Skoro śmierć jest przeciwieństwem życia i jego kresem, to dlaczego dzień śmierci jest najważniejszym dniem w życiu? Sama śmierć do życia nie należy i ze swej natury jest jego przeciwieństwem. Nie taka jest jednak perspektywa dla życia, które jest nieprzemijające: zmieniają się jedynie formy i okoliczności, a ono trwa nadal. Jednak śmierć będzie dla nas zawsze tajemnicą, przynajmniej w tym sensie, że nie możemy rozpoznać konkretnych okoliczności życia już poza jej granicą. Z Objawienia wiemy, że będzie to czas sądu nad całym naszym życiem. Sprawiedliwy Sędzia wystarczająco nas oświeci, żebyśmy sami byli w stanie ujrzeć siebie w całej prawdzie. I będzie to czas na ostateczną naszą decyzję: albo wybierzemy życie wiecznie szczęśliwe, albo wiecznie nieszczęśliwe. Dlatego jest wskazane przyzwyczajać się do właściwego wyboru, bo każdy dąży do szczęścia.
Do tego dnia trzeba się ciągle przygotowywać poprzez stałe wybory prawdziwego dobra, by na koniec, gdy przyjdzie stanąć wobec Dobra Doskonałego, móc powiedzieć „tak”. Czymś niepojętym byłaby inna odpowiedź. Nawet nie chcemy sobie jej wyobrażać, bo jej dramat, tragizm i katastrofizm przerasta wszelkie ludzkie pojęcie i wyobrażenie. Już sama myśl o wiecznej samotności, smutku i zgryzocie może prowadzić do bólu głowy. Dlatego należy nastawić się na myśl o prawdzie i na poznawanie prawdy, czego przełożeniem w działaniu jest czynienie dobra. I nie odwracać się za siebie z tęsknotą za „półprawdami” czy „półdobrami”. Jeżeli każdy szuka szczęścia, to tylko wtedy je znajdzie, kiedy uświadomi sobie przemijalność dóbr doczesnych i konsekwentnie nie przywiąże do nich zbyt dużej wagi. Przez to ograniczy swoje potrzeby do koniecznych, a wówczas stwierdzi, że jest naprawdę szczęśliwy.
Szczęście uzyskamy, gdy ograniczymy potrzeby do tych, które nie przerastają możliwości ich spełnienia, dzięki czemu staniemy się bardziej wolni od różnych obciążających przywiązań. Na śmierć nie spojrzymy wtedy jak na dzień straszny, ale jak na czas wyzwolenia – i oby nie wchodziły w grę żadne alternatywy.
Jeśli nawet miał takie zamiary, to – jak dobrze wiemy – legły one w gruzach. Na cokolwiek by jednak nie liczył, to tego, że ubije owego dnia interes życia, na pewno nie spodziewał.
Nie każdy człowiek potrafi rozpoznać ślady Boga w świecie. Wielu na pytania: skąd? dlaczego? po co? zadowoli się odpowiedzią: nie wiem. Jest też niemała grupa tych, którzy takich pytań nawet sobie nie stawiają. Kwestia istnienia Boga i życia wiecznego jest dla nich bez znaczenia.
Inaczej Bóg – potrafi znaleźć drogę do człowieka, skorzysta z różnych, nawet najmniej oczekiwanych sytuacji, by o sobie dać znać. Może wykorzystać ludzką ciekawość, jak w przypadku Zacheusza, emocje czy słabości.
Możemy utyskiwać, że ludzka ciekawość, strach, wyrzuty sumienia to nie najwyższych lotów pobudki do nawrócenia. Ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Jeśli ktoś przeczyta tekst o piekle i wiecznym potępieniu i ogarnie go egzystencjalny strach, a w konsekwencji skieruje go to na właściwe tory i odnajdzie Boga, to na pewno dojdzie kiedyś do poznania, że ów strach nie leży w istocie Bożego Miłosierdzia. Na pewno z czasem pozna wyższe pobudki. Dlatego nie zamykajmy takim ludziom dróg prowadzących do Boga, jakiekolwiek by one nie były.
