jtemplate.ru - free extensions for joomla
jtemplate.ru - free extensions for joomla
sklep

Zmarli też żywi

niedziela, 03 listopad 2013 18:06
Dział: Od naczelnego

W jednej z warszawskich szkół grupka rodziców stanęła w zdecydowanej obronie Halloween: Jest to święto jak każde inne, więc dlaczego nie świętować w szkole? Dlaczego dyrekcja nie zorganizuje odpowiednio czasu w ten dzień świąteczny? Skoro jest „święto papieskie”, to powinien być czas na święto duchów. Tak ma być sprawiedliwie. Zrównanie wyznania od tysiąca lat dominującego w Polsce ze zwykłym happeningiem, obecnym u nas od niespełna 20 lat, jest zdaniem niektórych przejawem sprawiedliwości. Dla kogo Halloween to święto? Chyba nikt ze wspomnianych rodziców na poważnie nie kultywuje dziś wiary starożytnych Celtów...

 

Celtowie wierzyli, że w nocy z 31 października na 1 listopada na świat wychodzą duchy zmarłych, także tych złych, i szkodzą żywym. Ludzie ubierając się w dziwne, upiorne stroje, chcieli te duchy odstraszyć. Reakcja prawidłowa – obrona przed złymi duchami. Tymczasem zabawa z duchami i zmarłymi, jaką proponuje się na Halloween, to raczej przywoływanie świata, którego nie znamy, i to jeszcze w formie banalizującej jego powagę. Nieprawdą jest bowiem, że zmarli nie żyją. Nic bardziej mylnego. Zmarli to też żywi, dlatego należy im się szacunek. Dodatkowa obecność duchów złych, demonów sprawę zasadniczo komplikuje. Na ogół, jak uczą doświadczenia świętych i mistyków, to one podszywają się pod zmarłych.

W coraz bardziej popularnej metodzie psychoterapii wg Hellingera, opartej na tzw. ustawieniach rodzinnych, chodzi o to, by problem życiowy konkretnej osoby rozwiązać poprzez teatralne i empatyczne przywołanie szerszego kontekstu rodzinnego z nieżyjącymi przodkami włącznie. Tzw. wiedzące pole, będące elementem ustawień, wchodzi w osobowość „reprezentanta”, odgrywającego rolę jakiegoś przodka. „Użycza” mu dziwnych emocji i kieruje jego zachowaniem, jak w transie czy hipnozie. A co znamienne, bezbłędnie odtwarza cechy tego przodka, o których „reprezentant” nie ma pojęcia, bo nie zna ani jego, ani nikogo z jego rodziny. Kto tu tak naprawdę ustawia? A może podstawia?

 

 

 

Najdłuższa noc Ojca Pio

czwartek, 01 listopad 2012 23:06

Lata 1914 -15 zaznaczone są w życiu duchowym ojca Pio kulminacją nocy ciemnej. Jest to metaforyczne pojęcie (św. Jan od Krzyża) odnoszące się do trudnego etapu
oczyszczania duszy na drodze jej doskonalenia się aż do zjednoczenia z Bogiem. Doświadczając tego, zakonnik pisze do swego ojca duchownego (1915 r.):
Walka z piekłem doszła do punktu, w którym nie można już iść naprzód. (…) Czuję, że zaczyna mi brakować ziemi pod nogami, moje siły słabną. Umieram i w każdej chwili mojego życia smakuję wszystkich śmierci naraz... (…) Jestem przerażony wobec zastępów nieprzyjacielskich, czuję się jakby już zmiażdżony przez moce
piekielne (…). Mój duch od wielu dni jest pogrążony w najgęstszych ciemnościach. Jestem w najwyższym stopniu niezdolny czynić dobro, jestem w skrajnym opuszczeniu. Bluźniercze myśli ciągle chodzą mi po głowie, a jeszcze bardziej podszepty, niewierność i niewiara... Zły duch nieprzerwanie wrzeszczy i wyje wokół mojej biednej woli.
W tym stanie nie robię nic, tylko z mocną stanowczością, choć bez uczucia, powtarzam: „Niech żyje Jezus. Ja wierzę...”. Ale kto może ocenić, jak wypowiadam te święte słowa? Wypowiadam je z nieśmiałością, bez siły i bez odwagi, i muszę do tego użyć wielkiej przemocy wobec siebie. Najgęstsze ciemności panują...




Pełny tekst artykułu w drukowanej wersji miesięcznika "Egzorcysta"

 

 

Ojcowie pustyni

piątek, 15 listopad 2013 00:00
Od początku życia Kościoła ascezę praktykowano w rodzinach i w lokalnych społecznościach. Umartwiano się, poszczono, małżonkowie zachowywali wstrzemięźliwość seksualną. Wiele godzin spędzano na modlitwie. Przy tym wykonywano swoje codzienne obowiązki. 

