Patrząc na otaczający nas świat przyrody, trudno ukryć zachwyt nad jego pięknem i mądrością Stwórcy. Cud ciała ludzkiego to dzieło prawdziwego Mistrza. Chyba tylko ustępuje duszy, o której tak mało wiemy. Chcę się podzielić opowieścią z mojego życia, kiedy właśnie poprzez ciało Pan mówił do mnie, ponieważ moja dusza spała w oparach ateizmu.
Bóg stworzył ciało człowieka (Rdz 2, 7), które zanim upadło w grzechu pierworodnym, było bardzo dobre. Boży zamysł obejmował człowieka posiadającego ciało. Syn Boży stał się człowiekiem, przyjmując ludzkie ciało z Maryi dziewicy. Zaś po śmierci powstał z grobu i z ciałem wstąpił do nieba. Także Bogarodzica z ciałem została wniebowzięta. Nie powinno się więc w ciele ludzkim widzieć wyłącznie jego złej natury.
Dlaczego więc tak deprecjonujemy nasze ciało? Chrystus mówił o swoim ciele, jako o świątyni (J 2, 21). Święty Paweł w Liście do Koryntian mówi: „Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor 6, 20). Ciało ludzkie jest po chrzcie świętym prawdziwą świątynią, w której przebywa Duch Boży, jest miejscem chwalenia Pana, jego adorowania i oddawania mu czci. Czy jesteśmy tego świadomi, przecież nawet w credo, które wyznajemy, mówimy: „wierzę w ciała zmartwychwstanie”.
Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto, zbili i poranili mnie ( Pnp 5, 7)
Na studiach psychologicznych zawsze interesował mnie tzw. mind-body problem, czyli związek między psychiką a ciałem. W jaki sposób psychika, która jest niematerialna, oddziałuje na ciało i jak ciało jest z nią powiązane? Problem do tej pory nierozstrzygnięty. Moje zainteresowania poprowadziły mnie w kierunku psychologii nieakademickiej, m.in. na kursy samokontroli Umysłu Silvy i Neuroligwistycznego Programowania. Byłam w tym czasie ateistką, jedyny sakrament, jaki był moim udziałem, to chrzest w dzieciństwie. Zatem nie dziwiłam się żadnym kosmicznym teoriom nauczanym na tych kursach, gdzie wszechświat stanowił dla mnie siły i moce większe od człowieka.
Tak się jakoś dziwnie złożyło, że wielu moich znajomych robiło te kursy, a byli to ludzie bardzo wykształceni, moje koleżanki psycholożki, socjologowie, lekarz neurolog, prawnicy. Doszliśmy do pewnego rodzaju granicy poznania, które zaczęło się wymykać rozumowi. Wtedy kilkoro z moich znajomych, miej więcej w tym samym czasie, zaczęło na spotkaniach mówić, że mamy obudzić w sobie większą moc. Usłyszałam, że po to robimy te kursy, aby obudzić w swoim ciele moc Lucyfera. Nikt nigdy nic takiego na kursie oficjalnie nie powiedział, ale na spotkaniach prywatnych coraz częściej zaczęłam słyszeć takie wypowiedzi. Oczywiście Lucyfer był przedstawiony jako Anioł Światłości, Wyższa Świadomość, Energia Kosmiczna, a nie jako upadły anioł.