Jestemkatoliczką, osobą wierzącą i praktykującą. W głębi serca czułam, że nie mogę tak wiele czasu przeznaczać na poznawanie tych kart, a w zasadzie w ogóle nie powinnam po nie sięgać. Wiedziałam o tym, lecz w praktyce było zdecydowanie trudniej.
Karty w mojej głowie
Po pewnym czasie opanowałam sztukę stawiania kart tarota. Na początku wydaje się to niesamowicie trudne, ale gdy człowiek pozna wszystkie symbole, staje się banalnie proste. W trudnych dla mnie sytuacjach zwracałam się do Boga w codziennej modlitwie, jednak zawsze czułam, jakby mi ją ktoś przerywał. Teraz wiem, że swoją rolę miał w tym Szatan. Robił wszystko, bym nie zapominała o kartach. W szkole, podczas posiłków – w moich myślach zawsze pojawiały się karty. Moja głowa była nimi całkowicie zaprzątnięta. Jednak ja osobiście w żaden sposób nie czułam się od nich uzależniona. Do czasu…Tarota stawiałam przynajmniej raz w tygodniu, przeważnie tylko sobie. Gdy znajomi czy przyjaciele o to prosili, zwykle odmawiałam. Tylko raz czy dwa zrobiłam wyjątek. Po prostu się bałam. Dotąd odważna, stałam się bardzo lękliwą osobą. Czasem dosłownie przerażał mnie mój własny cień.
Nie byłam sobą
Moja historia z kartami być może ciągnęłaby się nadal, gdyby nie została przerwana przez pewnego kapłana. To dzięki niemu uwolniłam się od magii. Od potęgi zła i ciemności. Potęgi lęków i ciągłych smutków. Ksiądz ten jest przyjacielem mojej rodziny. Pewnego dnia, będąc u nas w domu, zobaczył moje karty. Oczywiście od razu padły pytania: skąd? po co? dlaczego? Tłumaczyłam się niewinnie, żałując i wstydząc się swoich zainteresowań, lecz jednocześnie czując oburzenie i złość na same pouczenia kapłana. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego tak skrajne uczucia pojawiły się w tym samym czasie. Czyżby to było moje wewnętrzne zderzenie dobra ze złem? Z zasady jestem bardzo spokojna i wrażliwa. Ale kiedy ksiądz postanowił odebrać mi karty, natychmiast stałam się inną osobą. Moja życzliwa, pogodna natura przeobraziła się w bezwzględny chłód, czułam tylko nienawiść. Z perspektywy czasu patrząc, żałuję tego, co mówiłam i w jaki sposób mówiłam. Wtedy nie potrafiłam tego zrozumieć. Wiem jedno: nie byłam sobą.