 

Na przełomie III-IV w po Chrystusie powstaje w Kościele nowy nurt, jeden z przekazów mówi – i tak zostało w tradycji - że założycielem był Antoni (Wielki) z rodu bogatych Egipcjan, który opuścił zbiorowość i udał się na pustynię. Najczęściej wspomina się w tym kontekście o trzech braciach: Antonim, Pachomiuszu i Makarym. Warto jednak zwrócić naszą uwagę na Pierwszego Pustelnika, czyli św. Pawła z Teb. Źródła mówią o spotkaniu tych świątobliwych mężów i wielkim szacunku jakim brat Antoni otaczał Tebańczyka, którego pochował w płaszczu biskupa Atanazego, a sam wziął pawłową tunikę, splecioną z liści palmy. 

 

Nie wiemy, jak długo brat Antoni przebywał sam, ale po jakimś czasie pojawiają się wokół niego towarzysze, gotowi wsłuchać się w jego nauki i stworzyć własną wspólnotę. Tu mamy zasadniczą różnicę między żywotami św. Pawła i Antoniego. Pierwszy żył samotnie, drugi razem ze współbraćmi

 

Nie należy utożsamiać więc eremu (pojedynczego) z monastycyzmem. W pustelni przebywał jeden ( bywało, że i dwóch) mnichów, zaś w klasztorze grupa mnichów. Eremici mieszkali przeważnie w jaskiniach, nie potrzebowali dużo miejsca, w przeciwieństwie do mnichów żyjących we wspólnocie. Eremici mogli żyć w Laurze - zrzeszeniu mnichów, spotykali się podczas modlitwy, czasami spożywali wspólne posiłki, większość czynności wykonywali jednak samodzielnie. 

 

Rozwój monastycyzmu jest związany ważkimi wydarzeniami w stosunkach państwo-Kościół. Zasadniczą zmianą był tu edykt tolerancyjny z 311 roku, a dwa lata później edykt mediolański. Przyznanie osobowości prawnej miało ogromne znaczenie dla rozwoju stowarzyszeń i gmin chrześcijańskich. 

 

Ksiądz Henri J.M. Nouwen pisał o ludziach pustyni, że: 

uświadomili sobie, że po okresie prześladowań i akceptacji chrześcijaństwa jako >>normalnego<< elementu życia społecznego, radykalne wezwanie Chrystusa, by opuścić ojca, matkę, brata i siostrę, wziąć krzyż i naśladować Go, rozmyło się w wygodnej, łatwej do przyjęcia religijności i zatraciło moc nawracania. Ojcowie i Matki z egipskiej pustyni porzucili świat kompromisu, przystosowania się i letniej duchowości, wybierając samotność, milczenie i modlitwę, jako nowy sposób dawania świadectwa o ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Panu. 

 

Wśród mnichów było wielu wykształconych ludzi, znawców sztuki, literatury, erudytów, nie brakowało przedstawicieli niższych warstw. Wśród nich były również kobiety, np. Święta Synkletyka, Sara, Makryna, Teodora.

 

Co jest charakterystyczne dla wszystkich myśli pustynnych mnichów, to pokora i prostota. Tak dobrze oddana w opowieści o bracie Serapionie. Ten mnich miał tylko Biblię, ale nawet ją sprzedał, żeby podzielić się z ubogimi, bo jak tłumaczył:

 

Sprzedałem nawet samo Słowo, które nakazywało mi: Sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim Takie proste, a jednocześnie trudne. Możemy nauczyć się od nich miłości bliźniego i wielkiej pokory. 

 

Dobrze o nich pamiętać w naszych tak wygodnych, czasami za swobodnych, czasach. Gdzie przekonywani jesteśmy do kompromisów, prowadzących do odejścia od fundamentalnych prawd wiary, a tym samym od Boga. Pustelnicy pozostawiali wszystkie ziemskie przyjemności, ale czy nie dostawali w zamian czegoś więcej? 

 

Spróbujemy na to odpowiedzieć w drugiej części, zapoznamy się też z radami Ojców Pustyni, które cechowała wielka pokora oraz błyskotliwość i przenikliwość myśli.

 

Uczeń i wąż

środa, 20 listopad 2013 00:00
 
 
Święty Jan Apostoł i Ewangelista był ukochanym uczniem Nauczyciela. Już to jedno zdanie powinno być dla nas wszystkich wystarczającym powodem, aby starać się go naśladować – bo czyż może być piękniejszy tytuł dla chrześcijanina?  

 

Osobiście świętego Jana kojarzę z zanikającym obecnie znakiem aptek (ongiś powszechnym na całym świecie), czyli z wężem wychylającym głowę z kielicha lub ten kielich oplatającym. Znak zanika i jest to zupełnie zrozumiałe, skoro zupełnie zapomniano, jak odczytywać jego znaczenie. Zdarzało mi się słyszeć rozmaitych ludzi mówiących, a nawet księży bajdurzących na kazaniach, o „wężu Asklepiosa – symbolu lekarzy i aptekarzy”.  Pomijając brak znajomości tradycji chrześcijańskiej, zdumiewa mnie (i napełnia niesmakiem) totalna ignorancja w zakresie kultury antycznej. Owi autorzy zapominają, jak wyglądał wąż Asklepiosa (vel Eskulapa) i że oplatał się wokół laski, a nie kielicha. Wskazane jest wiedzieć, o czym się mówi.

