Jeżeli ktoś w dziele Maertena van Heemskercka znajdzie reminiscencje ołtarzy z Gandawy, Kolonii czy nawet naszego Mariackiego, to będzie miał rację. Podobnie jak ci, którzy będą w nim widzieć obrazy i rzeźby Michała Anioła oraz jego następców i naśladowców.
To nie jest tylko kwesta wrażenia i odczuć. Tak po prostu jest. Artysta w latach trzydziestych szesnastego stulecia w Rzymie pilnie studiował dzieła Michała Anioła. I z całą pewnością był ambasadorem rzymskiej sztuki w Niderlandach. Nie tylko on zresztą. Potężne torsy i pełne ekspresji dramatyczne ustawienia ciał współgrały z północną tradycją, sensualistyczną i pełną siły. I dokładnie takie zmieszanie dwóch doskonałych tradycji widzimy w Ecce Homo ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie.
Jezus, Piłat i lud
Układ dzieła jest typowy dla okresu, w jakim powstał. W centralnej części tryptyku znajduje się scena przedstawiająca Piłata wskazującego Chrystusa tłumowi, zaś na ruchomych skrzydłach od wewnątrz ukazani są w bogatych strojach fundatorzy Jan i Małgorzata van Baertwyck ze swoimi patronami – św. Janem Ewangelistą i św. Małgorzatą z Antiochii. Ich postacie wyraźnie nawiązują do malowanych przez Michała Anioła figur, co jest echem podróży niderlandzkiego malarza do Rzymu.
Siła obrazu głównego polega przede wszystkim na owym doskonałym sposobie ukazywania postaci oraz kilku nader zręcznych zabiegach kompozycyjnych. Postacie upozowane są w taki sposób, aby jak najlepiej podkreślić ich muskulaturę, ponieważ ukazanie ludzkiego ciała w jego anatomicznej doskonałości było jednym z celów Michała Anioła, jego uczniów i naśladowców. Ale nie sama anatomia była celem obrazu, stojący na podwyższeniu Zbawiciel i Piłat są nieruchomi i przez to kontrastują z ekspresyjną gestykulacją otaczających ich ludzi. Po cóż ta przesada w ukazywaniu ludzi, ich szeroko otwartych ust i oczu? Po co napięte mięśnie i wyraźnie zarysowane ścięgna?