Z ks. dr. Radosławem Siwińskim, egzorcystą diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej rozmawia dr Mariusz Błochowiak
W jakim celu powstał Dom Miłosierdzia Bożego w Koszalinie?
Zacząłem intensywnie żyć z Bogiem, mając 14 lat, a dom powstał, jak miałem 33. Po powrocie do Polski widziałem topniejącą gorliwość. Pewnego dnia biskup przyjechał i powiedział, abym jechał na studia filozoficzne. Miały być w Szwajcarii. Jak żołnierz zebrałem się, skoro taka była wola biskupa. Ale Bóg rozegrał to inaczej. Zlitował się nade mną, bo biskup zmienił decyzję i powiedział, abym wybrał sobie uczelnię i miasto. Zapytałem czy mógłby być Kraków. Biskup się zgodził.
Wizja kolejnych lat przeznaczonych na czytanie książek bardzo mi ciążyła, gdyż z natury wolę być bliżej ludzi. Po pewnym czasie zawiązała się grupa studentów, która mi towarzyszyła. Zaczęliśmy robić bardzo ciekawe rzeczy, rekolekcje, akcje ewangelizacyjne (czasem na ulicy) walka z różnymi rzeczami diabelskimi. Pewnego dnia ktoś wspomniał o Domu, który byłby bazą do robienia cudownych rzeczy dla Boga. Ucieszyliśmy się tym pomysłem. Kościół w Polsce troszkę skostniał. Wiele wspólnot stało się zbyt formalnych. Kiedyś byliśmy na rekolekcjach, chcieliśmy się modlić wieczorem, ale nas wyrzucono z kościoła. Brakowało nam miejsca, gdzie moglibyśmy z radością spełniać życie ewangeliczne. Dużo było wtedy rzeczy nadzwyczajnych. Po dwóch tygodniach czułem, że Bóg tego chce. Na adoracji Bóg pokazał mi w myślach dom w Koszalinie. Byłem zdziwiony. Po miesiącu przyjechałem z grupą do Koszalina. Poszedłem na miejsce, które zobaczyłem – to był ten dom. Tam było napisane: „Na sprzedaż”. Pierwsze słowa na modlitwie, jakie dostaliśmy od Boga, były następujące: „Kupujcie, choć nie macie pieniędzy”.
Pojechałem do biskupa, opowiedziałem mu wszystko w szczegółach. Mamy odważnego biskupa i bardzo uduchowionego. On powiedział: „Radek, robimy to. Za miesiąc wróć i mi wszystko opowiedz”. Byłem zdziwiony, bo jeszcze nic nie było: nie było pieniędzy ani stowarzyszenia. Zacząłem działać. Biskup temu towarzyszył, pozwalał na wiele rzeczy, napisał ofertę do zakupu domu. Po półtora roku, kiedy jeszcze byłem na studiach, wróciłem i kupiliśmy ten dom na kredyt, prowadzeni przez Boga. Chcieliśmy być domem, który będzie otwarty w dzień i w nocy na każdą ludzką biedę. Dom, w którym można wszystko uczynić zgodnie z Ewangelią. Dom, który będzie miejscem, gdzie będzie mógł być egzorcyzm. Bo to jest zawsze problem, gdzie go odprawić. Pan wskazał nam ten dom, w którym dziś siedzimy.
Widzieliśmy wiele cudów i znaków. Najpierw zadzwoniła dyrektor więzienia, która zaoferowała darmową pomoc 25 więźniów, by wyremontować dom. Dom w środku miasta. To wszystko było cudem.
Pierwsze, co zrozumieliśmy, to to, że trzeba szybko postawić krzyż. Dom należał kiedyś do protestanckich sióstr zakonnych. To wielka rzadkość. Postawiliśmy krzyż w tym samym miejscu, w którym kiedyś stał, ale zdjęli go komuniści. Dotarliśmy do dokumentów, w których siostry pisały, że muszą opuszczać to miasto, ale mają nadzieję, że Bóg będzie kontynuował ich misję. To było szokujące. Tu została zabita przełożona sióstr, która broniła dziewictwa swoich sióstr przed rosyjskim żołnierzem. Niezwykła historia.
Szybko wyremontowaliśmy jedno pomieszczenie, aby była kaplica. Spieszyliśmy się. Po dwóch tygodniach od otworzenia kaplicy biskup zgodził się, aby była tu adoracja Jezusa. To była jedna wielka ruina z jednym wyremontowanym pomieszczeniem, gdzie adorowaliśmy Pana Jezusa. To działo się 7 lat temu. To jest zamysł Boga. Ale jestem przekonany, że gdyby nie bp Edward Dajczak, tak bardzo otwarty na Ducha Bożego, to by się to nie zadziało.