 

Z wężem w kielichu było tak: wedle legend, św. Jan, jako ostatni żyjący apostoł, miał wielu wrogów. Jakub de Voragine opisuje tę historię bardzo pięknie w „Złotej legendzie”:

 

Ale Aristodemus, kapłan bożków, wzniecił jeszcze większy rozruch miedzy ludem, tak że gotowali się do walki jedni z drugimi. Wtedy rzekł doń apostoł: „Powiedz co mam zrobić, aby cię ułagodzić”. A on na to: „Jeżeli chcesz abym uwierzył w twego Boga, dam ci do wypicia truciznę, a jeśli nie wyrządzi ci ona żadnej szkody, pan twój okaże się prawdziwym Bogiem”. (…) Wówczas apostoł wziął kielich i nakreśliwszy na sobie znak krzyża, wypił całą truciznę, ale żadnej nie doznał szkody, zaczym wszyscy zaczęli chwalić Boga.

 

Legenda ta była niezwykle popularna w średniowieczu, lecz co ma wspólnego z aptekami i wężami bożków-uzdrowicieli? Niewiele, poza tym, że św. Jan Ewangelista był patronem cechu aptekarzy. Wąż w większości kultur jest symbolem trucizny, dlatego też on to był symbolem opowiedzianej powyżej legendy o truciźnie. W sztuce chrześcijańskiej kielich z wężem – symbolem trucizny przezwyciężonej mocą Bożą – był atrybutem Jana Ewangelisty, a tą drogą stał się znakiem aptekarzy.  

 

 

pełna wersja artykułu ukaże się w styczniowym numerze Miesięcznika Egzorcysta

 

 

Męczeństwo za wierność

piątek, 22 listopad 2013 04:42
 
 
Do świadomości – jak to teraz ładnie nazywamy – społeczności międzynarodowej z wielkim trudem przebija się informacja o tragedii narodu ormiańskiego. Na początku XX wieku decyzją władz tureckich dokonano wysiedleń i masowych mordów na Ormianach żyjących na terenie Imperium. 

 

Jeszcze mniej wiemy na temat wcześniejszych prześladowań, które miały miejsce jeszcze w XIX wieku. Miały one podwójne podłoże, z jednej strony chodziło o zniszczenie narodu, który zamieszkiwał duże obszary słabnącego państwa tureckiego .Z drugiej strony przyczyną była chęć eliminacji chrześcijaństwa.

 

Salwator Lilli, włoski franciszkanin otrzymał powołanie nie tylko do życia zakonnego ale także do działalności misyjnej. Przez kilkanaście lat prowadził parafię dla ormiańskich chrześcijan.  W 1985 roku Salwator oraz kilku jego parafian zostało zaaresztowanych. Dowódcy tureccy zażądali od kapłana wyrzeczenia się wiary i przejścia na islam. Ponieważ żądanie spotkało się z odmową wszystkich zatrzymanych wyprowadzono z miasta, rzekomo aby zaprowadzić ich do więzienia . Podczas przerwy w drodze żądanie ponowiono i po ponownej odmowie żołnierze zakłuli chrześcijan bagnetami, a ciała spalili.

 

Męczennicy zostali beatyfikowani przez papieża Jana Pawła II. 

 

 

 

Cuda świętych maronitów

niedziela, 03 marzec 2013 20:59
Jestem o. Charbel, przyszedłem, aby cię zoperować. W pewnym momencie Nouhad Al-Chami poczuła na swej szyi ręce zakonnika i wielki ból, ale nie mogła ani krzyczeć, ani się opierać. Święci Charbel i Maron nie mieli narzędzi chirurgicznych. Kiedy zakończyli tę niezwykłą operację, Charbel powiedział: – Jesteś już zdrowa, możesz jeść i pić, chodzić i pracować. Potem obaj zakonnicy zniknęli w jasnym świetle…
 

Pan Bóg często wybiera pewnych ludzi, by stali się szczególnymi świadkami miłości oraz nieskończonego miłosierdzia płynącego od Jezusa Chrystusa. Taką postacią jest św. Charbel Makhlouf, jeden z najbardziej znanych świętych na Bliskim Wschodzie. Budzi on zachwyt przede wszystkim z powodu nadzwyczajnych cudów i znaków, jakie czyni.