Zacheusz nie zagłuszył wyrzutów sumienia, nie zepchnął ich do podświadomości. Wyszedł im naprzeciw. Zaproponował rozwiązanie, które bardzo spodobało się Zbawicielowi. Jak podają źródła, prawdopodobnie został w przyszłości biskupem.
Bóg nas zapewnia, że nie istnieją takie przewinienia, których by nie przebaczył. Poza jednym – kiedy człowiek tego przebaczenia nie chce. Wystarczy chcieć.
Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że 99% procent osób podpisujących cyrografy cierpi w konsekwencji na opętanie. O wiele trudniej jest oszacować, jaki procent opętanych decyduje się poprosić księdza egzorcystę swojej diecezji o egzorcyzm i uwolnienie.
Dzisiaj zjawisko opętania można śmiało określić kategorią epidemii. Do opętania prowadzą różne grzechy. Najpoważniejszym jest ten przeciw pierwszemu przykazaniu Bożemu: Nie będziesz miał cudzych bogów przede mną…
całość artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Mój brat poznał dziewczynę, która odeszła od Kościoła i przeszła do świadków Jehowy. Wzięli ślub cywilny, potem on również przestał chodzić do Kościoła. Chciała żeby w moim domu był spokój, tymczasem często dochodziło do gwałtownych awantur, przeważnie prowokowanych przez moją bratową.
Byłam przekonana, że oni są w ręku diabła, bo siali w domu niepokój, a często działo się to przed jakimiś uroczystościami kościelnymi. Nikomu o tym nie mówiłam, z nikim się nie konsultowałam, postanowiłam sama działać…
całość świadectwa w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Skoro wierzymy w Chrystusa, który pokonał Szatana raz na zawsze poprzez ofiarę krzyża, musimy dobrze rozłożyć akcenty w doświadczeniu walki duchowej. Świadomość, że chrześcijaństwo już tę wojnę wygrało dzięki Jezusowi z Nazaretu, stawia nas pośród zwycięzców! Podkreślając więc nade wszystko zasługi Chrystusa oraz Jego zwycięstwo nad grzechem i Szatanem, chcę dodatkowo zwrócić uwagę na kilka słabości Złego. Świadomość, że one istnieją, może nam przyjść z pomocą w naszym osobistym doświadczeniu walki wewnętrznej, byśmy nie ulegali lękowi, który w żaden sposób nie ma poparcia w tym, co nazywamy Dobrą Nowiną...
całość artykułu w drukowanej wersji Miesięcznika Egzorcysta
Nie moje częste grzechy, nie brak dobrej woli, by z nich powstać, zadecydowały o moim losie. Wiele razy zachęcałaś mnie do słuchania kazań i czytania dobrych książek. Mówiłam wówczas, że nie mam czasu na takie rzeczy. Więc muszę otwarcie powiedzieć: gdy zaszłam już tak daleko, jak to miało miejsce na krótko przed opuszczeniem stowarzyszenia, było dla mnie niezmiernie trudne wejść na inną drogę. Czułam się bardzo nieszczęśliwa i niespokojna, lecz wysoki mur wznosił się między mną a nawróceniem. Trudno ci to było zrozumieć. Wyobrażałaś sobie bardzo prosto tę sprawę, jak raz to powiedziałaś: „Odbędę dobrą spowiedź, Aniu, i wszystko będzie na nowo”. przypuszczałam, że masz rację, ale świat, zły duch i ciało zakuły mnie już zbyt mocno w swoje kajdany. Czego nie czyni nienawiść?! Nigdy nie wierzyłam we wpływ złego ducha, lecz teraz mogę świadczyć, że wywiera on potężny wpływ na osoby pogrążone w grzechu. Jedynie więcej modlitw z mej strony i innych osób wraz z ofiarami i cierpieniami mogłoby mnie wyzwolić od Szatana, a i to tylko stopniowo. Niewiele osób jest widzialnie opętanych przez złego ducha, ale mnóstwo znajduje się niewidzialnie w jego mocy. Szatan co prawda nie może ograbić z wolnej woli nawet tych, którzy się sami oddają pod jego wpływ, ale gdy opuszczają Boga i Jego zasady, Bóg za karę pozwala Szatanowi na ścisłe związanie się z takim człowiekiem. Tak zagrabia on tych, którzy bezwolnie oddali mu się na służbę. Nienawidzę i Szatana, lecz znajduję w nim o tyle pewne upodobanie, że stara się doprowadzić was do ruiny, on i jego współtowarzysze – duchy demoniczne, które upadły wraz z nim na początku czasów, są ich miliardy. Błąkają się po ziemi na kształt gęstych roi komarów, a wy zaledwie się domyślacie ich obecności. My w duszach potępionych mało bierzemy udziału w kuszeniu ludzi, jest to zadaniem upadłych aniołów. Zwiększają one własne tortury wraz z każdą duszą wciągniętą do piekła, ale czegóż nie czyni nienawiść.
