniem uwagi. Zaciekawiła mnie książka pt. „Teoria i metodyka ćwiczeń relaksacyjnokoncentrujących” pod redakcją prof. Stanisława Grochmala. Sądziłem, że może dzięki takim ćwiczeniom osiągnę upragniony spokój. Początkowo myślałem, że jest to pozycja czysto naukowa. Jednak w książce wiele było odniesień do medytacji dalekowschodnich i technik orientalnych. Następnie kupiłem książkę pt. „Hathajoga dla wszystkich” Maliny Michalskiej. Pewien czas spędziłem nawet w klasztorach buddyjskich w Tybecie i w Indiach. Działo się to w okresie studiów, kiedy wraz z przyjaciółmi zorganizowałem wyjazd naukowy w ramach projektu „Transazja 87”. Celem wyjazdu było zapoznanie się z tradycyjną medycyną i kulturą Dalekiego Wschodu. Wiele osób sądzi, że joga są to tylko ćwiczenia gimnastyczne. Tymczasem mamy w niej do czynienia z różnorodnymi technikami oddechowymi, stanami zawieszenia umysłu, a także wejściem w filozofię orientalną. Powoli zacząłem interesować się buddyzmem i duchowością Dalekiego Wschodu.
Początkowo medytowanie z użyciem technik wschodnich daje pewnego rodzaju ukojenie, jakby zatrzymanie w biegu życia i pozorne odprężenie. Jednak dzieje się to kosztem zatracania tożsamości oraz indywidualności. Człowiek gubi swoją ścieżkę życia. W szpitalach psychiatrycznych spotkać można wielu pacjentów, którzy w swoim życiu mieli do czynienia z medytacjami buddyjskimi. Są to najcięższe przypadki, lekooporne. Wiele osób po dłuższym praktykowaniu takich medytacji doświadcza ogromnej pustki. Niektórzy mówią nawet, że są w otchłani. Sam doświadczyłem takich negatywnych doświadczeń. W moim przypadku zaczęły się one pojawiać, kiedy zacząłem nawracać się na chrześcijaństwo, a równocześnie praktykowałem medytację.
Medytacje wschodnie i chrześcijaństwo są to zupełnie inne drogi, których w żaden sposób nie da się połączyć. W buddyzmie koncentrujemy się na samym sobie, natomiast w kontemplacji chrześcijańskiej skupiamy się na Bogu, który jest Dawcą życia i miłości.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że joga i tzw. asany, czyli pewne pozycje ciała, wiążą się bezpośrednio z określonymi bóstwami hinduistycznymi. Pierwotnie asany związane były z „kontemplacją” demonów, które wymuszały konkretne pozycje ciała.