 

Powołanie Józefa Makhloufa

Urodził się 8 maja 1828 r., jako piąte dziecko ubogich rolników, w miejscowości Bqaakafra, 140 km od Bejrutu. Nadano mu imię Józef. Mały Józef był ministrantem; prosił często księdza o odrobinę kadzidła, które zanosił do groty mieszczącej się blisko jego domu. Tam, przed małym obrazkiem Matki Bożej, modlił się i zapalał kadzidło. Inne dzieci szły się bawić, a Józef biegał do groty, więc przezywały go świętym, a o „jego” grocie mówiły: „grota świętego”. Tak jak polski święty Stanisław Kostka, który poczuł powołanie do życia zakonnego, mając 14 lat, tak i Józef Makhlouf w tym wieku poczuł wezwanie do kapłaństwa i życia zakonnego. Wstąpił do zakonu maronitów i pierwsze śluby złożył 1 listopada 1853 r., przyjmując imię zakonne Charbel. W roku 1859 otrzymał święcenia kapłańskie. Niespełna rok po nich był świadkiem wielkiej masakry, dokonanej na chrześcijanach. Z rąk muzułmanów i druzów poniosło wówczas śmierć męczeńską 20 tys. ludzi. Mordowano całe rodziny, plądrowano kościoły. Ojciec Charbel, który przebywał w klasztorze w Annaya, pomagał uciekinierom, całym sercem modlił się, pościł w ich intencji.

 

 

pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta

 

 

Kazanie o Janie z Dukli

wtorek, 03 grudzień 2013 21:13

Kazanie Jana Pawła II podczas kanonizacji Jana z Dukli (10 czerwca 1997 r.)

 

 

1. "Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił" (Iz 61,1).

Te słowa proroka Izajasza z pierwszego czytania zostały wypowiedziane przez Pana Jezusa w Nazarecie u początku Jego publicznej działalności: "Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę; aby obwieszczać rok łaski Pańskiej" (Iz 61,1-2). Owego dnia, w synagodze, Jezus ogłosił spełnienie tych słów. To Jego właśnie namaścił Duch Święty, dla wypełnienia misji mesjańskiej. Te prorocze słowa można również odnieść do tych wszystkich, którzy są powołani i posłani przez Boga, aby kontynuować misję Chrystusa. Można te słowa też odnieść z pewnością do Jana z Dukli, którego dane mi jest dzisiaj zaliczyć w poczet świętych Kościoła.

 

Dziękuję Bogu za to, że kanonizacja błogosławionego Jana z Dukli może mieć miejsce na jego rodzinnej ziemi. Imię jego, a zarazem chwała jego świętości związane są na zawsze z Duklą, starym, niewielkim miastem, położonym u stóp Cergowej oraz pasma Beskidu Średniego. Te góry i to miasto są mi dobrze znane z dawnych lat. Wędrowałem tędy wielokrotnie albo w stronę Bieszczad, albo też w kierunku przeciwnym, od Bieszczad, poprzez Beskid Niski, aż do Krynicy. Mogłem też poznać tutejszych ludzi, uprzejmych i gościnnych, chociaż czasem trochę zdziwionych gromadą młodzieży wędrującej z ciężkimi plecakami po górach. Cieszę się, że mogłem jeszcze tu powrócić i właśnie tu, pod Cergową, ogłosić świętym Kościoła katolickiego waszego rodaka i ziomka.

 

Jan z Dukli jest jednym z wielu świętych i błogosławionych, którzy wyrośli na ziemi polskiej w ciągu XIV i XV stulecia. Byli oni wszyscy związani z królewskim Krakowem. Przyciągał ich krakowski Wydział Teologiczny, powstały za sprawą królowej Jadwigi przy końcu XIV wieku. Ożywiali miasto uniwersyteckie tchnieniem swojej młodości i swojej świętości, a stamtąd wędrowali na wschód. Przede wszystkim drogi ich wiodły do Lwowa, tak jak Jana z Dukli, którego większa część życia upłynęła w tym wielkim mieście i ośrodku złączonym z Polską bardzo bliskimi więzami, zwłaszcza od czasów Kazimierza Wielkiego. Jest św. Jan z Dukli patronem miasta Lwowa i całej lwowskiej ziemi.

 

Poprzez swoją kanonizację będzie już na zawsze związany nie tylko z miastem, gdzie ta kanonizacja się odbywa - z Krosnem nad Wisłokiem, ale także z Przemyślem i z archidiecezją przemyską, której pasterza, arcybiskupa Józefa Michalika, serdecznie witam. Wraz z nim witam jego poprzednika, arcybiskupa Ignacego Tokarczuka, którego imię wpisało się w szczególny sposób w dzieje współczesnego Kościoła w Polsce. Kościół w Polsce nie może zapomnieć jego wielkiej odwagi w okresie rządów komunistycznych, a przede wszystkim tej determinacji, jaką wykazał w zmaganiach o wznoszenie potrzebnych Kościołowi w Polsce budowli sakralnych. Raduję się, że przy tej okazji dane mi jest raz jeszcze spotkać księdza arcybiskupa, z którym tak wiele mnie łączyło w okresie, kiedy byłem metropolitą krakowskim. Serdecznie pozdrawiam długoletniego biskupa pomocniczego, a dzisiaj seniora - biskupa Bolesława, oraz obecnego biskupa pomocniczego metropolity przemyskiego - biskupa Stefana.

