Dziesięć dni po śmierci mojej mamy, kiedy kończyłam poranną modlitwę, Jezus poprosił mnie, abym pozostała jeszcze kilka minut w pokoju. Nagle, jak w filmie, przed moimi oczami przesunęły się sceny, które się wydarzyły w chwili śmierci mamy.
Mama leżała w swoim łóżku. Właśnie z bratem położyliśmy ją na prawym boku. Kiedy wycierałam krew, która leciała jej z nosa, skierowała wzrok ponad moją głowę, w kierunku okna. Chwyciła mocno moją rękę i powiedziała: Chcę, abyś została ze mną. Boisz się, mamo? – zapytałam ją zaniepokojona. Nie, nie boję się, ale chcę, abyś została ze mną.
Ostatnia droga
W tym momencie zobaczyłam ludzi, którzy stanęli za nami, po prawej stronie chorej. Rozpoznałam św. Józefa, św. Antoniego Padewskiego, św. Różę z Limy, św. Dominika Guzmana i św. Sylwestra. Obok nich stał przystojny młodzieniec „Leopold” – Anioł Stróż mamy. Modlił się na klęczkach i jednocześnie czule głaskał chorą po głowie. Modlili się także inni zebrani: mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy, w sumie ok. 40 osób. Jeden z młodych mężczyzn, ubrany w białą albę, trzymał w rękach małą, złotą czaszę i czynił coś na kształt kadzenia – wkładał ręce w misę i wydobyty w ten sposób dym kierował ku górze. Tym gestem sprawiał wrażenie, że przeszkadza złym duchom zbliżyć się do umierającej. Młody mężczyzna poruszał ustami, jakby odmawiał jakąś modlitwę. Potem przełożył naczynie do drugiej ręki i ponownie wykonał gest przypominający kadzenie. Chodził dookoła wszystkich osób zgromadzonych wokół łóżka. Byłam zaskoczona tak dużą liczbą zebranych. Jezus zwrócił się do mnie i wyjaśnił mi: To są jej święci patronowie oraz dusze, którym pomogła osiągnąć zbawienie poprzez swoje modlitwy i cierpienia. Przybyli teraz towarzyszyć jej w ostatniej drodze, choć nawet ich nie znała. Kiedy położyliśmy mamę na drugim boku, by ją przebrać, powiedziała: Już czas, abym z nimi poszła i spojrzała przez moje ramię. Zaśpiewaliśmy psalm, a ona powtarzała za nami. Z jej oczu można było wyczytać zdumienie, tak jakby kontemplowała coś, czego nie sposób wyrazić słowami. Poprosiła, abyśmy włączyli światło. Zrobiliśmy tak, choć wiedzieliśmy, że jej spojrzenie wykracza już poza ziemskie granice. Ścisnęła mocno moją dłoń i powiedziała: Święty Boże, teraz! Święty Boże, teraz! Pomyślałam, że chce mnie w ten sposób zachęcić do powtarzania krótkiej modlitwy: Święty Boże, Święty Mocny, Święty a Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem! Wypowiedziała kilkakrotnie słowa tej modlitwy, a po chwili rzekła naglącym głosem: Muszę już iść... Zaczęła poruszać nogami, tak jakby gdzieś szła, i na koniec zawołała: Nie zatrzymujcie mnie! Po czym jeszcze raz powtórzyła: Święty Boże, Święty Mocny... Zmiłuj się nade mną i nad całym światem. Wspólnie ze wszystkimi bliskimi, którzy zebrali się w ostatniej godzinie wokół mamy, odmawialiśmy koronkę do Bożego Miłosierdzia. W tym czasie konająca zanosiła własne modlitwy, z naciskiem powtarzając: Ojcze, mojego ducha! Teraz! Teraz! Zaczęliśmy więc mówić: Ojcze, w Twoje ręce powierzam mojego ducha, wierząc, iż to właśnie zdanie mama chciała powiedzieć. Powtórzyła nasze słowa, dając do zrozumienia, że dobrze odczytaliśmy jej intencje. Zobaczyłam, że za nami, po lewej stronie chorej, zjawiła się inna grupa osób. Wśród nich rozpoznałam mojego ojca, jedną z babć, ciocię, która mieszkała z nami. Przybyli też inni ludzie, ale ich twarzy nie widziałam wyraźnie. Byłam oszołomiona tym, co zobaczyłam, ale jednocześnie starałam się skupić na mamie. Nagle światło padło przed nią i zobaczyłam chór aniołów, którzy śpiewając, schodzili z wysokości niebieskich. Ustawili się w dwóch rzędach, a kiedy zbliżyli się do nas, rozdzielili się, tworząc krąg wokół zebranych. Była to bardzo uroczysta chwila. W tym momencie mama powiedziała, jakby zwracając się do osób, które przybyły towarzyszyć jej w ostatniej drodze: Poczekajcie, muszę najpierw zobaczyć Matkę Bożą! Mój brat odezwał się: Mamo, Jezus jest tutaj. Czeka już na ciebie... Powiedział tak, ponieważ wcześniej mama wspomniała, że widzi Jezusa. Odpowiedziała: Muszę jeszcze zobaczyć Maryję. Wiele razy słyszała bowiem, że Maryja przychodzi po dusze tych, którzy w godzinie śmierci odmawiają różaniec. Podaliśmy mamie obrazek Matki Bożej Wspomożenia Wiernych, myśląc, że o to właśnie prosiła. Nagle powiedziała: Widzę Ją tam, jest tam... uciekajmy się do Mamity (Mamusi)! Musimy prosić Ją o przebaczenie...