Całość artykułu w wersji drukowanej miesięcznika "Egzorcysta"
Chciałbym rzucić trochę światła nadziei na sprawę wolności, o której Pani pisze w swoim liście. Dla chrześcijanina wolność oznacza dwie sprawy: czynienie dobra i wybór Boga. Tylko w mocy i z pomocą Chrystusa jesteśmy w stanie iść drogą zbawienia aż do końca. Św. Paweł zna moc Chrystusa, dlatego pisze: Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa (2 Kor 12, 9). Pisał o tym w kontekście ataków Szatana, których doświadczał. „Miesięcznik Egzorcysta” wybrał hasło Pismo ludzi wolnych po to, by zwrócić uwagę na chrześcijańskie pojęcie wolności, w którym nie mieści się „możliwość” odrzucenia Boga i czynienia zła. Chrystus w sposób jednoznaczny pokazuje, iż ceną ludzkich wyborów jest życie w Bogu lub jego odrzucenie; nie ma drugiej szansy.
Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16, 26). Chrystus wielokrotnie zapewniał, że przyszedł (i przychodzi) szczególnie do tych, którzy Go potrzebują jako Lekarza, a nie do tych, którzy „uważają się” za zdrowych i wolnych. Wiemy dobrze, że akceptacja prawdy o własnej słabości jest koniecznym warunkiem wyjścia z wszelkich nałogów; podobnie prawda o grzeszności lub zniewoleniu otwiera drogę Duchowi Świętemu do naszej woli. Św. Paweł pisząc słowa: Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli (Ga 5, 1), ma na myśli to, że Pan wyzwalając nas z potęgi grzechu, śmierci i Szatana, postawił nas na drodze wolności i zbawienia. Zarówno chrześcijanie, którzy walczą z grzechem, jak i ci, którzy zmagają się z diabłem, otrzymują siłę do kroczenia drogą wolności od Ducha Świętego, którym zostali namaszczeni już podczas Chrztu św. Wolność człowieka bez Boga jest krucha.
Rzeczywiście, niektórzy uważają siebie za „doskonałych”, ale to wynika z ich pychy. Nikt nie może poczuć się „u celu” ani bezpieczny, dopóki musi toczyć bój z wrogami zbawienia. Kto wybiera na oślep, nie dbając o własne zbawienie, nie jest wolny. Widzimy tu różnicę w pojmowaniu wolności: w sensie filozoficznym i świeckim wolność jest rozumiana jako zdolność dokonywania wyborów; natomiast w sensie objawionym wolnym jest tylko Bóg i ten, kto za Nim podąża. Ta droga kończy się dopiero w momencie przejścia do nieba.
Pani doświadcza ataków Złego dlatego, że wybrała Pani Chrystusa i Jego dar wolności. Zapewne nie podoba się demonowi wybór tej drogi, dlatego się rzuca. Ale dobrze Pani wybrała, modlimy się o coraz większe zaufanie w bliskie zwycięstwo Chrystusa. Akceptacja prawdy o własnej słabości jest koniecznym warunkiem wyjścia z wszelkich nałogów; podobnie prawda o grzeszności lub zniewoleniu otwiera drogę Duchowi Świętemu do naszej woli.