 

Cieszę się z obecności metropolity Iwana Martyniaka i biskupów obrządku greckokatolickiego. W szczególny sposób raduję się obecnością arcybiskupa Mariana Jaworskiego ze Lwowa, ze Lwowa, w którym się urodził i wychował, a do którego powrócił jako pasterz odradzającego się Kościoła - do tego miasta słusznie nazywanego semper fidelis. Pozdrawiam wszystkich biskupów metropolii przemyskiej i lwowskiej, a także obecnych licznie kapłanów diecezjalnych i zakonnych, siostry zakonne i was, umiłowani bracia i siostry, mieszkańcy tej ziemi, która mnie tak wiele razy gościła i którą kocham całym sercem.

 

Wszyscy radujemy się z obecności biskupów - władyków Kościoła wschodniego, zarówno katolików, jak i prawosławnych, razem z ich kapłanami, zakonami i wiernymi. Radujemy się wreszcie z obecności gości zagranicznych, których już na początku arcybiskup przemyski pozdrowił.

 

2. Kiedy dziś dokonujemy kanonizacji Jana z Dukli, wypada nam spojrzeć na powołanie tego duchowego syna św. Franciszka i na jego posłannictwo w szerszym kontekście dziejów. Oto Polska już cztery wieki wcześniej przyjęła chrześcijaństwo. Prawie czterysta lat minęło od czasu, kiedy działał w Polsce św. Wojciech. Kolejne stulecia naznaczone były męczeństwem św. Stanisława, dalszym postępem ewangelizacji i rozwojem Kościoła na naszych ziemiach. Było to związane w znacznej mierze z działalnością benedyktynów. Począwszy od XIII wieku przybywają do Polski synowie św. Franciszka z Asyżu. Ruch franciszkański znalazł na naszych ziemiach bardzo podatny grunt. Zaowocował też całym szeregiem świętych i błogosławionych, którzy czerpiąc ze wzoru Biedaczyny z Asyżu, ożywiali polskie chrześcijaństwo duchem ubóstwa i braterskiej miłości. Z tradycją ewangelicznego ubóstwa i prostoty życia łączyli wiedzę i mądrość, co miało z kolei skutki w ich pracy duszpasterskiej. Można powiedzieć, iż dogłębnie przejęli się oni tymi słowami św. Pawła, które słyszeliśmy dzisiaj w drugim czytaniu z Listu do Tymoteusza. Apostoł pisze: "Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, i na Jego pojawienie się, i na Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, [w razie potrzeby] wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz" (por. 2 Tm 4,1-2). Ta zdrowa nauka, która już w czasach św. Pawła była nieodzowna, była też nieodzowna w tym okresie, kiedy żył i działał Jan z Dukli. I wówczas bowiem nie brakowało takich, którzy zdrowej nauki nie znosili, ale według własnych pożądań sami sobie mnożyli nauczycieli, odwracali się od słuchania prawdy, a zwracali - jak pisze Apostoł - ku zmyślonym opowiadaniom (por. 2 Tm 4,3-4).

 

Tych samych trudności nie brakuje i teraz. Przyjmijmy więc słowa Pawłowe, jak gdyby wypowiedziane życiem św. Jana z Dukli - wypowiedziane do nas wszystkich i do każdego, w szczególności do kapłanów i zakonników, i zakonnic: "Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie!" (2 Tm 4,5).

 

"Jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony" (Mt 23,10-12). Oto cały ewangeliczny program, który w swoim życiu urzeczywistnił św. Jan z Dukli. Jest to program chrystocentryczny. Jezus Chrystus był dla niego jedynym Nauczycielem. Naśladując bez reszty przykład swego Mistrza i Pana, nade wszystko pragnął służyć. Oto ewangelia mądrości, miłości i pokoju. Taką ewangelię Jan urzeczywistniał w swoim całym życiu. A dzisiaj to ewangeliczne życie Jana z Dukli doczekało się chwały ołtarzy. Na swojej rodzinnej ziemi zostaje ogłoszony świętym Kościoła powszechnego. Jego kanonizacja znajduje się na drodze, którą cały Kościół podąża do kresu drugiego milenium od narodzenia Chrystusa. Wraz ze wszystkimi, którzy Kościół w Polsce wprowadzają w tertio millennio adveniente, wraz ze św. Wojciechem, ze św. Stanisławem, ze św. królową Jadwigą, staje również on - św. Jan z Dukli. A jego kanonizacja, jego świętość jest nowym bogactwem Kościoła na ojczystej ziemi. Jest też chyba jakimś szczególnym dodatkiem do ślubów Jana Kazimierza, które kiedyś złożył on wobec Matki Bożej Łaskawej w katedrze lwowskiej.

 

3. Umiłowani bracia i siostry, w tym miejscu, z którego widać zielone łany zbóż, które wkrótce bielejąc zaczną zapraszać rolnika do znojnej pracy "dla chleba" - w tym miejscu pragnę przywołać słowa króla Jana Kazimierza wypowiedziane w ów historyczny dzień ślubów. Wyrażały one wielką troskę o cały naród, pragnienie sprawiedliwości i wolę złagodzenia ciężarów, jakie przygniatały jego poddanych, zwłaszcza ludzi pracujących na roli.

