Z dr Michałem - byłym lekarzem homeopatą rozmawia Paweł Sokołowski
Jak długo zajmował się Pan homeopatią?
Z przerwami 14 lat. Homeopatią zajmowałem się od strony teoretycznej, naukowej, a także praktycznej. Wiele eksperymentów – można powiedzieć – przeprowadzałem na sobie.
Kiedy po raz pierwszy zetknął się Pan z homeopatią?
Z homeopatią spotkałem się już na drugim roku studiów. Zacząłem zgłębiać tę metodę poprzez prywatne kontakty z lekarzami. W Krakowie był pewien lekarz, znany homeopata, który wprowadzał mnie w tajniki tej wiedzy. Oficjalnie na Wydziale Lekarskim nie było tego przedmiotu. Homeopatię uznałem za nową metodę leczenia. Doszedłem do wniosku, że była to nawet metoda obiektywna. W czasie studiów razem z innymi studentami założyłem koło naukowe zajmujące się badaniem tej metody. Zaznaczę, że na uczelni, na której studiowałem, do niedawna istniał przedmiot „Preparatura leku homeopatycznego”. Nie wiem, jak jest dziś. Przedmiot ten wykładali pracownicy Katedry Technologii Postaci Leku i Biofarmacji. Przeprowadzano badania na niskich potencjach. W ramach koła naukowego powstało kilka prac magisterskich. Pokazano w nich, że leki homeopatyczne rzeczywiście wykazują działanie. Natomiast otwarta pozostaje kwestia wysokich potencji. Do dziś niezrozumiała jest dla mnie kwestia mechanizmów, jakie działają przy wysokich potencjach. Wiem, że już przy potencji D24, zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, występuje tylko jedna cząsteczka substancji lub nie ma jej w ogóle. Dodam, że w homeopatykach stosuje się dawkowanie skokowe. Kolejna potencja po D12 wynosi D30. Przy tej potencji praktycznie nie ma już cząsteczek leku. Chodzi tu o proste wyliczenia matematyczno- -stechiometryczne. Część zwolenników homeopatii uważa, że niskie potencje można stosować. Ich zdaniem mają one pozytywne działanie. Ja jednak uważam inaczej.
Co przekonało Pana do homeopatii?
Oprócz prywatnych kontaktów z lekarzami homeopatami z Krakowa pociągnęło mnie też to, że homeopatię przedstawiano jako całkowicie bezpieczną terapię naturalną. Mówiono, że jeśli lek homeopatyczny jest źle dobrany, najwyżej nie zareaguje.
Nie będzie efektów ubocznych?
Tak. W większości leków chemicznych spotykamy się z tym, że pacjenci różnie na nie reagują. Po zastosowaniu mogą występować objawy uboczne.
Jak długo trwała fascynacja homeopatią?
Do czasu aż zastosowałem na sobie preparaty wysokich potencji.
O jakich potencjach mówimy? Co Pana skłoniło do zażycia preparatu homeopatycznego o wysokiej potencji?
Byłem chory. Cierpiałem na depresję i miałem problemy z sercem.
Na początku były niskie potencje?
Tak. W homeopatii jest zasada, że na początku stosuje się niskie potencje, a potem coraz wyższe. Leczenie powinno się kończyć lekiem D1000, żeby rzekomo utrwalić proces zdrowienia. Uważam, że jest to bardzo niebezpieczna metoda.
Jak długo zażywał Pan leki homeopatyczne?
Kilka miesięcy. Sądzę, że w moim przypadku został naruszony jakiś naturalny mechanizm regulacyjny w organizmie. Przy początkowych podaniach jeszcze tego nie czułem. Tymczasem po spożyciu pierwszych dawek D200 wszystko całkowicie się zmieniało.
Jak to wyglądało?
Zamierzałem jechać do bliskich, aby ich odwiedzić. Towarzyszyło mi uczucie radości, że spotkam rodzinę, kuzyna, spędzę miło czas. Tymczasem po spożyciu leku homeopatycznego moje myślenie zmieniło się o 180 stopni. Po co jechać do tej rodziny? Lepiej się zająć tłumaczeniem materiałów homeopatycznych – myślałem. Przekładałem wtedy książki homeopatyczne z języka niemieckiego na polski. Teraz wydaje mi się to dziwne. Mogę chyba powiedzieć, że było to nawet zniewolenie przez homeopatię. Lekarze mówią, że leki homeopatyczne działają na umysł i duszę. Zauważyłem, że wpływają również na wolę. Mamy tu zatem jakieś oddziaływanie duchowe, dlatego może dochodzić do zniewoleń.
Co było potem?
Potem nastąpił okres przerwy. Trafiłem do grup i ruchów katolickich. Tam pojawiła się dyskusja na temat homeopatii. Padła sugestia, że może to być jakieś niewłaściwe działanie. Zacząłem się nad tym zastanawiać. Jedna z osób miała dar poznania wewnętrznego. Po wspólnej modlitwie powiedziała mi: Słuchaj, Michale, w twoim pokoju są jakieś leki, granulki. Bóg chce, żeby ci powiedzieć, że z tymi lekami jest coś niewłaściwego, musisz rozeznać, o co chodzi. Dodam, że ta osoba nic nie wiedziała o homeopatii. To mnie zastanowiło. W tamtym okresie jeszcze się nie mówiło o negatywnych skutkach tej metody leczenia. Zacząłem zadawać sobie pytania i na pewien czas wycofałem się z niej. Potem w jednym z katolickich czasopism pojawiała się opinia jakiejś komisji teologicznej, według której niskie potencje nie są szkodliwe, wysokie natomiast trzeba odrzucić. Uchwyciłem się tej myśli i powróciłem do homeopatii. Pacjentom polecałem wtedy jedynie niskie potencje. Pewnego razu zastosowałem na sobie niskie potencje w granicach D9, CH9.