Przez całe życie stykamy się z książkami, czytamy je, kartkujemy, odkładamy na półkę. Jedne zajmują nas bardziej, inne mniej. Osobiście wśród książek wyodrębniam kategorię specyficzną, są to dzieła, które swoją treścią i jakością artystyczną wywierają wpływ na wielkie rzesze ludzi. Zajmują naszą wyobraźnię i nasz umysł, tak bardzo, że studiujemy je wielokrotnie, niekiedy przez całe życie. Takie książki nazywam „księgami”. Są one nie tylko przedmiotem namysłu, lecz także inspiracją dla innych pisarzy, malarzy czy filmowców. Mianem księgi określam „Boską Komedię” Dantego Alighieri – jeden z najwspanialszych literackich obrazów świata, napisany na pograniczu średniowiecza i renesansu. Przejście przez piekło, czyściec i raj pozwala genialnemu poecie na próbę stworzenia specyficznej summy prezentującej ogląd nie tylko teologii, ale i struktury wszechświata. Opisuje także Florentczyk historię czy filozofię ówczesną, dając nam wykład na wszelkie możliwe do ujęcia tematy. „La Divina Commedia” miała wielkie znaczenie w kształtowaniu kultury europejskiej, budując nasze wyobrażenia o zaświatach. Do tej pory w języku potocznym funkcjonuje powiedzenie „dantejskie sceny”, określające przerażające swym okrucieństwem widoki. Dzieło Alighieriego doczekało się licznych wydań, ozdabianych wielokrotnie przez najwybitniejszych artystów poszczególnych epok. Nic więc dziwnego, że podjął się tego zadania jeden z najbardziej wziętych ilustratorów XIX wieku, Gustaw Doré.
Pełny tekst artykułu w drukowanej wersji miesięcznika "Egzorcysta"
Dusze czyśćcowe – teologiczne warunki kontaktu mistycznego
To końcowe oczyszczenie dusz wybranych, które jest całkowicie czymś innym niż kara potępionych, Kościół nazywa czyśćcem. Tradycja Kościoła, opierając się na niektórych tekstach Pisma świętego, mówi o ogniu oczyszczającym (KKK 1031). Ta nauka wiary została sformułowana na Soborze Florenckim (1439-45), a następnie na Soborze Trydenckim (1545-63). Nauczanie Kościoła opiera się także na praktyce modlitwy za zmarłych już w Starym Testamencie (2 Mch 12,45). Kościół od samego początku czcił pamięć zmarłych i ofiarował im pomoc, a w szczególności ofiarę Mszy św., i nadal ustawicznie zabiega o pomoc duszom czyśćcowym. Świadczą o tym specjalne odpusty za dusze czyśćcowe, jałmużny, dzieła pokutne, itd. Ważne są też „osobiste modlitwy wiernych” za te dusze, co przybiera czasami formę doświadczenia mistycznego.
Niektóre osoby, zwłaszcza pobożne, deklarują swój kontakt z duszami czyśćcowymi. Aby wykluczyć możliwość relacji o charakterze spirytystycznym, powinien on spełniać obiektywne warunki i zastrzeżenia teologiczne.
1. Motyw objawienia się dusz czyśćcowych powinien być proporcjonalnie wystarczający i poważny. Dusze czyśćcowe objawiają się w jakiejś powadze i skrusze, z bardzo konkretną prośbą o modlitwę czy nawet ofiarę. Wykluczona jest wszelka ciekawość, niedyskrecja i inne nie duchowe cele. Duchy spirytyzmu natomiast zachowują się często błazeńsko i obscenicznie. Są rozgadane i hojne w objawieniu rzekomych sekretów spoza zasłony śmierci.
2. Dusze czyśćcowe są pobożne i mają świadomość pozwolenia Bożego oraz władzy Kościoła, w tym np. wartości Mszy św. jako pomocy w ich uwolnieniu. Duchy spirytyzmu są często obojętne na te sprawy lub nawet wrogie Chrystusowi czy Kościołowi, o czym świadczy choćby gwałcenie biblijnych i kościelnych zakazów
odnośnie seansów spirytystycznych (por. KKK 2117-2118).