 

Pragnę dzisiaj, podczas kanonizacji Jana z Dukli, syna tej ziemi, oddać hołd pracy rolnika. Pochylam się ze czcią nad tą bieszczadzką ziemią, która doznała w historii wielu cierpień wśród wojen i konfliktów, a dzisiaj jest doświadczana trudnościami - szczególnie brakiem pracy. Pragnę oddać hołd miłości rolnika do ziemi, bo ta miłość zawsze stanowiła mocny filar, na którym opierała się narodowa tożsamość. W chwilach wielkich zagrożeń, w momentach najbardziej dramatycznych w dziejach narodu ta miłość i przywiązanie do ziemi okazywały się niezmiernie ważne w zmaganiu o przetrwanie. Dzisiaj, w czasach wielkich przemian, nie wolno o tym zapominać. Oddaję dzisiaj hołd spracowanym rękom polskiego rolnika. Tym rękom, które z trudnej, ciężkiej ziemi wydobywały chleb dla kraju, a w chwilach zagrożenia były gotowe tej ziemi strzec i bronić.

 

Pozostańcie wierni tradycjom waszych praojców. Oni, podnosząc wzrok znad ziemi, ogarniali nim horyzont, gdzie niebo łączy się z ziemią, i do nieba zanosili modlitwę o urodzaj, o ziarno dla siewcy i ziarno dla chleba. Oni w imię Boże rozpoczynali każdy dzień i każdą swoją pracę i z Bogiem swoje rolnicze dzieło kończyli. Pozostańcie wierni tej prastarej tradycji! Ona wyraża najgłębszą prawdę o sensie i owocności waszej pracy.

 

Tak bardzo jesteście podobni do ewangelicznego siewcy. Szanujcie każde ziarno zboża kryjące w sobie cudowną moc życia. Uszanujcie również ziarno słowa Bożego. Niech z ust polskiego rolnika nie znika to piękne pozdrowienie "Szczęść Boże!" i "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!" Pozdrawiajcie się tymi słowami, przekazując w ten sposób najlepsze życzenia. W nich zawarta jest nasza chrześcijańska godność. Nie dopuśćcie, aby ją wam odebrano - bo próbuje się to robić! Świat pełen jest zagrożeń. Docierają one poprzez środki przekazu także do polskiej wsi. Twórzcie kulturę wsi, w której obok nowych wymiarów, jakie niosą czasy, pozostanie - jak u dobrego gospodarza - miejsce na rzeczy dawne, uświęcone tradycją, potwierdzone przez prawdę wieków.

 

Obejmując sercem tę ziemię, pragnę też podziękować wam za trud budowania świątyń. Często z waszego rolniczego mozołu umieliście wydobyć ów wdowi grosz, by Chrystus w tym zakątku Polski miał swoje miejsce. Bóg wam zapłać za te piękne kościoły - owoc pracy rąk waszych i owoc waszej wiary. Jakżeż głębokiej wiary! "Będę na wieki sławił łaski Pana" - śpiewaliśmy przed chwilą w śpiewie międzylekcyjnym (por. Ps 89 [88],2). Budowaliście te nowe świątynie właśnie po to, abyście wy sami i następne pokolenia mieli gdzie sławić łaski Pana.

 

Trzeba mocno uchwycić się Jezusa - Dobrego Siewcy, i iść za Jego głosem po drogach, które nam wskazuje. A są to drogi różnych i wielorakich inicjatyw, których dzisiaj jest w Polsce coraz więcej. Wiem, że wkłada się wiele wysiłku w promocję grup i instytucji dobroczynnych, dających świadectwo solidarności z potrzebującymi pomocy w kraju i poza jego granicami. Tej pomocy sami w trudnych latach doświadczaliśmy - trzeba, abyśmy umieli ją odwzajemniać, pamiętając o innych. Dzisiaj naszej Ojczyźnie potrzebny jest katolicki laikat, apostolstwo świeckich, ów Boży Lud, na który czeka Chrystus i Kościół. Potrzebni są ludzie świeccy rozumiejący potrzebę stałej formacji wiary. Jakże dobrze się stało, iż została przywrócona do życia w Kościele na polskiej ziemi Akcja Katolicka, która w waszej archidiecezji, podobnie jak w innych diecezjach, staje się obok różnych ruchów i wspólnot modlitewnych szkołą wiary. Idźcie odważnie tą drogą, pamiętając, że im większe będzie wasze zaangażowanie w nową ewangelizację i w życie społeczne, tym większa powstaje potrzeba duchowości, tego wewnętrznego związku z Chrystusem i Kościołem, owego zjednoczenia aż do przeniknięcia łaską każdego poruszenia serca, aż do świętości.

