Nie wiedziałam, że robię coś złego, coś niebezpiecznego, coś, co będzie rzutować na moje życie. Demony męczyły mnie po nocach, straszyły. Zaczęłam odczuwać lęki niewiadomego pochodzenia.
Mam na imię Kasia i mam 27 lat. Pochodzę z rodziny katolickiej z nazwy. Rodziny, w której jest podział na lepszych i gorszych, w której jedni obmyślają intrygi przeciw drugim, wzajemnie się obmawiają, a w powietrzu czuć nienawiść. W mojej rodzinie zapomniano o Bogu. Pamiętam, jak kiedyś mama prowadziła mnie do kościoła. To było prawie 20 lat temu. Jednak od wielu lat mama tam nie zagląda. Nie pamiętam, żeby mój tata był kiedyś ze mną w kościele na Mszy Świętej czy rozmawiał ze mną o Bogu. Rodzice nie przekazali mi wiary. Nie wychowywali po katolicku. Ważniejszy był dla nich mój brat, którego wiecznie adorowali i stawiali na piedestale. W moim domu często dochodziło do kłótni, słychać też było wyzwiska. Niby moja rodzina nie należała do patologicznych, niby wszystko było w niej OK… lecz w tym wszystkim, jeszcze jako dziecko, czułam się samotna.
„Niewinne” wywoływanie duchów
W piątej klasie szkoły podstawowej poszłam na urodziny do mojej przyjaciółki. Był tort i prezenty, a potem koleżanka zaproponowała wywoływanie duchów. Nie chciałam tego robić, czułam duży niepokój. Aby nie wyjść na mięczaka, zgodziłam się. Pamiętam, że prosto po urodzinach pojechałam w odwiedziny do babci. Przez większą część drogi myślałam o tym, co zrobiłam… Odczuwałam smutek z powodu mego nieprzemyślanego zachowania. Wiedziałam, że było złe. Czułam, że mogą pojawić się jakieś konsekwencje. Z czasem zapomniałam o tym, co zrobiłam. Zdarzyło się, że jeszcze kilka razy wywoływałam duchy razem z koleżanką. Później ona nie chciała. Zaczęłam więc robić to z innymi znajomymi bądź sama. Trwało to kilka lat. W gimnazjum sięgnęłam po karty tarota, wróżąc sobie i innym. Potem odpowiedzi na nartujące mnie pytania szukałam u wróżki. Sądzę, że większość złych wydarzeń w moim życiu była następstwem okultyzmu, w który się wplątałam.
Narkotyki i alkohol
W gimnazjum zaczęły się „pierwsze miłości”. Nie narzekałam na brak zainteresowania. Byłam pełna pychy. Obracałam się w towarzystwie osób dobrze znanych w dzielnicy, w towarzystwie, które pomagało mi „załatwić” wiele spraw. W pierwszej klasie gimnazjum zaczęłam brać narkotyki. Najpierw paliłam marihuanę, potem przerzuciłam się na amfetaminę. Do tego trzeba dodać litry alkoholu! Codziennie piwo, wino, wódka! Coraz częściej byłam pijana, coraz częściej naćpana. Pamiętam, jak byłam dumna z tego, że wciągam więcej amfetaminy niż inni… W ostatnich latach liceum to była moja codzienność. Na osiedlu znajomi czuli do mnie respekt. Stałam się agresywna, zaczepiałam innych. Zaczęłam nawiązywać relacje z ludźmi pochodzącymi z najgorszych domów w mieście. Z kolei w moim rodzinnym domu było coraz gorzej. Z tatą miałam fatalne relacje. Bardzo często dochodziło między nami do awantur, wyzwisk, a nawet rękoczynów. Między mną a ojcem istniała nienawiść. Nie byłam sobą, nie wiedziałam, kim tak naprawdę jestem. Szukałam miłości, lecz w domu jej nie odnalazłam. Zaczęłam więc poszukiwać jej u innych osób. W tamtym czasie spotykałam się z moim przyjacielem. Zostaliśmy parą. Chyba pierwszy raz naprawdę się zakochałam. Po roku nasz związek zaczął się jednak psuć, przestaliśmy się dogadywać. Wtedy okazało się, że jestem w ciąży. Ze względu na dziecko postanowiliśmy spróbować naprawić naszą relację. Przestałam ćpać, powoli zaczęłam zmieniać swoje postępowanie. Niestety, ojciec dziecka tego nie robił. Przychodził do domu pijany albo w ogóle nie przychodził… Dochodziło między nami do licznych awantur, także po urodzeniu dziecka. Bywały też lepsze chwile. Wtedy się zaręczyliśmy. Niestety, ze względu na nasz egoizm, niedojrzałość, brak szacunku do siebie, jak również brak zmiany postępowania mojego narzeczonego podjęłam trudną, ale słuszną decyzję o rozstaniu. Po jakimś czasie mój były narzeczony, kiedy dotarło do niego, że to już koniec naszego związku, przestał interesować się swoim dzieckiem. Było to najtrudniejsze doświadczenie w moim życiu… Czułam się wykorzystana i oszukana przez człowieka, którego znałam przeszło 10 lat. A raczej wydawało mi się, że go znam… Stres związany z tą sytuacją wywołał u mnie chorobę. Zaczęłam tracić sens życia, popadać w stany depresyjne. Weszłam w kolejny związek niesakramentalny, który w moje życie wniósł jedynie cierpienie i łzy.