3. Dusze czyśćcowe szukają raczej osób odpowiednich, to jest osób pobożnych, dyskretnych i przygotowanych duchowo do tego, by udźwignąć pewne sekrety czy nawet ciężary związane z modlitwą i ofiarą za zmarłych. W spirytyzmie natomiast duchy zwracają się obojętnie do kogo, byle wciągnąć w to więcej osób, bez ograniczeń,
choć często właśnie unikając osób pobożnych. dusze czyśćcowe – teologiczne warunki kontaktu mistycznego
4. Sposób objawiania się. Są tu dwa elementy. Po pierwsze: to nie człowiek szuka kontaktu z duszami, jak jest w spirytyzmie, ale dusze szukają kontaktu z człowiekiem. Po drugie: w przypadku spirytyzmu często pojawia się trans mediumiczny, który nie występuje w prawdziwej mistyce chrześcijańskiej. Typowy dla spirytyzmu – np. szamanizmu – trans mediumiczny, będący skutkiem tzw. czasowego opętania, kiedy to duch posługuje się człowiekiem jak przedmiotem czy rodzajem megafonu, jest w zasadniczej sprzeczności z personalistyczną formą Bożych objawień. Bóg bowiem nie mówi przez człowieka, operując nim, ale szanując jego godność i wolność. Nawet w przypadku wizji nadzwyczajnych czy ekstaz nie ma nigdy pełnej utraty świadomości ani zapomnienia tego, co się zdarzyło, jak to ma miejsce w transie mediumicznym.
Inne wyznania chrześcijańskie (prawosławie, protestantyzm) odrzucają naukę o czyśćcu, zaś ideologie pogańskie zmieniają jej znaczenie – np. doktryna reinkarnacji.
Wytworzony w kulturze hellenistycznej typ literacki zwany apokalipsą, przyjęty przez św. Jana, stanowił oczywistą formę dla czytelników Księgi Objawienia. Jan miał za zadanie przekazać uczniom wizje, które tak naprawdę były wielkimi przeżyciami wewnętrznymi. On nie opisywał teatrum, które odbywało się przed jego oczyma, lecz myśli, nastroje i uczucia, które przekazywał mu Bóg. Te zaś przyjmowały obraz, który stał się możliwy do interpersonalnego przekazu. Należy podziwiać geniusz literacki Umiłowanego Ucznia, który objawiał się w zapisie nie tylko Dobrej Nowiny, ale także objawienia ponownego przyjścia, nazywanego przez nasze słabe dusze i umysły „końcem świata”. Pojęcie „sceny apokaliptyczne” weszło do powszechnego języka i ukazuje, jak wielkim lękiem napawa nas koniec tego świata, zamiast cieszyć nowym początkiem.
Lęki końca epoki
Późne średniowiecze obfitowało w szereg wielkich zmian w duchowości, lecz jedną z najważniejszych było upowszechnienie pobożności wśród wiernych. Już nie tylko mnisi i duchowieństwo poświęcali swój czas na modlitwę. Każdy wierny mógł się – w miarę możności – oddać Bogu. Bractwa powstawały we wszystkich miastach, a sztuka dawała pożywkę nie tylko wyobraźni – jako Biblia niepiśmiennych – ale także pobożności, będąc wzorem postaw i zachowań. Oglądając sztukę, można było współczuć czy to Umęczonemu Zbawicielowi, Jego Matce, czy innym poświęcającym się dla Boga. Ale też współczucie ludzkie kierowało się ku duszom cierpiącym w czyśćcu albo tym, które przez swoje grzechy miały być potępione na zawsze. Ten czas charakteryzowały nie tylko wielkie czyny pokuty i pobożności, lecz również popularność odpustów, a także dydaktyki nakłaniającej ludzi do nawrócenia się, choćby w chwili śmierci. Przerażające obrazy męczarni piekielnych nie miały na celu – jak wyobrażamy sobie od czasu oświeceniowych paszkwili – zastraszania prostaczków, aby słuchali swych przełożonych i duszpasterzy. One wynikały z głębokiego współczucia dla cierpiących po śmierci oraz chęci uniknięcia takiej kary – przez nas samych czy przez naszych bliskich. Nic dziwnego, że wspaniały obraz Stefana Lochnera, wyobrażający ponowne przybycie Chrystusa na świat, ukazuje nie tylko tronującego na tęczy Mesjasza i wiernych zdążających do niebieskiego Jeruzalem, otrzymujących z rąk aniołów białe szaty – jako symbol zbawienia. Koloński mistrz ukazał nam też grozę piekła i klęskę Szatana.
pełny tekst artykułu w drukowanej wersji miesięcznika Egzorcysta