Zetknąłem się kiedyś z tzw. świątynią z nurtu satanistycznego. Uprawiałem białą magię, nawet w ostry sposób. Nazywało się to bitwami umysłu.
Brałem udział w zebraniach grup nieformalnych, których celem było zwalczanie grup uprawiających czarną magię. Mieliśmy własny symbol. Od grupy odszedłem po trzech latach, ale nadal uprawiałem białą magię – niby dla udoskonalenia własnego umysłu oraz dla osiągnięcia w przyszłości nirwany.
Jonas
Jedenaście lata temu – dokładnie tydzień przed Środą Popielcową – wydarzyło się coś dziwnego. Kolega poprosił mnie o oczyszczenie jego mieszkania ze złego ducha, ponieważ wiedział, że się tym zajmuję. Następnego dnia przyszedłem do niego i zacząłem wyzywać złego ducha. Okazało się, że już więcej nie wrócił do tego mieszkania. Dokładnie w nocy, z wtorku na Środę Popielcową, przyszedł do mnie ten duch, którego wyrzuciłem. Miał na imię Jonas. Był z dwoma innymi duchami, których nie widziałem, ale je wyczuwałem. Jonas ukazał mi się bowiem jako fioletowe światło (jak lampa jarzeniowa). Razem z tymi dwoma zażądał ode mnie mojej duszy jako karę za wyrzucenie go z mieszkania kolegi. Rzecz w tym, że to nie był sen, lecz jawa.
Zacząłem odmawiać sentencje magiczne (tzw. wysokie imiona), które miały odpędzać złe duchy. W tym momencie poczułem, jakby coś wyrwało mi duszę. Nie potrafię tego opisać, ale byłem przekonany, że tak właśnie się stało.
Wstałem przerażony. Pobiegłem do pokoju rodziców. Mama się obudziła i zaczęła odmawiać ze mną różaniec. Najpierw odmawiała go tylko ona, bo ja zapomniałem słów „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo”. A potem – dziwna sprawa – nie mogłem ich wymówić.
Modliliśmy się tak prawie do rana. Rano poszedłem z mamą do kościoła. Wyspowiadałem się, dostałem rozgrzeszenie. W czasie Mszy Świętej przyjąłem Komunię Świętą. Myślałem, że wszystko będzie w porządku i będę żył jak normalny człowiek, ale po trzech miesiącach zaczęły się problemy. W niedziele – w miarę jak zbliżała się Msza Święta, na którą pragnąłem pójść – pojawiało się zmęczenie, niechęć czynienia czegokolwiek. Kiedy mijała godzina Mszy Świętej, zmęczenie również mijało. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć. Poza tym miałem trudności w przystępowaniu do spowiedzi świętej, a także w modlitwie. Myślałem, że to po prostu lenistwo, ale potem uświadomiłem sobie, że może to być głębszy problem. Ciągle byłem spięty, miałem trudności w koncentracji. Ponadto zacząłem doświadczać niechęci dożycia, smutku, wyobcowania ze środowiska.