Złu brakuje światła, to widać. Przed światłem prawdy ono woli się chować w tym, co mroczne. Zapalić światło prawdy można przez czynienie dobra, co jest rozwijaniem prawdziwej, ludzkiej kultury. W przeciwieństwie do zła, które zawsze jest pasożytnicze (ujawniać się może jedynie na tkankach dobra jako jego destrukcja), dobro wymaga trudu i poświęcenia. Ale dlatego jest cenne, czyli warto się o nie starać. Głos tzw. prasumienia słyszy każdy człowiek: „dobro należy czynić, zła unikać”.
Podnoszą się czasem wołania: „nie straszmy Szatanem, piekłem, wiecznym potępieniem”, bo to niechrześcijańskie. Może to i racja: nie straszmy; straszyć można kryzysem gospodarczym, kataklizmem przyrodniczym czy wojną. Diabłem i piekłem nie da się tylko straszyć. Tą rzeczywistością trzeba przerażać, bo to jest jedyna właściwa reakcja normalnego człowieka. O grozie i dramacie śmierci wiecznej mówi Zbawiciel, więc chyba trudno przytomnie utrzymywać, że jest to postawa niechrześcijańska. Dzisiaj, gdy Zły ma tak skuteczny marketing i sprawny PR, tym bardziej o nim należy mówić. Być może ktoś się w porę opamięta…
Kto nie wierzy w istnienie diabła, ten wierzy diabłu. Wierzy jego sugestiom i podszeptom, że nie istnieje. Wystarczy wejść do księgarni czy włączyć telewizor, by się przekonać, jakie style są modne, lansowane i obowiązujące. Style życia i twórczości coraz bardziej przesiąknięte są złem moralnym, którego nie nazywa się już grzechem. Może warto się zastanowić nad powszechną dziś patologią „oswajania” zła, przyznawania mu prawa obywatelstwa wśród tego, co dobre, a nawet chronienia go jakimś przedziwnym immunitetem. Utrwalają się postawy akceptacji zła, nazywania go dobrem, a w konsekwencji jego promocji. Komu na tym najbardziej zależy?