 

4. Umiłowani bracia i siostry! Ziemia, na której stoimy, jest przesiąknięta i nabrzmiała świętością Jana z Dukli. Ten święty zakonnik piękną bieszczadzką ziemię nie tylko rozsławił, ale przede wszystkim uświęcił. Jesteście spadkobiercami tego uświęcenia. Krocząc po tej ziemi, nakładacie na jego drogi wasze drogi życiowe. Tutaj odczuwamy wszyscy w tajemniczy sposób owo "bogactwo chwały Jezusa Chrystusa objawiającej się w Jego świętych" (por. Ef 1,18), o których pisał apostoł Paweł. Wydała bowiem ta ziemia wielu autentycznych świadków Chrystusa, ludzi, którzy w pełni zawierzyli Panu Bogu i poświęcili swoje życie dla głoszenia Ewangelii. Idźcie ich śladami! Wpatrujcie się w ich życie! Naśladujcie ich czyny, "aby świat widział wasze dobre uczynki i chwalił Boga, który jest w niebie" (por. Mt 5,16). Niech wiara, jaką św. Jan zasiał w sercach waszych praojców, rozrośnie się w drzewo świętości i niech "przynosi owoc obfity, i niech owoc ten trwa" (por. J 15,5).

 

Na tej drodze niech wam towarzyszy Matka Chrystusa, czczona w licznych sanktuariach tej ziemi. Za chwilę włożę korony na wizerunki Matki Bożej z Haczowa, Jaślisk i Wielkich Oczu. Niech będzie to wyrazem naszej czci dla Maryi oraz nadziei, że swoim wstawiennictwem dopomoże nam wypełniać wolę Bożą do końca. Nauczyliśmy się w okresie tysiąclecia chrztu śpiewać: "Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam" (Apel Jasnogórski). Radujemy się, że wespół z nami czuwają wszyscy święci patronowie Polski. Radujemy się i prosimy za naród polski i Kościół na naszej ziemi - tertio millennio adveniente.

 

 

"Z dawna Polski Tyś Królową, Maryjo. (...) Weź w opiekę naród cały, który żyje dla Twej chwały". Amen.

 

 

Rok 2014 - rokiem św. Jana z Dukli

poniedziałek, 09 grudzień 2013 16:29

W dniu 6 grudnia 2013 roku, Sejm RP przyjął uchwałę ustanawiającą rok 2014 Rokiem  św. Jana z Dukli. Poniżej treść dokumentu:

 

Z okazji 600. rocznicy urodzin św. Jana z Dukli, patrona Polski, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, mając na uwadze zasługi świętego dla naszego kraju, oddaje mu hołd.
275. rocznica ustanowienia św. Jana z Dukli patronem Polski wpisuje się w szereg działań władz polskich, które doceniały jego walkę o prawdę, wierność Bożym przykazaniom oraz o ofiarną miłość do Ojczyzny. Niech pamięć jego działań, zmierzających do troski całego Narodu o wspólne dobro w duchu sprawiedliwości społecznej i miłości bliźniego, będzie fundamentem naszej tożsamości w Europie.
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, przekonany o szczególnym znaczeniu postaci św. Jana z Dukli, w 275. rocznicę ustanowienia świętego patronemPolski oraz w 600. rocznicę jego urodzin ogłasza rok 2014 Rokiem św. Jana z Dukli.

 

Dokładna data urodzenia Świętego nie jest nam znana. Powszechnie przyjmuje się więc, że był to rok 1414. Wiemy natomiast z całą pewnością, że w młodym wieku Jan wiódł żywot pustelniczy w lasach i grotach w pobliżu rodzinnej miejscowości. 

 

W wieku 20-25 lat Jan przywdziewa habit franciszkański, a po pewnym czasie zostaje gwardianem. Przełożeni doceniają jego rozliczne talenty i powołują go na urząd kustosza kustodii ruskiej we Lwowie.  W 1461 roku, dzięki dużej wiedzy teologicznej i dobrej znajomość języka niemieckiego, obejmuje on posługę kaznodziejską w kościelnym szpitalu pod wezwaniem Świętego Ducha. Przebywa cały czas we Lwowie i tu poznaje braci z klasztoru św. Andrzeja. W 1463 roku podejmuje decyzję o wstąpieniu do bernardynów, tutaj bowiem dostrzega realizowanie w pełni idei franciszkańskiej. 

 

Żywot św. Jana z Dukli pełen był pokory i miłosierdzia dla bliźniego. Wspierał ubogich i prowadził działalność misyjną, zwłaszcza wśród prawosławnych. Tuż po jego śmierci grób odwiedzany był przez liczne pielgrzymki. Jan z Dukli najpierw został patronem wojsk Rzeczypospolitej i Wielkiego Księstwa Litewskiego, a następnie patronem Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego. 3 stycznia 1733 r. papież Klemens XII ogłosił go błogosławionym. Po 264 latach Jan Paweł II włączył go do grona świętych

 

 

Zaplanowano już datę centralnych uroczystości związanych z 600-leciem urodzin św. Jana z Dukli. Odbędą się one 31 maja w dukielskim sanktuarium.

strona internetowa sanktuarium św. Jana z Dukli 

 

 

 

 

 

Latający zakonnik

czwartek, 02 maj 2013 06:17
17 czerwca 1603 roku w małej wiosce Kupertyn w południowych Włoszech przyszedł na świat chłopiec. Ponieważ mieszkanie jego rodziców z powodu długów zajęte było przez poborcę podatkowego, dziecko narodziło się w stajni. Rodzice dali mu na imię Giuseppe – Józef.

