Kobieta posługująca się pseudonimem RoseMary, autorka książki „Nie krocz za mną. Prawdziwa historia dziewczyny, która nie chciała być medium”, twierdzi, że została wyzwolona z pokoleniowego zniewolenia okultyzmem. Jak to się stało? Rozmowa stanowi kontynuację świadectwa zamieszczonego w kwietniowym numerze „Miesięcznika Egzorcysta” pod tytułem „Odrzuciłam demoniczne dziedzictwo”. Rozmawia Michał Malak
-- Jak wygląda Twoje drzewo genealogiczne?
Ze strony mamy – pradziadek był teozofem, babcia asystowała przedwojennemu medium Stefanowi Ossowieckiemu, dziadek był masonem. Natomiast mój ojciec był założycielem jednego z pierwszych w powojennej Polsce związków ezoterycznych, a na emigracji zaangażował się we wpływową synkretyczną sektę spirytystyczną. Zatem to, co teologowie nazywają „pokoleniowym obciążeniem okultystycznym”, mam po obydwojgu rodzicach.
-- Niektórzy twierdzą, że nie istnieje coś takiego jak duchowe dziedzictwo...
W środowisku, w którym się wychowałam, panuje przekonane, że takie dziedzictwo istnieje i oficjalnie uważa się to za powód do dumy. Jedynie w największym zaufaniu rozmawia się o związanym z tym cierpieniu. Po ukazaniu się mojej książki, która obrazuje pewne skrywane zależności, skontaktowało się ze mną kilka rodzin o podobnych doświadczeniach. Teraz stoi przed nimi decyzja wejścia na drogę nawrócenia. Modlę się, aby Jezus ich wspomagał.
-- Jaki jest pierwszy krok w rozeznaniu takiej sytuacji?
Po pierwsze, należy przyznać się najpierw przed sobą samym, że to, co nieraz nazywam „darem” kontaktowania się z duchami, widzenia aury, wychodzenia z ciała, wizji przyszłości czy innego spontanicznego poznawania ukrytych spraw, może być jedynie demoniczną przynętą. Niestety, jesteśmy okłamywani przez Szatana, że „posiadamy jakieś dary”, podczas gdy właściwie to te „dary posiadają nas”. Długo czujemy się „obdarowani”, a dopiero przy próbie nawrócenia dostrzegamy, że jesteśmy „karani”.