Odkąd pijaństwo nazwano alkoholizmem i nadano mu status choroby, ludzie uzależnieni nie czują się do końca odpowiedzialni za swój nałóg. Winne stają się skłonności genetyczne, trudne doświadczenia z dzieciństwa, toksyczni rodzice. Tymczasem grzech pijaństwa to owoc braku pracy nad sobą i zaniedbań w życiu duchowym.
Zmiana postrzegania istoty nałogu owocuje dobieraniem niewłaściwych środków zaradczych. Jeśli uznamy, że alkoholizm jest chorobą, będziemy poszukiwać odpowiedniego lekarstwa i terapii. W konsekwencji człowiek uzależniony i zniewolony przez nałóg będzie oczekiwał skutecznego leczenia jedynie na poziomie naturalnym. Jeśli natomiast uznamy, że alkoholizm to znany od wieków grzech pijaństwa, będziemy poszukiwać innych środków, a „leczenie” będzie następowało w przestrzeni duchowej. Stąd pomoc, jaką oferują osobom uzależnionym psychiatrzy czy psychoterapeuci, niejednokrotnie okazuje się niewystarczająca. Nie bierze się bowiem pod uwagę istoty uzależnienia, a co za tym idzie, używa się niewłaściwych środków. Tymczasem najwłaściwsze metody i środki do walki z nałogami mamy na wyciągnięcie ręki. Od wieków są one dostępne w Kościele katolickim.
Przepijał całą wypłatę
Istnieje wiele świadectw byłych alkoholików, którzy porzucili nałóg i całkowicie zmienili swoje życie, kiedy zwrócili się do Bożego miłosierdzia. Jedną z takich osób jest niewątpliwie Sługa Boży Mateusz Talbot, ubogi robotnik z Dublina, który z Bożą pomocą pokonał nałóg i rozpoczął zupełnie nowe, święte życie. Droga, jaką przebył od swojego nawrócenia, może być przykładem najlepszej i najskuteczniejszej „terapii uzależnień”. Mateusz Talbot żył w XIX-wiecznej Irlandii. Wychowywał się w wielodzietnej, katolickiej rodzinie. Podzielał los wielu ubogich robotników, szybko kończąc szkolną naukę i podejmując pracę zarobkową. Jako kilkunastoletni chłopiec rozpoczął pracę w rozlewni wina. Część wynagrodzenia wypłacano mu w alkoholu. Chłopcu imponowały zachowania starszych kolegów z pracy, którzy co dzień się upijali. Wkrótce dla niego samego alkohol stał się jedyną radością i odskocznią od codziennych trudów życia. Z początku Matt swoje picie ukrywał przed rodzicami. Ale gdy stoczył się w nałóg, przestało mu na tym zależeć. Celowo zmienił pracę, aby uniknąć wymówek pracującego w tym samym zakładzie ojca. W ten sposób mógł się już swobodnie oddawać nałogowi, bez narażania się na nieprzyjemności. Wszystkie wieczory spędzał w ulubionym pubie i przepijał praktycznie całą wypłatę. Picie, a także złe towarzystwo owocowały wulgarnym słownictwem i zachowaniem, a nawet doprowadziły do kradzieży. Któregoś wieczoru podczas pijackiej libacji do karczmy przybył ubogi skrzypek, który graniem zarabiał na swoje utrzymanie. Mateusz wraz z kolegami niepostrzeżenie wyniósł jego skrzypce do lombardu, a potem cały wieczór pił z kompanami za uzyskane w ten sposób pieniądze. Pod koniec wesołej zabawy skrzypek na próżno szukał swego instrumentu. W tym czasie kompani od kieliszka zaśmiewali się do rozpuku. Mateusz wszystkie wieczory spędzał w pubie. Z czasem przestał się przejmować tym, że tak bardzo zasmucał swoją matkę, kiedy co dzień wracał do domu w stanie całkowitego upojenia. Matka Mateusza była jednak osobą głęboko wierzącą i co dzień modliła się w intencji swoich dzieci. Po latach Bóg nagrodził wytrwałość pani Talbot i obdarzył Mateusza szczególną łaską nawrócenia. Ale, aby rozpocząć nowe życie, Mateusz musiał, jak wielu innych alkoholików, sięgnąć dna.