 

Życie chłopca nie było łatwe. Od najmłodszych lat cierpiał na chorobę określaną przez współczesnych mu gangreną lub wrzodem. Schorzenie to było ciężkie i bolesne. Liczne operacje nie pomagały. 

 

Pewnego dnia matka chłopca, Franceschina, namaściła chore miejsca oliwą z wiecznej lampki, która paliła się przed Madonną w świątyni parafialnej. Wówczas nastąpiło natychmiastowe, cudowne uzdrowienie. To Boże działanie naznaczyło życie chłopca i związało go z Panem.

 

Dzieciństwo

W szkole Józef nie był dobrym uczniem, co nie znaczy, że się nie uczył czy lenił. Nie potrafił przyswoić sobie wiedzy, której wymagali od niego nauczyciele. Długie godziny spędzone w szkole, wystawiana na próbę cierpliwość nauczycieli i profesorów, a także wynikająca z miłości surowość rodziców sprawiły, że Józef edukację szkolną, bez większego rezultatu, zakończył bardzo szybko. Bardzo chętnie chodził natomiast do kościoła. Mógł tam przesiadywać godzinami, wpatrzony w obrazy Maryi, świętych i tabernakulum umieszczone w głównym ołtarzu. Matka szybko zauważyła, że jej syn umiłował Pana Jezusa i podsunęła mu myśl, by – jeśli pragnie i czuje potrzebę serca – wstąpił do zakonu i oddał się Bogu. Tak też się stało...

 

 

Pełny tekst artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta

 

 

 

Legenda o św. Janie

wtorek, 10 grudzień 2013 06:39

Dnia pewnego - ubrany już w ornat i mając kielich w ręku, bo właśnie wychodzić miał ze Mszą świętą, spostrzegł, że przełożony jest w zakrystii, zwrócił się doń przeto z pokornym zapytaniem dowiadując się o ołtarz: - Dokąd, Ojcze, każesz mi iść ze Mszą świętą? Przełożony, który w tym czasie jakąś ważną sprawą był zajęty, zbył go niecierpliwym słowem - do Lwowa! 

 

Sługa Boży, jakby w tym słowie nie uważał nic niezwykłego - skłonił się głęboko i z kielichem w ręku przeszedł kościół, wyszedł na ulicę miasta, skierował się potem na drogę wiodącą w stronę Lwowa i szybko szedł coraz dalej i dalej. Po dobrej godzinie drogi był już w Komborni, ale mocno znużony. 

 

Promienie słońca dogrzewały silnie, uczuł gwałtowne pragnienie, siadł przeto na chwilę opodal gościńca przy obfitym źródełku, chcąc w jego chłodzie orzeźwić się nieco. Wody napić się nie śmiał wszakże winien być na czczo skoro idzie ze Mszą świętą, wprawdzie daleko do Lwowa, lecz tak mu kazano. Więc tylko przeżegnał źródełko, wodą obmył zeznojone lica i w tej chwili sam nie wie , we śnie to, czy na jawie, lecz jakimiś potężnymi dźwignion ramionami, wznosi się w jasne błękitu przestworza. Cudnej piękności młodzieńcy niosą go w powietrzu, jakby na skrzydłach wiatru pomyka z nieopisaną szybkością. Tam daleko u dołu mija wioski i miasta, płynie ponad góry i rzeki. Czasem i trudno mu dojrzeć co tam jest w dole, tak szybko go niosą. Raz tylko rozeznał miejscowość jedną, znaną sobie z poprzednich swych podróży. To skromna wioska ruska Prałkowice pod Przemyślem. Na jej polach ludzie pracowali. Zdumieni jakimś szumem nadprzyrodzonym spojrzą w górę, a tam Anieli Pańscy niosą zakonnika we franciszkańskim habicie. Rzucili się na kolana, a Jan z Dukli błogosławił im z wysoka. I znów leci na skrzydłach anielskich niestrudzonych a chyżych, mija łany bogate, lasy obfite, pagórki zielone, rzeki wartkie. Już widzi tam przed sobą na przedzie jakieś miasto warowne, z zamkiem na wzniosłej górze, patrzy bliżej, to dobrze znany mu Lwów. I w tej chwili ręce anielskie stawiają go bezpiecznie na progu kościoła franciszkańskiego we Lwowie. Podróż z Komborni trwała chwilę tylko. A po tej chwili Jan z Dukli, posłuszny rozkazowi otrzymanemu w Krośnie, wyszedł tegoż dnia, tylko w godzinę później ze Mszą świętą we Lwowie.

 

 

 

Muzeum Monet i Medali
miłujcie się
LAB

Najnowsze artykuły

Szukaj...